Dodany: 02.04.2008 13:28|Autor: Annvina
Bardzo osobista recenzja
Gdy w wigilię zeszłego roku rozdarłam kolorowy papier i spojrzałam na okładkę, podskoczyłam z radości! Listy Steda! Nigdy dotąd niepublikowane, w liczbie wcześniej niespotykanej. I to pisane do kobiety - kobiety, którą kochał i przez którą był kochany, nawet jeśli dzieliło ich 20 lat, całe pokolenie.
Pamiętam doskonale, gdy pierwszy raz po roku wsłuchiwania się w teksty śpiewane przez Stare Dobre Małżeństwo odkryłam prozę Edwarda Stachury. Miałam 18 lat i poszukiwałam Prawdy przez duże „P”. Odkryłam ją w „Fabuli rasie” i „Wszystko jest Poezja”. Płakałam przy opowiadaniu „Pokocham ją siłą woli” i marzyłam o tym, by urodzić się te 20 lat wcześniej i mieć możliwość spotkania tego niezwykłego człowieka. Fascynacja Stachurą utrzymała się do dziś i zaowocowała napisaniem pracy magisterskiej na temat jego prozy.
Teraz, dwa lata po skończeniu studiów i osiem po moim wielkim odkryciu, wzięłam do ręki „Listy Edwarda Stachury do Danuty Pawłowskiej” spodziewając się przeczytać w nich wszystko, o co chciałam go zapytać mając te 18 lat. Tyle, ile miała Danuta, gdy rozpoczął się ich dziwny romans.
Cóż za rozczarowanie! Miałam nadzieję poznać tajemnice jego życia i sposobu myślenia, kulisy jego przemiany z Edwarda Stachury w Człowieka-Nikt, jego uczucia i spostrzeżenia. Miałam nadzieję na kolejne wielkie odkrycie nieznanej dotąd twarzy Steda. A co znalazłam? Zwykłe, szare, codzienne życie, bez krzty filozofii czy metafizyki. Wizyty u dentysty, oczekiwanie na wypłatę, pastowanie podłogi. Kilka spostrzeżeń z wyjazdów za granicę – do Szwajcarii, na Węgry i do Paryża. Wiele wyznań miłosnych, lecz całkiem odbiegających od tego, czego można by się spodziewać po autorze „Listów do Olgi”, „Przystępuję do Ciebie”. Powtarzane co kilka zdań, zdawkowe wręcz „I love you” oraz zwroty rodem z listu babci do wnuczki na koloniach: „ubieraj się ciepło”, „jedz owoce”, „nie pal za dużo”. Czy to naprawdę wszystko, czego można oczekiwać od autora „Z nim będziesz szczęśliwsza” i „Białej lokomotywy”?
Przeczytałam wszystkie 190 listów czekając na choć jeden, który wykraczałby poza codzienność. Nie doczekałam się.
Drugą, znacznie krótszą część książki stanowią listy Danuty Pawłowskiej do Edwarda Stachury - nie są to jednak listy oryginalne, gdyż te zostały spalone przez Stachurę przed jego śmiercią. Są to listy pisane obecnie, inspirowane listami Stachury sprzed prawie 30 lat. To właśnie z tych tekstów pisanych z perspektywy lat wyłania się obraz tego jakże dziwnego związku. Mając 18 lat i czytając "dżinsowy pięcioksiąg" byłam przekonana, że gdybym spotkała Steda i miała możliwość porozmawiać z nim, zapytać o wiele nurtujących mnie spraw, a może nawet zaprzyjaźnić się, odkryłabym sens życia, tajemnicę istnienia, doznałabym oświecenia po stokroć większego niż to, którego doświadczyłam czytając jego książki. Danuta Pawłowska burzy ten obraz. Po ich rozstaniu, a potem po śmierci Steda ta młoda dziewczyna musiała poskładać życie, które związek ten zostawił rozsypane na kawałki; odnaleźć się wśród rówieśników, otrząsnąć z filozofii narzucanej przez uważającego się za Człowieka-Nikt Stachurę.
Mam bardzo mieszane uczucia co do tej książki. Oczekiwałam olśnienia, otrzymałam szarą codzienność. Oczekiwałam wspomnień, jak to Człowiek-Nikt wspaniale zmienił życie zwykłej maturzystki, otrzymałam obraz przygnębionej, wyalienowanej i pogubionej dziewczyny na skraju depresji po dziwnym związku z dwukrotnie od niej starszym artystą.
Pomimo tego wielkiego rozczarowania polecam tę książkę miłośnikom Steda. Jedno jest pewne – jest prawdziwa. Jest dokumentem. Świadectwem. Nieubarwioną, niezinterpretowaną, szarą prawdą o Stachurze. I ta prawdziwość stanowi największą jej wartość.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.