Oniryczna impresja zupełnie nie na miejscu
Książka wywołuje i pozostawia NIESMAK. Poza garścią ciekawostek nie ma w niej nic wartościowego, no, przepraszam, są jeszcze niezłe zdjęcia, więc jeśli potraktujemy ją jako album, będzie całkiem całkiem. Zupełnie nie pasuje do serii podróżniczej. Autor, mam wrażenie, przez cały czas jej pisania palił zioło, stąd jej treść.
Styl czasami jest toporny, choć nie jest to jakby największym mankamentem tej książki. Największym nieporozumieniem jest fakt, że każdy sięga po tę książkę jako po książkę podróżniczą, więc już samo to z definicji jest solidną podstawą pod wielki ZAWÓD. Pan Michał zdaje się najzupełniej poważnie opisywać wydarzenie rodem z literatury fantasy lub science fiction - żywi zmarli, przepowiednie, duchy, teleportacja, litości... Chyba nie o to chodzi czytelnikom.
Ogólne wrażenie, jakie zostaje po lekturze jest takie, że autor próbuje być kopią Andrzeja Stasiuka, o, właśnie, "Jadąc do Babadag" dużo bardziej pasuje do serii Poznaj Świat.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.