Dodany: 26.04.2008 11:02|Autor: dansemacabre

Podróż do kraju mentalnej śmierci...


Mieszkająca w Paryżu Vorpsi napisała po włosku książkę o Albanii. Wydawać by się mogło, że nie może to być tekst przekonujący. Wydawać by się mogło także, że ojczyznę bolącą i ojczyznę raniącą można przeżyć tylko i wyłącznie wewnątrz, pisząc o niej jej językiem i przyglądając się wszystkiemu wokół. Ornela Vorpsi bazuje jednak na traumie przeżyć z dzieciństwa i szeroki punkt widzenia na swój smutny kraj otrzymuje dopiero wtedy, gdy przygląda mu się z oddalenia. Ojczyzna Fatosa Kongoli i Ismaila Kadarego (o którym przeczytamy w tej książce) jest dla nas nadal miejscem tajemniczym, miejscem odizolowanym od reszty Europy i miejscem, w którym żyje się w innym, własnym rytmie. Tymczasem w oczach Vorpsi to miejsce, w którym żyje się wiecznie. Miejsce, gdzie śmierć jest dopiero początkiem czegoś, co nienazwane za życia upomina się o swoje prawa. Miejscem, z którego trzeba wyjechać, aby tak naprawdę móc o nim napisać. I jak sama autorka wraz z kobiecymi bohaterkami tej złożonej z historyjek obyczajowych quasi-powieści odczuwa nieznośną niepewność i czuje się napiętnowana w oczach, w których czai się tylko zawiść i zło, tak Albania rodzi się w tej prozie jakby w swej wstydliwej kobiecości, z jaką dusi się sama w sobie i nie jest w stanie wyjść naprzeciw reszcie Europy, spoglądającej na nią niczym na kopciuszka.

Dominująca tematyka w opowiadaniach Vorpsi to problem tożsamości, kobiecej niezależności, masochizm kulturowy i mentalny Albańczyków oraz przede wszystkim grzebanie marzeń, które nie mają możliwości w pełni się narodzić. Albania rysuje się jako kraj bylejakości i dumy z tej bylejakości, jako kraj zawiści i jako kraj szeptanych pokątnie słów rozgrzeszenia. Kraj, w którym wszystko sypie się i kraj, który na gruzach nie jest w stanie zbudować niczego nowego. Państwo, w którym piekielny żar słońca wypala przyzwoitość i potęguje kompleksy. „Z pyłu i błota zrobiony jest ten kraj; słońce pali tak mocno, że liście winorośli rdzewieją, a rozum zaczyna się topić. Skutkiem ubocznym tego wszystkiego (obawiam się, że trwałym) jest megalomania, obłęd, który pośród owej flory krzewi się jak chwast”*. To jednocześnie także miejsce wielbiące narodową martyrologię, nurzające się w błocie historycznych uprzedzeń, donosów, pustych haseł bez wyrazu i oddane jedynej bezwarunkowej miłości do Matki-Partii: „Cały mój cudowny kraj jakże spragniony jest tragedii! Wymyśla ją z niczego, jak Stwórca, który ulepił nas z nicości prochu”**. Jak w takim piekle na ziemi przeżyć i jak ująć w słowa to, ile upokorzeń i smutku musi przeżyć młoda dziewczyna, aby zrozumieć swą ojczyznę, której nie jest w stanie się wyprzeć, choć boli ją ona i uwiera?

Vorpsi pisze z perspektywy oszukanej przez iluzję systemu kobiety. Kobiety, która próbuje odbudować swoją tożsamość, zniszczoną przez szereg przejmujących doświadczeń. Autorka stworzyła coś na kształt minisagi pokaleczonej psychicznie rodziny. Żal, wstyd i rozczarowania matki noszone są bowiem w sercu córki. To ona będzie rzeczniczką matczynego smutku i kobiecej subtelności, domagającej się swoich praw w mało subtelnym świecie.

W tym świecie bajki odbierają dzieciom radosne złudzenia, w miejsce księżniczek wstawiając dzielnych i walczących o jedyne słuszne dobro partyzantów. W tym świecie demoniczna komunistyczna nauczycielka zostawi pręgi na ciele dziecka, a w duszy bolesne ślady traumy. To miejsce, gdzie wody pewnego jeziora przyjmą w swą otchłań kobiece smutki, rozczarowania i nieudane życiorysy. To w końcu przestrzeń, w jakiej marzenia ofiarowane są na cmentarzysku idei, a ich spełnienie wydaje się niemożliwe w kraju, w którym nie ma miejsca na pragnienia inne, niż wytyczone przez jedyną słuszną partię.

Ornela Vorpsi wplotła do swych tekstów bardzo bolesną historię rodzinną, o której już zdążyłem wspomnieć. Poznamy dramat rozstania z obcym i wyniosłym ojcem, który jest tak zamknięty w kręgu własnych spraw, jak zamknięte będą kraty politycznego więzienia, do którego zostanie zesłany. Po powrocie nieudolnie będzie próbował odzyskać kontakt zarówno z córką, jak i z małżonką. Nie uda mu się to jednak, bo – jak każdy mężczyzna w tych opowieściach – nie jest w stanie przekroczyć granicy empatii i zrozumienia, dzięki którym to kobiety są prawdziwymi zwycięzcami w codziennej walce o własną tożsamość. Nie wszystkie, bo niektóre, szukając spełnienia w obcowaniu z literaturą i miłości fizycznej, kończą z przewodem elektrycznym owiniętym wokół szyi…

Przytaczając Tadeusza Różewicza, można z pełnym przekonaniem stwierdzić, że ojczyzna Vorpsi „krwawi i boli”***, a krwi i bólu nie są w stanie zatrzeć ani upływ czasu, ani pisanie o swym kraju w innym języku. To książka będąca swoistą formą autoterapii. Możliwością prawdziwego umierania w kraju, gdzie nigdy się nie umiera…



---
* Ornela Vorpsi, "Kraj, gdzie nigdy się nie umiera", tłum. Joanna Ugniewska, Wydawnictwo Czarne, 2008, s. 7.
** Tamże, s. 12.
*** Słowa z wiersza T. Różewicza "Oblicze ojczyzny".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1090
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: