Dodany: 23.11.2013 22:28|Autor: zsiaduemleko

O tym, co w bagnie beznadziei


Tak w ogóle to uwielbiam Nicka Cave'a w wydaniu liryczno-muzycznym i nie będę w związku z tym obiektywny. Obiektywizm jest nudny, brak mu charakteru i niełatwo nim zainteresować innych. Pomijając już, że jest trudny do uchwycenia, wymaga od piszącego, by ten wyzbył się emocji, zapomniał o wcześniejszych doświadczeniach, by w zasadzie nie był sobą. Same wady, więc nie warto. Piszę o tym dlatego, że kiedy po latach drugi raz przeczytałem "Oślicę" (tak ją skrótowo nazywam) i spróbowałem przez chwilę spojrzeć na tę powieść obiektywnie, to nie potrafiłem. Nie żeby mi ten fakt sprawił jakąś przykrość, ot, z ciekawości próbowałem. Pamiętam natomiast zachwyt tą lekturą, kiedy dałem się zaskoczyć po raz pierwszy. Kiedy zastygły w bezruchu przewracałem kolejne kartki, jedną za drugą i nic innego wokół nie miało znaczenia. Kiedy z podziwem czytałem o kolejnych wydarzeniach, które razem i w całości tworzą tę balladę o okrucieństwie oraz zepsuciu. Bo "Gdy oślica ujrzała anioła" nie jest książką do poczytania dziecku na dobranoc. Nie jest nawet książką do poczytania dorosłemu na dobranoc. Ze świecą, pochodnią, a nawet z miotaczem ognia szukać by tu optymistycznych akcentów. Powieść Nicka Cave'a gwałci wrażliwość czytelnika, bijąc ją przy tym po twarzy i każąc jej się zamknąć. A mimo to jakimś cudem wymyka się z kategorii książek, których naczelną i jedyną istotną cechą jest kontrowersja. Taki błyskotliwy brutal z niej. Bo Cave pisać potrafi i imponując niemałym zasobem słów, zgrabnie (śpiewnie?) opowiada mroczną, dosadną historię, którą ułożył sobie gdzieś tam w głowie.

Już sam początek powieści, sposób prowadzenia narracji i okoliczności, w jakich na świat przychodzi główny bohater zwiastują, że łatwo nie będzie. Zarówno Euchrid (bo takie oto fikuśne imię otrzymuje nasz pupil), jak i czytelnik muszą podwinąć rękawy, a najlepiej też nogawki i przygotować się na brodzenie w ubóstwie, okrucieństwie, brudzie i zgniliźnie życia, niczym w zalanej piwnicy. Czytelnik jest tutaj w tej uprzywilejowanej sytuacji, że nie musi się z tym wszystkim stykać osobiście (uf!), natomiast Euchrid... cóż, on w tym bagnie tkwi po samą szyję (cóż za dosłowność mi się wkradła i zarazem puszczenie oka do wtajemniczonych, którzy lekturę już mają za sobą!), a życie go nie rozpieszcza. Ale o tym za chwilę.

W pierwszej połowie XX wieku dolina Ukulore nie była miejscem, do którego chciałoby się trafić na dwa tygodnie urlopu. Bagnista, rolnicza okolica zapomniana przez cywilizację, rozległy punkt zborny zrzeszający ludzkie gnidy - meneli, bimbrowników, bandytów, gwałcicieli, kaznodziejów ponoć natchnionych przez Boga. Bo tutaj nawet wiara jest wypaczona i przeradza się w niebezpieczny fanatyzm religijny. Społeczność gorliwie wierzy w Boga i ufa, że nieustannie padający deszcz jest karą zesłaną przez Stworzyciela, niczym biblijny potop będący pokutą za grzechy. I próbują te grzechy odkupić na własną rękę, urządzając samosądy i posuwając się do sadyzmu, okrucieństwa ponad potrzebę. Mieszkańcy Ukulore nie przyjmują do wiadomości, że nawet jeśli Bóg istnieje, to w ich dolinie już dawno nie mieszka.

Mieszka w niej za to Euchrid. Niemowa, uznawany za wiejskiego głupka, któremu można bezkarnie rozbijać butelki bimbru na głowie. A to zaledwie pieszczota w porównaniu z tym, do czego zdolni są mieszkańcy Ukulore. Euchrid spędza więc dni na podglądaniu z ukrycia codzienności innych (a kryjówek ma bez liku) i w stosunku do tych ludzi czule pielęgnuje nienawiść, która nabrzmiewa z każdym dniem, by w odpowiednim czasie odbić się czkawką. Dom, który w teorii powinien być dla Euchrida schronieniem i azylem, jest jedynie jaskinią smoka pod postacią matki. Wiecznie uzbrojona w kamionkową butelczynę bimbru rodzicielka tyranizuje zarówno męża, jak i syna, który jej nienawidzi i jednocześnie panicznie się boi, a "Jej Flejtuchowatość" i "Maciora" to jedne z najczulszych określeń, którymi ją opisuje. W sam raz do laurki na Dzień Matki. Ojca Euchrida trudno nazwać pantoflarzem, ale to mądry człowiek i najczęściej schodzi z drogi pijanej małżonce, bo któż próbowałby zatrzymać toczący się głaz? Generalnie patologia, choć to zbyt łagodne określenie.

No nie ma - nie ma w "Oślicy" lekkich i przyjemnych wątków. Wydarzenia gnają od jednego przykrego incydentu do następnego, a całą treść szczelnie otula niezwykła atmosfera zła, beznadziei i zwyrodnienia. Tutaj nawet psy mają wyłupione oczy, przypaloną sierść i brakuje im jednej łapy, a i tak uznawane są za okaz zdrowia. No i obserwowanie stopniowego przeobrażania się Euchrida - tego, jak karmi się nienawiścią, jak motywuje natchnieniem boskim - w pewnym sensie fascynuje. Ale może tylko mnie.

No dobra, więc co w tym fajnego? Trudno powiedzieć, ale najprawdopodobniej styl, w jakim nam to wszystko przekazuje autor. Cave na pewno jest uzdolnionym tekściarzem, który raczej nie zwykł śpiewać o tym, że nowe życie na śniadanie, pozwól, że cię nim nakarmię. Jego poetyckie umiejętności z pewnością przełożyły się na treść książki, przez co ta wypełniona okrucieństwem tragedia jest wyraźnie muśnięta talentem literackim. Smaku powieści dodają liczne odniesienia biblijne, których pewnie i tak w większości nie wychwyciłem, bo Biblię ostatnio czytałem nigdy. Niemniej Cave doskonale się porusza lirycznie w takiej gęstej atmosferze i to się czuje podczas lektury. Byłem zauroczony w czasie pierwszego czytania i byłem zauroczony w czasie wtórego (choć, rzecz jasna, zaskoczenia już nie było). Ale zakończenie... uch, nawet przy drugim podejściu w jakimś stopniu mnie poruszyło.

Z czułością za każdym razem patrzę na grzbiet tej książki - może nie jest ona szczytowym dokonaniem w dziedzinie powieściopisarstwa, ale to mój osobisty Top 10, a jeśli się uprzeć, nawet Top 5. W każdym razie TOP.

No i tytuł brzmi rewelacyjnie.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1206
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: