Dodany: 05.06.2008 02:00|Autor:

z okładki


W książkach o działaniach Armii Krajowej w Krakowie w latach okupacji nie sposób odnaleźć nawet wzmianki o "montowni numer 5", a była ona jednym z największych, o ile nie największym, z polskich konspiracyjnych warsztatów. Zlokalizowano ją w stolicy ówczesnego Generalnego Gubernatorstwa, o kilka kilometrów w linii prostej od siedziby rządu GG, od Wawelu - wówczas rezydencji generalnego gubernatora dr Hansa Franka. Działała prawie dwa lata w mieście przepełnionym niemieckimi urzędami i policją, równocześnie uznawanym przez Niemców za "spokojne". Dla tych powodów w roku 1975 zacząłem zbierać materiały na temat stenów z ulicy Mogilskiej.

W dwóch artykułach, które ukazały się przed 1975 rokiem znalazłem wzmiankę o "montowni nr 5", gdyż pod takim właśnie kryptonimem konspiracyjnym działały warsztaty przy ulicy Mogilskiej 97. Artykuł podsunął mi dziennikarz i pisarz, były żołnierz Kedywu, Stanisław Dąbrowa-Kostka.
- Zająłbyś się tym tematem - zachęcał.

"Historia tej podziemnej fabryki - pisałem w kilka dni później na łamach »Echa Krakowa« - powinna doczekać się swego opracowania. Postanowiliśmy podjąć poszukiwania ludzi, którzy w tej fabryce pracowali lub też byli z nią związani. Zapewne niektórzy z nich jeszcze żyją...".

Tak się zaczęło. Już w kilka godzin po ukazaniu się krakowskiej popołudniówki, rozdzwoniły się telefony na redakcyjnych biurkach. To były pierwsze ślady. Po paru dniach nadeszły listy, a Juliusz Schuster,
pseudonim "Wir" udostępnił mi prywatne archiwum, dotyczące produkcji materiałów wybuchowych i broni przez żołnierzy "Ubezpieczalni" - Szefostwa Produkcji Konspiracyjnej Okręgu Krakowskiego Armii Krajowej. Nie wszyscy spośród tych żołnierzy chcieli rozmawiać z dziennikarzem...

- Nie chcieli rozmawiać? Dlaczego? - pamiętam to pytanie ze spotkań autorskich.

Otóż w okresie powojennym niektórzy z nich byli represjonowani, m.in. za przynależność do Armii Krajowej. Pamiętają przesłuchania, podczas których bez przerwy domagano się, by wskazali magazyny z bronią. Kiedy przyjmowano ich później do kombatanckich organizacji - do ankiet wpisywali działalność w szeregach Armii Krajowej, w dywersji lub oddziałach partyzanckich, ale - straciwszy już raz zaufanie - woleli nie wspominać udziału w produkcji uzbrojenia.

- I co, tak nagle, czytając artykuł w "Echu Krakowa", zgodzili się rozmawiać? - spytał mnie czytelnik po ukazaniu się mojej pierwszej książki na ten temat pt. "Steny z ulicy Mogilskiej".

- Przyjeżdżali do Krakowa i szli najpierw do wdowy po swoim dowódcy, poruczniku "Czernym", do Franciszki Sypniewskiej-Jasińskiej. Tak to wyglądało - wyjaśniłem, zgodnie z prawdą. Pytali ją, czy powinni mówić o stenach. Dopiero słysząc odpowiedź twierdzącą zgadzali się wracać wspomnieniami do swojej pracy w konspiracyjnej fabryce. Tak powstała książka "Steny z ulicy Mogilskiej", a w jakiś czas później reżyserowany przez Krzysztofa Kwintę reportaż telewizyjny "Krakowskie steny".

- A później?

- Nadchodziły listy, przekazywano mi relacje, uzupełniające zarówno to, co napisałem, jak i to, co ujawniono w nielicznych książkach i artykułach o działalności konspiracyjnych montowni, zbrojowni. Korzystając z relacji, listów, także publikacji, wydanych w kraju, a częściowo też zagranicą, zdecydowałem się więc napisać książkę o pistoletach maszynowych, produkowanych w podziemnych warsztatach.

Tak powstała książka "Steny biją celnie"...

[Krajowa Agencja Wydawnicza, Kraków 1983]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 611
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: