Dodany: 27.09.2013 20:59|Autor: Oke Mani

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Sakrament
Barker Clive

3 osoby polecają ten tekst.

Refleksje zakochanej


Kocham Clive’a Barkera. Chcę, żeby od początku było jasne, że recenzja napisana jest z perspektywy osoby absolutnie zakochanej. Miłość ta trwa od wielu lat, mimo że nie przepadam za horrorami ani w formie literackiej, ani filmowej i nie przeszkadza jej nawet to, że przerażający Pinhead z serii „Hellraiser”, jedna z najsławniejszych postaci wykreowanych przez Barkera, w dzieciństwie był bohaterem moich najgorszych koszmarów.

Mimo całego uwielbienia, do „Sakramentu” podchodziłam dosyć sceptycznie. Powieść z 1996 r. doczekała się w Polsce tylko jednego wydania i to dopiero w dziesiątą rocznicę pierwszej publikacji. Nie przemawiał do mnie opis z okładki, reklamujący książkę jako „powieść niepodobną do wcześniejszych dzieł Clive’a Barkera”* i - wiem, że to płytkie – sama okładka, która w jakiś sposób mnie odpychała. Jednak zakochany, jak to zakochany, nie szuka wad, tylko bierze, co mu dają - i w końcu książka znalazła się w moich rękach.

Trudno przypisać fabułę do jakiegoś konkretnego gatunku. Właściwie jest to powieść obyczajowa o Willu Rabjohnsie, nie całkiem przeciętnym facecie, którego egzystencja została trwale naznaczona w dzieciństwie, kiedy jego losy przypadkiem splotły się z losami Jacoba Steepa i Rosy McGee. Choć cały incydent trwał krótko, był brzemienny w skutki nie tylko dla wymienionej trójki, a powrót do wcześniejszego stanu rzeczy okazał się niemożliwy. Jednak nie byłoby całej tej historii, gdyby Jacob Steep nie postanowił starego porządku przywrócić.

„Sakrament” to książka o ludziach. O ich psychice, potrzebach, poszukiwaniach. Barker rozbiera bohaterów do szpiku kości. Nie pozwoli im ukryć choćby najwstydliwszej myśli, nie pozwoli nawet na chwilę intymności, ukrytą przed oczami czytelnika. Co wcale nie znaczy, że serwuje żmudne przekopywanie się przez codzienność zwykłego szaraczka, bo żadnego z trójki głównych bohaterów szarakiem nazwać się nie da.

Główny bohater, wspomniany wcześniej Will, jest światowej sławy fotografem, specjalizującym się w portretowaniu wymierających gatunków zwierząt. To człowiek powściągliwy w okazywaniu uczuć. „Utajony masochista”, jak zwykła myśleć o nim jego przyjaciółka. Nieświadomy swojej mocy przewodnik, o czym boleśnie przekonał się Steep. Gej. Postać tym bardziej fascynująca, że nie mogłam się oprzeć wrażeniu, iż Barker bezczelnie pokazuje tu samego siebie, ubranego w garnitur fikcji literackiej. Willowi towarzyszymy najpierw na Alasce, gdzie z tragicznym skutkiem fotografuje niedźwiedzie polarne, potem przenosimy się w przeszłość, do jego dzieciństwa spędzonego na angielskiej prowincji, by wreszcie większą część powieści spędzić w Stanach Zjednoczonych, poznając dokładnie wielkomiejskie środowisko homoseksualistów i jego codzienność w czasach, gdy AIDS zbierał swoje żniwo. Na koniec wracamy do Anglii w poszukiwaniu wisienki na torcie – mistycznego Domus Mundi.

Katalizator wydarzeń stanowią jednak działania wcześniej wymienionej pary – Rosy McGee i Jacoba Steepa. Dwójki wagabundów, którzy sami nie potrafią jasno określić, kim są i skąd się wzięli. Od początku jednak wiadomo jedno – nie do końca są ludźmi, a może i nie są nimi w ogóle. Przemierzają świat od kilkuset lat, zachowując się przy tym tak, jak w ich mniemaniu zachowują się przedstawiciele ich płci. Steep to archetyp mężczyzny, powściągliwy, brutalny, ale i znudzony egzystencją, łowca zmierzający do likwidacji ostatnich osobników ginących gatunków. Za to Rosa jest ucieleśnieniem męskich marzeń – piękna femme fatale, mająca zarówno instynkt matki, jak i morderczyni. Przywodziła mi na myśl inne świetne kobiece kreacje z książek Barkera – Immacolatę z „Kobierca” czy Katyę z „Wąwozu Kamiennego Serca” – silna, ostra, a przy tym nieprzerysowana i nietracąca nic z kobiecości.

Choć te trzy postaci stanowią, nie tylko moim zdaniem, najmocniejszy punkt powieści, to jednak bez charakterystycznego stylu Barkera nie miałaby ona tak wielkiej mocy. Myślę tu o sposobie prowadzenia fabuły – „chciałeś patrzeć, to patrz”. Jeśli bohater przygląda się zmasakrowanym zwłokom, my też dowiemy się o każdym ich szczególe, jeśli uprawia seks, autor nie skieruje naszego wzroku w innym kierunku. A jednak nie ma mowy o żadnej wulgarności czy obsceniczności. Spokojny, neutralny opis zarówno scen przyrody, jak makabrycznych zabaw Rosy pozwala jednocześnie być w centrum akcji i oglądać ją z niezbędnego dystansu. Nikt nie narzuca nam oceny wydarzeń ani postępowania bohaterów. Widzimy rzeczy takimi, jakimi są, i wcale nie jest łatwo jednoznacznie określić, którzy bohaterowie są tu pozytywni, a którzy negatywni.

„Sakrament” faktycznie wyróżnia się w dorobku Barkera. Prawdopodobnie powodem jest naprawdę mocne osadzenie fabuły w rzeczywistości, przy którym element fantastyczny wypada bardzo subtelnie. Wcale nie znaczy to, że jest błahy lub mało istotny. Wprost przeciwnie. Po prostu został obudowany zwyczajnością tak umiejętnie, że po lekturze trudno uwierzyć, iż to tylko fikcja.

Spotkałam się z wieloma zarzutami w stosunku do tej akurat powieści. Że nudnawa, że zbyt dużo rozważań na temat kondycji świata, że zbyt mocno zaakcentowany motyw społeczności homoseksualnej, że za mało horroru, jak na Barkera… Oczywiście nie zgadzam się z żadnym z nich. Nie zmieniłabym w niej absolutnie niczego. Wydaje mi się, że większość rozczarowań treścią wynika z niewłaściwego nastawienia. Zawiedzie się każdy, kto będzie tu szukał horroru w stylu gore lub taniej rozrywki. „Sakrament” wymaga skupienia i własnych przemyśleń. Wymaga otwartego umysłu, tolerancji i cierpliwości. Oferuje za to silne emocje, uniwersum, które pochłania czytelnika całkowicie i pozostały po lekturze niepokój, że być może jest w tym wszystkim ziarno prawdy. Doświadczyłam tego wszystkiego i nie mam wątpliwości, że „Sakrament” to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam. Ale, jak już mówiłam, ja kocham Clive’a Barkera.


---
* Clive Barker, „Sakrament”, przeł. Robert P. Lipski, wyd. Mag, 2006; tekst z okładki.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2189
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: TOMPAP 04.10.2013 10:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Kocham Clive’a Barkera. C... | Oke Mani
A czytałaś juz "Gallilee"? Tez uwielbiam Barkera, mam na półce wszystkie jego powieści wydane w naszym języku i zawsze, jeśli ktoś pyta mnie o dobrego twórcę horrorów, podaję Barkera, którego uwazam za o wiele lepszego od Kinga i innych tuzów gatunku. Jego literatura jest absolutnie fenomenalna, natomiast jako człowiek jest dla mnie odpycjający od momentu, w którym zaczął bawić się w tę całą homoporpagandę, czego nie robił przez wiele lat, mimo wcześniejszego "comming outu". Jego dzisiejsze wypowiedzi ocierają się czasem o prostacki antyklerykalizm, ale pisarzem wciaż pozostaje wielkim. Czekam niecierpliwie na trzecią część "trylogii sztuki", która właśnie się pisze.
Użytkownik: Oke Mani 04.10.2013 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: A czytałaś juz "Gallilee"... | TOMPAP
"Gallilee" jeszcze przede mną, ale następna w kolejce jest chyba "Imajica". Czy Barker pisze lepsze horrory od Kinga? To chyba kwestia tego, czego się w horrorach szuka. Ja generalnie przedkładam literaturę angielską nad amerykańską i King na mnie wielkiego wrażenia nie robi (no, może poza "Mroczną Wieżą"), ale dwa razy zastanawiałabym się nad poleceniem Barkera jako "straszydła". Co nie zmienia faktu, że uważam go za jednego z najlepszych żyjących pisarzy. A co do homopropagandy... Cóż, każdy ma jakieś hobby. Dopóki nie propaguje składania krwawych ofiar z ludzi i zwierząt, to mi w niczym nie przeszkadza.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: