Dodany: 31.10.2004 15:07|Autor: Morelka
Horror bez krwi
[Uwaga - tekst zawiera informacje istotne dla fabuły powieści! - przyp. red.]
Nie przepadam za horrorami. Poza nielicznymi wyjątkami główny motyw zwykle jest prosty: ślimaki, kraby, węże czy inne paskudztwo ulegają mutacji, rozrastają się i zaczynają pożerać ludzi, a dzielni bohaterowie książki starają się je powstrzymać. Krew i inne wydzieliny leją się przy tym obficie.
"Dziecko Rosemary" należy właśnie do chlubnych wyjątków. Tu atmosfery grozy nie buduje się na scenach masakry. Oto młode małżeństwo wprowadza się do pięknego mieszkania w eleganckiej dzielnicy Nowego Jorku. Ona wkrótce zachodzi w ciążę, on zaczyna odnosić sukcesy jako aktor. Dodajmy do tego obrazu jeszcze przemiłych sąsiadów - starszych państwa, otaczających przyszłą matkę troskliwą opieką. Po prostu sielanka. A jednak coś jest nie w porządku. Przynajmniej tak wydaje się Rosemary, choć jej dziwne sny i kiepskie samopoczucie traktowane są przez najbliższych jako fanaberie ciężarnej kobiety. My, tak jak Rosemary, do końca nie wiemy, co jest snem, a co jawą; co faktem, a co histerycznym urojeniem. Aż wreszcie razem z nią odkrywamy, że za życzliwością sąsiadów, za nagłym rozkwitem kariery aktorskiej Guya nie kryje się tylko zwykły łut szczęścia, lecz inna siła - straszna, potężna, zła.
To wprowadzenie klimatu niepewności, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, jest być może typowym chwytem w horrorach. Jednak po przeczytaniu tej książki, w której poczciwi, starsi ludzie, urządzający swoje mieszkanie w stylu absolutnego mieszczańskiego kiczu, okazują się wysłannikami szatana, chyba nawet wytrawny znawca horrorów zacznie się przyglądać swoim sąsiadom nieco bardziej podejrzliwie...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.