Dodany: 07.05.2008 00:31|Autor: adas

Na mieliźnie


Kilku przedstawicieli szlachetnego gatunku wielorybów zaistniało w światowej literaturze. Z reguły pełniąc kluczową rolę przy konstruowaniu alegorii ludzkiego losu. Tak jest w przypadku Jonasza, tak dzieje się z Moby Dickiem. Morskie olbrzymy stają się wysłannikiem sił (lub Sił) rządzących ludźmi i ich, naszym, życiem. Gdzie doszukiwać się źródeł literackiej "kariery" waleni? W bezkresie oceanu? Potrafiącego równocześnie wzbudzać poczucie wolności i przerażenia?

Co jednak symbolizować może wieloryb... wypchany? Przywieziony w potężnym kontenerze do małego węgierskiego miasteczka, jako główna, a w zasadzie jedyna, atrakcja podejrzanego cyrku. Zatrudniającego dwóch albo trzech pracowników. Wraz z jego przybyciem zaczną się dziać naprawdę dziwne rzeczy. Już wcześniej w miasteczku nie było najlepiej. Mieścina podupadła, szarość, koty na ulicach, wszędzie śmieci. Coś groźnego uporczywie wisiało w powietrzu.

Sytuację rozładuje Książę, tajemniczy członek cyrkowego zespołu. Pojawia się na kartach powieści na krótką chwilę, nie zostaje wyjaśnione jego pochodzenie (może to gość z piekła?), jednak skłoni hordy znudzonych, zmęczonych mężczyzn do erupcji okrucieństwa. Na jedną noc zawładną miasteczkiem. Będą palić, mordować, grabić. Zwyczajne uliczki i domy staną się areną niezwyczajnych wydarzeń.

Czym są ci mężczyźni? Uosobieniem gniewu? Rozpaczy? Negatywnej siły, w codziennym życiu skrytej gdzieś głęboko w podświadomości? Można zadawać różne pytania, tworzyć wielowarstwowe interpretacje, ale czy warto? Bo może mamy do czynienia z rodzajem literackiego żartu, bardziej groteską niż moralitetem. Ten wypchany trocinami wieloryb i małomiasteczkowa społeczność ukazana w krzywym zwierciadle...

Książka musi się kojarzyć z "Auto da fé" Eliasa Canettiego. Podobna tematyka, podobny niby-realizm, w którym zacierają się granice między szaleństwem a normalnością, rzeczywistością a prawdopodobieństwem. No i jeden z bohaterów, zamknięty w swoim świecie intelektualista, bardzo przypominający Piotra Kiena. Też uwikłany w tragikomiczny związek z kobietą bezwzględną.

Nie jest to lektura łatwa. Rzadko kiedy zdania nie osiągają długości połowy strony. Sporo dygresji, co rusz pojawiające się w cudzysłowie myśli. Niektóre partie przypominające traktat filozoficzny. Nie jest to też książka łatwa do oceny. Ma potencjał, jest nieźle - pomijając kilka dłużyzn - napisana, ale... albo złapiesz rytm, albo zmęczy cię niemiłosiernie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3578
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: martini_rosso 28.09.2008 11:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilku przedstawicieli szl... | adas
Podoba mi się Twoja recenzja, ponieważ świetnie ująłeś wszystkie moje wątpliwości wobec "Melancholii sprzeciwu". Dziwna to książka... a jej zakończenie zdaje się brać całą opowieść w ogromny cudzysłów. Jest świetnie napisana, ale to nie jest przecież podstawą oceny. Nie potrafię zinterpretować do końca tej historii; masz rację, to nie jest na pewno moralitet z silnym przesłaniem (jak np. "Dżuma", choć znów można by wskazać w "Melancholii sprzeciwu" cechy powieści-paraboli...). Jeżeli ta książka miała być literackim żartem, to nie bawi mnie on; jednak zastosowanie groteski jest hipnotyzujące. Dawno już nie czułam się tak zmieszana wobec powieści, nie mam pojęcia, jak ją ocenić i przede wszystkim jak odczytać. A może właśnie o to chodzi, że nie ma jednej interpretacji, albo nie ma po prostu żadnej. Wtedy to naprawdę literacki żart najwyższej próby.
Użytkownik: wojtekacz 26.03.2013 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilku przedstawicieli szl... | adas
A mnie trochę dziwi Wasza konsternacja. Ostatecznie nie wszystko musi mieć jednoznaczną interpretację. Mnie porywa wizja świata. Bez względu na to, jakie znaczenie nadamy symbolom, ta powieść to "kawał rzeczywistości", którą napędza rozkład i obumieranie (stąd właśnie to dziwaczne zakończenie). Do tego zobaczmy na datę opublikowania: 1989 rok, a więc chwilę przed upadkiem komunizmu w Europie. Czy muszę dodawać, że Węgry znajdowały się wówczas w podobnej sytuacji do Polski? Marazm i "ogólny upadek" było widać na szarych ulicach na każdym kroku. Szczęśliwie: opis rzeczywistości podporządkowany jest uniwersalnej wizji egzystencji ludzkiej.
Użytkownik: adas 26.03.2013 11:44 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie trochę dziwi Wasza... | wojtekacz
I tak, i nie. Nie daje mi spokoju ten wieloryb. Sprawia, że to ta książka z trzech wydanych u nas Węgra, jest najtrudniejsza do interpretacji (i pewnie dlatego, dla mnie najciekawsza). Nadal mam wrażenie, że truchło walenia pełni w konstrukcji powieści rolę zaworu bezpieczeństwa, podkreślając mimo wszystko literackość tekstu. Krasznahorkai na jakimś poziomie igra z literaturą w każdej ze znanych nam jego powieści, ale tu ingerencja autora jest bardziej widoczna. Wykreowany świat jest najmniej konsekwetny, może też najmniej przerażający. Tu coś wybucha, coś piekielnego, ale się dzieje. Choćby przez chwilę.
Użytkownik: wojtekacz 26.03.2013 12:30 napisał(a):
Odpowiedź na: I tak, i nie. Nie daje mi... | adas
Oczywiście się zgadzam z tym igraniem powieścią, to prawda: autor opisując rzeczywistość nie zapomina, że pisze - powieść. A wieloryb... cóż, jest chyba najwymowniejszym znakiem rozkładu świata, pokazuje, że obumieranie dotyczy nie tylko "rzeczy", ale też - a może przede wszystkim - świata symboli. Mówiąc najprościej: sam wieloryb w intencji LK "nic nie znaczy", ale właśnie na tym fakcie buduje się znaczenie, jakby głębsze.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: