Dodany: 23.05.2008 22:06|Autor: villena

"Anna z pustkowia"


Dagfinn Gronoset na 94 stronach zawarł historię życia tytułowej Anny. Jest to historia prawdziwa, zapisana bardzo rzeczowym stylem, skupiająca się na faktach, nie emocjach.

Anna nie miała łatwego życia, od wczesnego dzieciństwa oddawana "na służbę" do obcych ludzi, musiała znosić samotność, nędzę, głód i przenikliwe norweskie zimno. Pracowała ponad siły przy gospodarstwie, wyrębie drzew, połowach ryb. Wspomina, że była traktowana gorzej niż zwierzęta gospodarskie, bo też wartość jej pracy była mniejsza.

Warunki, w jakich żyła były rzeczywiście straszne, i słusznie na nie zwracała uwagę większość osób czytających tę historię. We mnie jednak większe emocje, dodam od razu – sprzeczne emocje, wzbudziła sama postać Anny, jej psychika, reakcje na trudny los.

Jej niezłomność, siła, wiara w sens nawet tak trudnego życia – mogą budzić podziw. Znoszone trudy i upokorzenia, praca ponad siły, nędza – budzą współczucie i litość. A nad tym wszystkim jest złość. Złość, że Anna przyjmowała wszystko tak biernie. Że zamiast zostać na służbie u gospodarzy, gdzie traktowano ją dobrze, szła posłusznie za swoim mężem. Że zostawiona w najgorszym chyba gospodarstwie, pozbawiona kogoś, kto za nią decydował, została tam już na zawsze.

Oczywiście rozumiem, jakie to były czasy, jak trudno byłoby jej cokolwiek zmienić, jednak z samej opowieści wynika, że mogła choć trochę inaczej ukształtować swój los.

Byli przecież gospodarze, którzy rozumieli jej sytuację, proponowali pracę, traktowali dobrze. A ona posłusznie zostawiała ich na polecenie pojawiającego się co parę tygodni czy miesięcy męża i ruszała z nim na włóczęgę.

"Często mnie pytano, a i sama nieraz zastanawiałam się, dlaczego nie zdobyłam się na dość odwagi, by porzucić Długiego Karola. Nie miałam innej odpowiedzi, jak tylko tę, że od wczesnego dzieciństwa wdrażana byłam do ślepego posłuszeństwa. (...) Zawsze robiłam to, co mi kazano i to, czego – jak mi się wydawało – oczekiwano ode mnie. Nigdy nie byłam panią własnej woli, natomiast przywykłam słuchać rozkazów innych"[1].

A kiedy w końcu rozstała się z mężem – to nie ona go zostawiła, ale on ją, w najnędzniejszej z osad, gdzie musiała pracować nad siły - przyjęła to z pokorą. I zamiast iść szukać lepszego miejsca (przecież wędrowała sama nie raz), została, uzasadniając to przeznaczeniem czy wręcz religijnym powołaniem.

"Modliłam się. Głośno postawiłam sobie pytanie »Co mam dalej robić, dokąd iść?«. (...) I wtedy zdało się mi, że usłyszałam głos: »Zostaniesz tutaj, w Haugsetvolden, bo tu jesteś potrzebna. Ludzie z Haugsetvolden nie dadzą sobie rady bez ciebie. Oto twoje zadanie, Anno«. A najwyraźniej usłyszałam słowa: »Idź tam i czyń dobrze...«. Od tej pory nie wątpiłam już dłużej. Wiedziałam, że tutaj, na pustkowiu jest moje miejsce. Pogodziłam się z losem i znalazłam cel w życiu"[2].

I znów nie wiem – podziwiać, że potrafiła odnaleźć sens życia w borykaniu się z tak nieprzychylnym losem? Czy złościć się – że nawet nie spróbowała tego losu odmienić na lepsze? Anna potrafiła z uporem walczyć o przetrwanie, o innych, ale nigdy o siebie.

To właśnie poruszyło mnie najbardziej – nie same warunki życia, ale świadomość, co z psychiką człowieka takie warunki mogą zrobić. Jak mogą pozbawić go poczucia własnej wartości, zdolności podejmowania decyzji, chęci walki o lepszy los.



---
[1] Dagfinn Grønoset, „Anna z pustkowia”, tłum. Jadwiga Purzycka-Kvadsheim, wyd. Wydawnictwo Poznańskie, 1977, s. 24.
[2] Tamże, s. 35.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2120
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: norge 25.05.2008 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Dagfinn Gronoset na 94 st... | villena
Villeno, wspaniale ujęłaś "drugie dno" tej książki. Ja też o tym myślałam, ale nie za bardzo potrafiłam te myśli sprecyzowac.
"...poruszyło mnie najbardziej – nie same warunki życia, ale świadomość, co z psychiką człowieka takie warunki mogą zrobić. Jak mogą pozbawić go poczucia własnej wartości, zdolności podejmowania decyzji, chęci walki o lepszy los."

I do tego jeszcze ten przebijający miedzy wierszami kompletny brak poczucia krzywdy, żadnego żalu za życiem, ktore mogłoby byc lepsze, inne. Harmonizuje z tą postawą szkolny, prościutki styl opowieści Anny, który autor Dagfinn Gronoset słusznie postanowił zachowac.

Gdybym dziś pisała tę recenzję zatytułowalabym ją: "Zamiast krzyku rozpaczy..."
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: