Dodany: 15.02.2014 19:10|Autor: maggie.p

Czy szczęśliwa siódemka?


W ramach swojego prywatnego zobowiązania na ten rok postanowiłam rozpocząć poznawanie polskiej literatury współczesnej. Zupełnie przypadkowo na pierwszy ogień poszła Agata Kołakowska i jej „Siódmy rok”. Dlaczego? Może dlatego, że przeczytałam u koleżanek na blogach pochlebną recenzję tej książki i zamówiłam ją sobie w bibliotece. A może zaciekawiła mnie powieść ze „szczęśliwą siódemką” w tytule? A może okładka (wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2012), gdzie w łóżku dwoje partnerów siedzi zakrywając twarze gazetami? Nie wiem… ale przecież nie to jest najważniejsze. Najważniejsze, że moja przygoda z twórczością jej autorki na pewno nie skończy się na tej pozycji, a więc wybór okazał się jak najbardziej trafny.

Agata Kołakowska – polska pisarka młodego pokolenia – urodziła się w 1984 roku we Wrocławiu. Na Uniwersytecie Wrocławskim ukończyła dziennikarstwo i komunikację społeczną. Już w czasie studiów współpracowała z Polskim Radiem Wrocław. Od dawna marzyła o tym, żeby pisać i marzenie swoje zrealizowała. Do tej pory napisała sześć książek dla kobiet i o kobietach – „Przyjaciółki”, „Patrycja”, „Siódmy rok”, „Niechciana prawda”, „Płótno” i „Wszystko, co minęło”. „Siódmy rok”, wydany w styczniu 2012 roku, był jej trzecia powieścią. Pisarka lubi koty (podobnie jak ja), piątkowe wieczory (to i mój ulubiony wieczór w tygodniu) oraz czerwone wytrawne wino (tu się różnimy – ja wolę półwytrawne białe).

Cyfra „siedem” od dawna uważana jest za mistyczną i wyróżnia się bogatą symboliką. W wielu mitologiach i religiach świata jest symbolem całości, dopełnienia, symbolizując jednocześnie związek czasu i przestrzeni. W Nowym Testamencie oznaczała pełnię i doskonałość, w religii judaistycznej kojarzyła się z siedmioma dniami tygodnia i siedmioma archaniołami. Dużo można by pisać o siódemce, bo pojawia się ona praktycznie u wszystkich ludów od starożytności począwszy, a na czasach nowożytnych i nawet współczesnych skończywszy. Jednak obecnie nie wszystkim, jak się okazuje, kojarzy się ona ze szczęściem.

Coś na ten temat może powiedzieć dwójka bohaterów powieści Agaty Kołakowskiej. Eliza i Adam są po śłubie właśnie od siedmiu lat. Małżeństwo ich w zasadzie można zaliczyć do udanych. Nie kłócą się, nie dochodzi u nich do rękoczynów, nie zdradzają się, nie patrzą na siebie z niechęcią – wręcz przeciwnie, lubią się, szanują, ale… No właśnie. Czy to wszystko wystarcza, by nazwać ich związek udanym? Przecież zabrakło w nim najważniejszego. Miłość, namiętność, które im towarzyszyły, gdy się poznali, zagubiła się gdzieś na drodze ich wspólnego życia, zniknęła, wypaliła się. Wspólnych zainteresowań w zasadzie nigdy nie mieli, bo trudno sobie wyobrazić dwa tak różne charaktery. Ona – cicha, spokojna domatorka, lubiąca spędzać wieczory w domu przy dobrej książce i lampce wina, romantyczka i kobieta potrzebująca czułości i zainteresowania; on – wulkan energii, niespokojny duch, kochający podróże i dużą dawkę adrenaliny. Woda i ogień. Jak tacy ludzie mogą być ze sobą? Otóż… nie mogą. Do takiego wniosku dochodzą również Adam i Eliza. Po siedmiu latach małżeństwa stwierdzają, że łączy ich jedynie przyjaźń, a to za mało, żeby mogli być ze sobą szczęśliwi. Postanawiają się rozwieść – grzecznie, bez awantur, bez publicznego „prania brudów”. I tylko wszyscy znajomi dziwią się takiej decyzji – przecież byli taką fajną, zgraną parą. Nawet teściowa Elizy, która pokochała ją jak własną córkę, nie potrafi sobie z tą sytuacją poradzić.

W sumie fabuła mało skomplikowana, typowa dla naszych czasów, w których rozwodzi się tak dużo par z różnym małżeńskim stażem. Pomyślicie – banał, cóż ciekawego można jeszcze na ten temat napisać. Można! Autorka wprowadziła do fabuły dość ciekawy element zakładu między dwojgiem eksmałżonków. Po rozwodzie Eliza i Adam postanowili świętować start do nowego życia w lokalu, oddzielnie, każdy w towarzystwie swojego przyjaciela czy przyjaciółki. Ale jak to w życiu bywa – jeśli się jakiejś sytuacji nie spodziewasz, to ona na pewno się zdarzy. Przypadkowo spotykają się w „Nowym życiu” i zakładają się, że znajdą dla siebie nawzajem nowych partnerów, bo przecież znają swoje upodobania jak nikt inny na świecie. Do czego doprowadzi ten zakład? Czy Eliza i Adam ułożą sobie jakoś życie z nowymi partnerami? Czy będą to związki udane? Przeczytajcie sami, jak rozwiązała tę sytuację Agata Kołakowska.

Akcja powieści porwała mnie w zasadzie od pierwszych stron. Może dlatego, że pisarka poprowadziła ją wartko i bardzo ciekawie. Cały czas działo się coś nowego. Mimo że pisała o codziennych, niezbyt sympatycznych sytuacjach (bo przecież rozwód i całkowita zmiana warunków życiowych nigdy do przyjemności nie należą), potrafiła wpleść w akcję dużą dozę humoru i optymizmu. Pokazała, że życie jest nieprzewidywalne i nigdy nie wiadomo, co nam szykuje los. W każdym wieku może nas czekać wielka miłość, nowy związek i wiele przygód. Nie należy tylko zamykać się w sobie, trzeba otwierać się na ludzi i korzystać z rozwiązań, jakie proponuje nam życie, cały czas pamiętając jednocześnie, co jest w nim najważniejsze i co gra główną rolę. Eliza i Adam zrozumieli, co w życiu najbardziej się liczy i wykorzystali swoją szansę.

Dużą zaletą powieści są również jej bohaterowie. Autorka świetnie scharakteryzowała wszystkich, nawet tych epizodycznych, którzy pojawiają się na chwilę. Nie ma tu osób bladych, nudnych, mdłych, niewyróżniających się sobie tylko właściwymi rysami charakteru. Postaci są wyraziste, prawdziwe i bardzo zróżnicowane – takie wzięte z życia i mocno w tym życiu osadzone. Prawdziwości dodają im również dialogi. Bardzo realistyczne, związane z codziennością, zróżnicowane. Język dopasowany jest po mistrzowsku do poziomu intelektualnego każdej osoby – inaczej mówią Eliza, Adam czy Krzysztof, a zupełnie innym językiem posługują się Dragon, Dagmara czy Monika. Jest to o tyle ważne, że część z epizodycznych postaci poznajemy głównie po ich wypowiedziach, bo autorka nie starała nam się ich w inny, bardziej opisowy sposób przedstawiać. Dzięki temu wyobrażenie o nich kształtujemy sobie sami, sami je oceniamy i potem ustawiamy w odpowiednim miejscu.

Narracja powieści również sprzyja obiektywizmowi. Narrator stojący obok przedstawia nam tylko fakty z życia bohaterów, sytuacje, w jakich w danej chwili się znajdują, nie oceniając ich i w żaden sposób nie wpływając na ocenę czytelnika. To my, czytając powieść, szeregujemy dopiero postacie i albo wzbudzają naszą sympatię, albo wręcz przeciwnie. Dla mnie najsympatyczniejsza, a zarazem najbardziej mi bliska była Iwona, nieco zwariowana, ale jednocześnie bardzo ciepła, oddana i szczera przyjaciółka Elizy. Z sympatią wspominam również Wandę, matkę Adama – za jej stosunek do synowej, sprawiedliwe podejście, życzliwość i zrozumienie. Oczywiście to są moje bardzo subiektywne oceny, inni czytelnicy mogą mieć zupełnie inne odczucia.

Książkę czyta się bardzo szybko. Ja potrzebowałam na lekturę dwóch krótkich wieczorów, a nie należę do mistrzów szybkiego czytania. Na pewno duży na to wpływ ma sama konstrukcja powieści – krótkie rozdziały, dużo dialogów, mało opisów oraz język – nieskomplikowany, jasny, nieubarwiany niepotrzebnymi górnolotnymi wyrażeniami. I choć wydawca troszkę utrudnił nam sprawę, bo litery nie należą do największych, zastosowanie wystarczającej interlinii pomogło zmęczonym po całym dniu pracy oczom i umożliwiło „bezbolesne” czytanie. Na pochwałę zasługuje również świetna korekta – brak jakichkolwiek błędów, nawet zwykłych literówek. Dla mnie jest to bardzo ważne, ponieważ mogę w pełni cieszyć się książką, a nie koncentrować się na wyłapywaniu efektów złej korekty.

Wypadałoby zwrócić również uwagę na wady tej powieści, bo jeszcze pomyślicie, że jest idealna. A aż tak wysoko jej nie oceniam. Ale jedynym jej minusem jest, moim zdaniem, zbyt pobieżne potraktowanie zakończenia. Uważam, że pisarka powinna nieco obszerniej potraktować wątek związku Elizy z nowym partnerem, a szczególnie jego ostatnie fragmenty. Nie chcę tu pisać dokładnie, o jakie sytuacje chodzi, bo zdradziłabym zakończenie powieści, które nie do końca jest przewidywalne, ale odczuwam lekki niedosyt. Odłożyłam książkę, odnosząc wrażenie, że pani Agata za szybko chciała ją skończyć, że znudziło ją pisanie tej historii i ucięła ją w pewnym punkcie.

Ten niewielki w sumie mankament nie zmniejsza radości, jaką odczuwam po przeczytaniu „Siódmego roku”. Z czystym sercem mogę go polecić każdemu, kto ma ochotę na pozycję lekką, łatwą i przyjemną, niepozbawioną jednocześnie nutki refleksji i zmuszającą do przemyśleń. Na pewno spędzicie w towarzystwie Elizy i Adama miłe parę godzin i odłożycie książkę z pewnym smutkiem, że to już koniec. Polecam ją zarówno kobietom, jak i mężczyznom; parom z siedmioletnim stażem, ale również tym, którzy zaczynają dopiero wspólną ze sobą przygodę i pragną przejść przez życie patrząc sobie w oczy i trzymając się za rączkę.

moja ocena: 7/10


[recenzje publikuję również na swoim blogu i na portalach lubimyczytac, nakanapie, granice]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 734
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: