Dodany: 01.02.2014 16:31|Autor: AnnRK

Uwaga, piraci!


"Widziałem tylko przebłyski tego, co się działo, dużo natomiast słyszałem. Najpierw trzask. Dobiegł z kokpitu, w którym siedział Szef. Trzask. Cisza. Trzask. Cisza. Trzask, trzask. Pociągał za spust pistoletu. W ciemności nie mogłem dojrzeć, czy wycelowany jest we mnie, ale czułem chłód rozchodzący się po mojej piersi. Ten drań nie miał magazynka, w innym wypadku moja głowa zamieniłaby się już w krwawą miazgę rozbryźniętą na kadłubie. Albo nie miał w magazynku naboi. Na razie"[1].

Piraci. Postrach mórz i oceanów. Groźni, nieobliczalni, w razie czego - nie zawahają się zabić. Nie mają nic wspólnego z zabawnym Jackiem Sparrowem i jego niepozbieranymi kompanami. Nie pozują z papugą na ramieniu, w czarnym kapeluszu zdobnym w czaszki i piszczele, a wśród swoich atrybutów niekoniecznie mają opaskę na oku, drewnianą nogę, hak zamiast dłoni i skrzynie wypełnione dukatami. Kto ich tam wie, być może w kieszeniach trzymają mapy skarbów, mają słabość do rumu i włóczą się po świecie wykrzykując "Jo ho ho!". Jednak ci, których na swej drodze spotkał Richard Phillips, w niczym nie przypominają bohaterów powieści przygodowych, zawadiaków, którzy przemierzali przed wiekami morza, wodząc palcami po pożółkłych mapach pełnych tajemniczych znaków. Choć bohaterowi udało się wyjść z opresji cało, jego opisana w "Kapitanie na służbie" historia dobitnie pokazuje, jak ciężkie przeżycie ma za sobą.

Somalijscy piraci są postrachem wód okalających tzw. "Róg Afryki", znajdujący się we wschodniej części kontynetu, pomiędzy Zatoką Adeńską a Oceanem Indyjskim. W pierwszym kwartale roku 2009, kiedy to dowodzony przez Richarda Phillipsa kontenerowiec "Maersk Alabama" zbliżał się do niebezpiecznego rejonu, zanotowano dwudziestoprocentowy wzrost incydentów z udziałem piratów. Wtargnęli oni w tym okresie na 36 jednostek, jedną porwali. Wzięli trzynastu zakładników, zabili trzech członków załogi, nieznane są losy jednego z zaginionych.

Podczas ataku piraci zwykle są uzbrojeni w broń palną i noże. Gdy załoga stawia opór, nie mają skrupułów, by kontrolę przejąć za pomocą ognia. Na ich celowniku mogą znaleźć się "statki każdego rodzaju, tankowce, szkunery rybackie, a nawet luksusowe statki wycieczkowe - opływające Półwysep Somalijski. Nikt tam nie był bezpieczny"[2]. Szybkimi łodziami motorowymi podpływają do upatrzonych jednostek, często towarzyszy im tzw. statek matka, trauler ciągnący mniejsze łódki zwane skifami. Dzięki niemu mogą przez dłuższy okres przebywać z dala od lądu, czekając na kolejne ofiary. Trauler jest wytrzymały, może pokonać setki mil nawet w czasie niesprzyjającej pogody, ułatwia załogom skifów uzupełnianie paliwa bez konieczności zejścia na ląd. Z łodzi, za pomocą drabin i haków, piraci dostają się na pokład upatrzonej jednostki. "I wtedy właściwie pozostaje już tylko targować się o wysokość okupu"[3]. Wszystko to bowiem ma jeden cel: przejąć statek i wyciągnąć od armatora jak największą sumę za jego uwolnienie.

Wypływając w rejs, Richard Phillips zostawił w domu żonę i dwójkę dzieci. To o nich myślał, gdy na horyzoncie pojawiła się podejrzana łódź. O nich i o załodze, która zdołała się ukryć pod pokładem. Wszystko rozegrało się niesamowicie szybko. Ledwie głowa pierwszego z czterech piratów wyjrzała zza burty, kapitan wraz z dwoma członkami załogi utknął na mostku z czwórką Somalijczyków. To od Phillipsa zależały losy marynarzy, od jego opanowania, chłodnej kalkulacji, sprytu, inteligencji, taktyki. Musiał być o krok przed piratami, a nawet o dwa kroki. I choć wydawało się, że już tamte chwile były niezwykle ciężkie, prawdziwa próba miała dopiero nastąpić. Czterech wkurzonych piratów i jeden niepokorny Amerykanin irlandzkiego pochodzenia na łodzi niebezpiecznie zbliżającej się do somalijskiego brzegu to dość wybuchowa mieszanka. Niewiele brakowało, by wydarzeń opisanych w książce po prostu nie miał kto opowiedzieć...

8 kwietnia 2009 roku był kolejnym dniem pracy w życiu kapitana i jego ekipy. Na tego typu rejsach zwykle to samotność jest największym wrogiem i choć co jakiś czas przeprowadza się symulacje ataku, uczy załogę zasad bezpieczeństwa, właściwych reakcji na wypadek pojawienia się wrogich jednostek, choć świadomość zagrożenia nie opuszcza marynarzy, to mimo wszystko każdy taki rejs jest swego rodzaju rutyną, a myśl o znalezieniu się na celowniku piratów zdaje się nieprawdopodobna.

Okazuje się, że bywają takie chwile, kiedy nuda staje się czymś pożądanym.

Co tu dużo mówić, "Kapitan na służbie" jest bez wątpienia historią robiącą wrażenie. Zaczyna się mocno, na chwilę uspokaja, by w miarę upływu dni zwiększać napięcie, które po wkroczeniu piratów na pokład "Maersk Alabamy" wydaje się sięgać zenitu. Richard Phillips, snując swą opowieść, powraca także do czasów młodości, dzieląc się wspomnieniami ze szkolnych lat, wrażeniami ze szkoły morskiej i pierwszych rejsów, a także bardziej prywatnymi historiami, w których główną rolę gra jego żona, Andrea. Ciężki temat równoważy lekkością narracji, odrobiną humoru, a nawet... romantyzmu. Uczucie do żony odegrało w tym wszystkim niemałą rolę, co widać choćby w chwilach, gdy widok zawieszonego na niebie księżyca przywołuje wspomnienia i przypomina kapitanowi o tym, że ma dla kogo walczyć.

Richard Phillips wykazał się odwagą i inteligencją. Obwołanie go bohaterem nie wydaje się przesadą. Był skłonny poświęcić własne życie, byle uratować załogę, ludzi, których postawa także zasługuje na uznanie. Zawsze jest jednak jakieś "ale". To tu, to tam pojawiają się pogłoski, jakoby kapitan wcale nie był aż takim bohaterem, na jakiego się kreuje. Ponadto do całej tej niebezpiecznej sytuacji doprowadziła lekkomyślność dowódcy statku. Phillips zignorował zalecenie Administracji Morskiej USA, by płynąć dłuższą, ale bezpieczniejszą trasą. Przekonany o tym, że piraci obecni są właściwie wszędzie, uznał, że nie ma sensu przeciągać i tak długiego rejsu.

Cichą bohaterką tej książki jest Andrea Phillips. Zawsze podziwiam siłę żon, które zostają z dziećmi w domu, podczas gdy ich mężowie wyruszają na miesiące czy lata, by walczyć na wojnie, zdobywać niebezpieczne górskie szczyty, wypływać na zdradzieckie wody. Każde pożegnanie może być tym ostatnim, brak wiadomości od ukochanego jest zwykle wiadomością złą, a zachowanie żerujących na cudzym nieszczęściu ludzi sprawia, że opadają ręce (delikatnie rzecz ujmując).

Relacja kapitana wciąga. Wspomnienia z młodości przeplatają się z opisami pierwszych, jeszcze bezpiecznych dni rejsu, tworząc wprowadzenie do właściwej części książki. Zanim więc piraci opanują "Maersk Alabamę", poznamy trochę faktów z życia bohatera, załogę statku i dowiemy się co nieco na temat tego, jak wygląda codzienność marynarzy. Wszystko to jest niezwykle interesujące, choć stanowi dopiero przedsmak tego, co czeka nas dalej.

Na podstawie książki postał film "Kapitan Phillips" w reżyserii Paula Greengrassa, z Tomem Hanksem w roli głównej. Sześć nominacji do Oscara, cztery do Złotych Globów i dziewięć do Nagrody BAFTA. Cóż, pozostaje wspiąć się na pokład i dać ponieść falom.

"Masz setki okazji, żeby zginąć ca statku. Ale jeśli spojrzysz śmierci prosto w twarz, będziesz wiedział, jak przetrwać następnym razem"[4].


---
[1] Richard Phillips, Stephan Talty, "Kapitan na służbie", przeł. Piotr Grzegorzewski, Marcin Wróbel, Wydawnictwo Otwarte, 2013, s. 14-15.
[2] Tamże, s. 76.
[3] Tamże, s. 82.
[4] Tamże, s. 112.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 615
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: