Dodany: 21.10.2013 20:08|Autor: AnnRK

Książka: Chustka
Sałyga Joanna, Sałyga Piotr

4 osoby polecają ten tekst.

Chwilo, trwaj!


Można zacząć tak: drogi pamiętniczku, ten dzień był inny niż wszystkie, nagle okazało się, że...
Albo tak: kochani czytelnicy, muszę się z wami podzielić pewną wiadomością...
Ona, zakładając bloga 10 kwietnia 2010 roku, w pierwszej notce rzuciła ot, tak:

"mam 34 lata.
ważę 56 kg przy wzroście 171 cm.
urodziłam pięć lat temu przez cięcie cesarskie chłopczyka.

od kilkudziesięciu godzin mam raka"*.

Szczęśliwie zakochana. Matka. Córka. Dobra pracownica. Młoda kobieta. Do takich jak ona mówi się: masz całe życie przed sobą, ciesz się nim.

Jeszcze tyle mogła osiągnąć. Tyle zdobyć, zobaczyć, przeżyć. I nagle wszystko się sypie. Szczęście, plany, nadzieje. Może nie od razu, bo przecież trzeba walczyć. Cóż może być gorszego od biernego wyczekiwania końca? Joanna Sałyga, znana jako Chustka, nie poddała się. Podjęła leczenie. Przegrała. Świadectwem jej walki jest blog, zapis zmagań z chorobą, kipiący od emocji dziennik. W tych zapiskach Joanna wciąż jest żywa, cieszy się, złości, popada w zadumę. Klnie, cytuje poetów, ze wzruszeniem wspomina o synu. Na kilka dni przed feralną datą 29 października 2012 roku milknie. Już więcej nie napisze...

"Chustka" to przede wszystkim emocje. Brzmi banalnie, wiem. Wszystko, co tu napiszę, będzie banałem. Nie ma takich słów, którymi można opisać treść książki, bo jakimi słowami skomentować historię umierania młodej kobiety? Joanna jest w swym dzienniku do bólu szczera. Płacze, kiedy jej smutno. Złości się, kiedy dopada ją bezsilność. Cieszy się, gdy pojawia się nadzieja lub na jej drodze stanie choćby małe szczęście. Piotr, jej ukochany Niemąż, pisze, że Joanna żyła życiem, nie umieraniem. To się czuje, bo choć jej blog był historią przede wszystkim choroby, Chustka miała w sobie tak wiele życia, że momentami trudno uwierzyć, z jak wielkim problemem musi się zmierzyć. Jej historia jest pełna miłości i muzyki. Strach atakuje dowcipem, ironią.

"17 czerwca 2010
no tak, taka byłam, taka jestem, nabijam się.
z siebie, z choroby. co innego mogę zrobić?
postaram się kpić, póki starczy mi sił".

"2 marca 2012
nikt nie jest
w stanie przewidzieć, jakie będą skutki uboczne
połączenia naświetlań z chemioterapią.

ahoj przygodo!"

Czytelnik mimowolnie się uśmiecha. Dopiero po kilku sekundach zorientuje się, jak smutny jest to uśmiech.

Czasami brakuje jej sił. 15 września 2010 roku pisze:

"jestem zmęczona chorowaniem.
zmęczona sobą, swoim ciałem.
zmęczona chemioterapią.
zmęczona lekiem przed nową operacją.
zmęczona leżeniem w szpitalu, rekonwalescencją,
o ile przeżyję operację.
jestem zmęczona.
zmęczona tą namiastką życia.

mam ochotę położyć się spać i już nie wstać.
tylko Synka mi żal".

Wobec tak potężnego ładunku emocji trudno przejść obojętnie. Jednak mimo dramatu, jaki przeżywa, mimo obaw, że nie uda jej się odprowadzić syna do szkoły, gdy ten stanie się dumnym pierwszoklasistą, że nie będzie jej dane wprowadzić go w dorosłość, zatańczyć na jego weselu, mimo poczucia niesprawiedliwości, wciąż potrafi cieszyć się z drobiazgów - wyprawy na grzyby, zakupów, muzyki, książek. Tyle w niej energii, mimo zmęczenia, bólu, strachu. Tyle ciepłych uczuć.

"4 marca 2012
melduję się, jestem.
co gorsza, wiosennie zakochana jak nastoletni przygłup.

zajrzałam w oczy Niemęża i - cholera - znowu wpadłam po uszy.
chodzę z durnym uśmiechem, z głową w różowej
chmurze z pluszowych serduszek.
tralali-tralala!"

Czytam jej wpisy i zastanawiam się, dlaczego tak wielu z nas nie docenia tego, co ma. Dlaczego tracimy czas na żale, pretensje, kłótnie. Rozpamiętujemy przeszłość, to, co mamy, traktujemy jak oczywistość. Wolimy narzekać na braki, niż cieszyć się z tego, co dostępne. Dlaczego tak często bliscy są dla nas "tylko", a nie "aż" kimś i skąd to przeświadczenie, że zawsze przy nas będą?

Trudno ocenić tę książkę, bo jak ocenić czyjeś życie, emocje? Przyczepić się do zdań pisanych z małej litery? Zachwycać grami słownymi? Irytować z powodu braku numeracji stron? Nie da się, nie można, nie wypada. Taka była Joanna, taki styl pisania wybrała. Wyobrażam sobie, jak niesamowitą musiała być osobą. Uśmiechniętą, zdystansowaną, zwariowaną - kiedy można i poukładaną - kiedy trzeba.

"Chustka" jest smutną historią, a jednak tyle w niej szczęścia, pozytywnych uczuć. Umierająca kobieta jest pełna życia. Nie poddaje się chorobie, stara się znaleźć pozytywne strony każdej sytuacji. Chorując, ma przecież więcej czasu dla Niemęża i synka, niż gdy pracowała w korporacji. Mimo przygnębiającej tematyki, książka jest wypełniona ciepłem i radością. Joanna Sałyga dzieli się nie tylko smutkami, tryskając humorem spisuje też zabawne scenki z życia, których bohaterem jest najczęściej jej syn. Miłość matki jest tak silna, że niemal namacalna. I piękna. Chustka dołożyła wszelkich starań, by jak najlepiej wychować jedynaka, obudzić w nim ciekawość świata, przygotować do życia. Któregoś dnia chłopiec przeczyta tę książkę i będzie z mamy dumny, tak jak ona była dumna z niego.

Pewnego dnia Joanna napisała:
"a co u Was dziś dobrego się wydarzyło? opowiedzcie, proszę".

Opowiedzcie więc.


---
* Wszystkie cytaty pochodzą z książki: Joanna Sałyga, "Chustka", wyd. Znak, 2013 [brak numeracji stron].


[Recenzję wcześniej opublikowałam na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 863
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: