Dodany: 06.10.2013 00:24|Autor: olina

AC/DC


Na trasie EuroCity Berlin - Warszawa w „punkcie zero” lokomotywa „Husarz” musi przełączyć się na inny system zasilający, z niemieckich 15 tysięcy woltów prądu zmiennego na polskie 3 tysiące woltów prądu stałego. Czy Niemcy i Polacy różnią się tak, jak napięcie trakcji? Niemiec planuje, Polak liczy, że jakoś to będzie. Niemiec zachowuje dystans, Polak śmiało patrzy w oczy obcym ludziom. Niemiec zgłosi awarię np. w pociągu, Polak ani myśli! Obciążony wspomnieniem komunizmu, uzna to za denuncjację i ominie niedoróbkę w przeświadczeniu, że naprawa „należy do państwa”, albo spróbuje naprawić ją sam (przecież umie!). Tak przynajmniej twierdzi Steffen Möller - aktor, pisarz i kabareciarz.

Czasy „Europa da się lubić” minęły, ale spotkanie z pasjonatem polszczyzny zgromadziło pokaźny tłumek na dziedzińcu bydgoskiej biblioteki. Wuppertalczyk, niezrażony gwałtowną ulewą, dokończył opowieść o swoim pociągu do Polski i nowej książce już pod dachem. Najpierw wypożyczyłam „Polska da się lubić” i zostawiłam ją u rodziców. Następnym razem zobaczyłam w książce trzy zakładki. Ho ho! Gdy nabyłam „Berlin-Warszawa-Express”, sytuacja się powtórzyła, musiałam więc poczekać, aż przyjdzie moja kolej.

Kolej. Najlepszy środek lokomocji, gdy jedzie się w nieznane, zwłaszcza dla „niemieckich sceptyków, którzy drżą o swoje auto”[1]. Przemykający za oknem krajobraz, frapujący współpasażerowie, obsługa WARS-u i jej nieznajomość języków (zamawiający Apfelschorle o mały figiel nie dostaje bawarki), zmiana drużyny konduktorskiej – wszystko to może być źródłem spostrzeżeń o Polakach i naszych zachodnich sąsiadach.

Autor zaprasza do EuroCity w Berlinie o 6:41 i już go lubię. Carpe diem! Interesuj się wszystkim: pradoliną, zlodowaceniami, porównaniem cen w Niemczech i Polsce (mamy droższe mleko i wódkę!), przesądami, tradycją i inteligencją emocjonalną, ponoć domeną Polaków. A gdy już masz otwarte oczy i umysł, stawisz czoło stereotypom. Wielu Polaków mniema, że wszyscy Niemcy są protestantami, godnymi zaufania biznesmenami lub fachowcami, pragmatycznymi, jednocześnie pozbawionymi szarmanckości, poczucia humoru, za to z poczuciem wyższości wobec innych narodów. No i „(...) mają brzydkie kobiety, które nie potrafią się malować i nie golą się pod pachami”[2]. Część Niemców sądzi zaś, że Polacy to złodzieje, kombinatorzy i pijacy, a w Polsce zaczyna się Azja. „Gdy przed wieloma laty zobaczyłem (...) plakat, który informował o kursie języka polskiego w Krakowie, od razu pomyślałem, że zawsze chciałem wybrać się na Ural”[3].

Mijamy kolejne stacje-rozdziały, uświadamiając sobie, jak trudne jest pośrednictwo Polski między światem słowiańskim a łacińskim. Steffen podziwia nasze zainteresowanie historią, ale nade wszystko zachwyca się naszą mową. Obcokrajowca podczas nauki polskiego czekają trzy niespodzianki: wymowa, odmiana przez siedem przypadków i aspekt. Myślałby kto, że czasowniki niedokonane są bardziej przyjazne od nosówek! Nauczenie się polskiego jest jak wspięcie się na Mount Everest – potem nie ciągnie już w niższe góry.

Podróżnik z biglem opisuje miasta z trasy (brawo za Poznań i warszawską top ten :)). Przejazd przez Świebodzin, miasto najstarszego supermarketu na świecie (Tesco powstało tam dziesięć lat przed Chrystusem), jest okazją do przywołania opinii Old Shatterhanda: „prawdziwym idolom nie wolno stawiać materialnych pomników. Należy ich nosić w sercu”[4].

W „Berlin-Warszawa-Express” nie brak podmuchu popkultury, dywagacji sportowych, wademekum gościa i gospodarza oraz szczypty statystyk. W Polsce kwitnie czytelnictwo... ale tylko prasy. Skąd mnogość kiosków i fenomen „Gazety Wyborczej”? Filozof zastanawia się nad źródłami poprawności politycznej, kwestią wiary czy religijności. Pisze, że Niemiec to egoista, który dba o własny interes, niechętnie zaprasza do siebie, ale potrafi hojnie obdarzać, gdy jego potrzeby są już zaspokojone. Polak podzieli się z bliskimi, lecz nie będzie udzielał się charytatywnie, tłumacząc, że sam nie ma.

Spojrzenie z zewnątrz na tak skostniałą - a właściwie wykrzywioną gośćcem - strukturę, jak system opieki zdrowotnej, mogłoby dostarczyć cennych wskazówek osobom za niego odpowiedzialnym, gdyby tylko chciały słuchać. Dlaczego lekarze w Polsce mają kiepską opinię, a w Niemczech cieszą się estymą? Po co pacjenci nabywają olbrzymie ilości leków bez recepty? Czemu pracobiorcy muszą płacić niebotyczne składki, a podczas choroby często nie mogą liczyć na właściwą opiekę?

W „przewodniku” Möllera przeszkadzają mi trochę powtórzenia niektórych wątków z pierwszej książki. Może pierwotnie kto inny miał być odbiorcą obu pozycji? „Polska...” została napisana po polsku, zaś „Pociąg...” na polski przetłumaczono. A robi różnicę, czy adresatem są mieszkańcy terenów na zachód, czy wschód od Odry? Nie różnimy się aż tak baaardzo. No rozstaw torów mamy ten sam!


---
[1] Steffen Möller, „Berlin-Warszawa-Express: Pociąg do Polski”, przeł. Jacek Stanaszek, wyd. Publicat, 2013, s. 11.
[2] Tamże, s. 44.
[3] Tamże, s. 23.
[4] Tamże, s. 99.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1076
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: