Dodany: 21.09.2013 16:37|Autor: AnnRK

Książka: Bluszcz prowincjonalny
Kosin Renata

3 osoby polecają ten tekst.

"Jak bluszcz, spod którego usunięto podporę"


"Ty... ty jesteś takim bluszczem. Ale nie takim, który płoży się po ziemi, tylko takim, który wspina się po podporach. Owija się wokół nich i przybiera ich kształt, tracąc własny. Bez podpory w zasadzie nie potrafi istnieć (...). Straciłaś autonomię, własny kształt. Nie umiesz już żyć samodzielnie, swoim życiem. Przez tyle lat tak byłaś uwieszona na ramieniu męża, że kiedy zniknął, tobie zaczęło się wydawać, że ciebie też już nie ma. Jak bluszcz, spod którego usunięto podporę. Teraz wydaje ci się, że jedynym ratunkiem, żeby nadal istnieć, jest znalezienie nowego oparcia"[1].

Magda nie przebiera w słowach. To, co mówi, godzi jej siostrę boleśnie, ale jak inaczej uświadomić Annie, że czas najwyższy wziąć się w garść, otrząsnąć ze złych wspomnień i zacząć żyć na własny rachunek? Odejście męża mocno wstrząsnęło Anną. Nie jest jej łatwo budować wszystko od nowa. "Staram się... Próbuję i naprawdę się nie da. Nic tu nie pasuje! Popatrz tylko na te puste miejsca... W szafach, wszędzie. Co się robi z szafką nocną nie do pary? Co się robi z drugą połową małżeńskiego łoża?"[2]. Kobieta wydaje się zupełnie zagubiona, bezradna, z trudem odnajduje się w nowej rzeczywistości. Gdy Magda odlatuje do Stanów, gdzie jej córka spodziewa się dziecka, Anna, z dwójką własnych pociech, nastoletnią Amelią i jej młodszym bratem Frankiem, ucieka z Warszawy do rodziców, do małej miejscowości na Podlasiu. Tak, Magda miała rację, jej siostra znów szuka podpory. Po głowie chodzi jej sprzedaż mieszkania i przeprowadzka do Bujan na stałe. Dzieciom oczywiście nic nie mówi, bo choć Franek świetnie się bawi z chłopcem z sąsiedztwa, a Mela poznaje nowe koleżanki, żadne z nich nie bierze pod uwagę tego, że po wakacjach mogłoby nie wrócić do Warszawy, dawnych znajomych i miejsc.

Mało jest w literaturze kobiecej motywów równie oklepanych, jak ucieczka mieszczanki na prowincję, gdzie bliskość przyrody, domowe konfitury i życie w zupełnie innym rytmie koją złamane serce, zabijają depresję, zmieniają światopogląd, są lekarstwem na brak pracy, samotność oraz wszelkie inne bóle i deficyty. Czego nie dokona zdrowe, wiejskie powietrze, to podreperują ludzka dobroć, sąsiedzka pomoc, wspólne zaangażowanie, długie rozmowy przy gorącej herbacie i domowej szarlotce, czyli wszystko to, czego próżno szukać w anonimowych blokowiskach, w wielkomiejskim życiu najeżonym datami ważnych spotkań, naznaczonym pospiechem, nieuwagą, chronicznym brakiem czasu. A jednak Renata Kosin, choć sięga po motyw wykorzystywany tak często, że niedługo pewnie trudno będzie znaleźć pozbawioną go powieść kobiecą, wybrnęła z tej niekorzystnej sytuacji całkiem nieźle. Co prawda użyła kilku schematów, ale giną one w gąszczu różnych zdarzeń. A dzieje się Bujanach sporo.

"Bluszcz prowincjonalny" okazał się powieścią życiową, pozbawioną lukru, wydumanych problemów, naciąganych wątków. Anna Radecka nie zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wiele czasu musi minąć, nim będzie w stanie stawić czoło rzeczywistości, podjąć niełatwe decyzje. Po drodze nie raz będzie musiała znaleźć w sobie dość energii, by pomóc innym, a przy okazji - nie do końca świadomie - także sobie.

Anna zagląda w stare kąty, spotyka dawnych znajomych, którym życie poukładało się niekiedy zaskakująco. Okazuje się, że lekkoduch może zostać wspaniałym mężem i obrotnym przedsiębiorcą, a kobieta z perspektywą sielskiego życia – ledwie wiązać koniec z końcem. "Wciąż spotykała ludzi, o których istnieniu zdążyła zapomnieć, oglądała miejsca, które, mimo że wyglądały inaczej, były tymi samymi miejscami powoli odgrzebywanymi z zakamarków pamięci. Bez przerwy mogła porównywać resztki zapamiętanych obrazów, które miała w głowie, z teraźniejszością"[3]. Dzięki nowym-starym znajomym Radecka powoli wraca do życia. Pomaga matce w bibliotece, przyjaciółce z dzieciństwa – w lecznicy dla zwierząt, dawnemu znajomemu – przy malowaniu odnawianych przez niego mebli. Nadal jednak nie ma niczego dla siebie, niczego, co od początku do końca byłoby jej zadaniem, jej zajęciem. Słowa Magdy wciąż są aktualne.

Renata Kosin w "Bluszczu prowincjonalnym" porusza wiele problemów jakże nam bliskich, jakże często dotykających nas, naszych przyjaciół i znajomych. Są tu rodzice, którzy nie mając w kraju perspektyw, wyjeżdżają za granicę, zostawiając kilkuletniego synka pod opieką dziadków. Jest lecznica dla zwierząt, w której grupa zaangażowanych osób stara się pomóc zwierzętom nie tylko chorym, ale także opuszczonym – w znalezieniu domu, borykając się z nieugiętym prawem, ludzką głupotą i brakiem finansów. Są ludzie samotni, cierpiący po utracie bliskich. Jest wdowiec, który o śmierć żony nie obwinia raka, lecz ludzi, a złość topi w alkoholu. Są dzieci, nad którymi ciąży wizja domu dziecka. Jest przemoc domowa, depresja poporodowa, niesforne dziecko spragnione uwagi i rodzicielskiego ciepła, alkoholizm. Mogłoby się wydawać, że zbyt wiele pojawia się takich wątków, że powieść przytłoczy smutkiem, ale na szczęście nie brak w niej i dobrych chwil.

Już sam urok Podlasia od pierwszych stron działa na czytelnika pozytywnie. Urokliwe zakątki, pyszna kuchnia (autorka na końcu poświęca jej kilka stron, podając nawet przepisy na niektóre potrawy) i wspaniali ludzie, często bardzo pomocni, bezinteresowni. Przyjemnie było odpocząć w Brzostowie, w domu kuzynów Anny, w glinianej lepiance, bez Internetu, telewizji, a nawet łazienki, gdzie życie skupia się w kuchni, w centrum stoi gliniany piec, a na wielkim, staroświeckim łóżku drzemie "rozciągnięty wygodnie, szary kot"[4]. Tu czas się zatrzymał. Wszystko jest jak przed laty. Wiatr targa koronkowe firanki, na przykrytym kraciastą ceratą stole stoi bukiet polnych i ogrodowych kwiatów, siedem żółciutkich kurcząt dziobie "ziarno wsypane do zakrętek od słoików"[5]. Piękny obrazek.

Choć nie brak negatywnych postaci, to jednak ludzie są dla siebie wsparciem, zawsze jest ktoś, na kogo można liczyć. Wszyscy się znają, wiele o sobie wiedzą, choć wbrew temu, co sądzi się o życiu na prowincji, w Bujanach plotki nie przenoszą się z prędkością światła. Mieszkańcy mają swoje tajemnice. Annie przyjdzie poznawać je stopniowo, okaże się, że o swej najbliższej przyjaciółce, a nawet o własnej rodzinie nie wie wszystkiego. Jej czynne uczestnictwo w życiu mieszkańców Bujan pozwoli nam zajrzeć do serc i domów innych. Odkryć problemy nękające ich rodziny. Może przy okazji pomóc.

Ci, którzy znają debiutancką powieść Renaty Kosin "Mimo wszystko Wiktoria" z pewnością zauważą, że jej bohaterowie pojawiają się na moment w "Bluszczu prowincjonalnym" – czy to osobiście (Michalina, Wiktor), czy tylko wspomniani w rozmowie (Piotr, Gabrysia). Od poprzedniej powieści wiele jednak tę drugą odróżnia. "Bluszcz prowincjonalny" bywa zabawny, daleko mu jednak do humorystycznej poprzedniczki; jest nieco poważniejszy, napisany w zupełnie innym stylu. Zmienia się tło zdarzeń, pojawiają się bardziej rozbudowane, budujące nastrój opisy. Mniej tu lekkich scen, komicznych dialogów i postaci. "Mimo wszystko Wiktoria", choć kryła w sobie poważniejsze tematy, była zdecydowanie lżejszą lekturą rozrywkową.

Zwykle w powieści mam swojego ulubionego bohatera, za którego mocno trzymam kciuki. Tak jest i tym razem. Moje serce podbił mały Arturek, wychowywany przez dziadków, stęskniony za rodzicami, których brak możliwości utrzymania się w kraju wygnał, jak wielu naszych rodaków, do Wielkiej Brytanii. Niesforny chłopiec sprawia problemy, ale nie sposób go nie kochać, a scena, w której zasiada przed komputerem w oczekiwaniu na połączenie z mamą, wzruszyła mnie do łez.

"Bluszcz prowincjonalny" jest bez wątpienia dojrzalszy od poprzedniej powieści Renaty Kosin. Autorka stworzyła wspaniały klimat oraz ciekawą historię. Poruszyła wiele problemów i być może korzystniej byłoby z kilku z nich zrezygnować na rzecz rozbudowania pozostałych, ale połączyła je na tyle zgrabnie, że czytelnik nie powinien mieć wrażenia przesytu. Ogromnie podoba mi się to, że pisarka zręcznie umieszcza w powieściach elementy zgodne z jej pozaliterackimi zainteresowaniami. W "Mimo wszystko Wiktoria" bohaterki zajmowały się rękodzielnictwem, w "Bluszczu prowincjonalnym" Anna chwyta za pędzel, a z kuchni unoszą się smakowite zapachy regionalnych potraw. Zaletą powieści jest dla mnie jej zakończenie, realistyczne, bez gwarancji wiecznego szczęścia. Wszystkie wątki mogą równie dobrze kilka dni później poplątać się na nowo lub ułożyć szczęśliwie, zupełnie jak w życiu – nowy rozdział może pojawić się zupełnie niespodziewanie.


---
[1] Renata Kosin, "Bluszcz prowincjonalny", wyd. Replika, 2012, s. 27-28.
[2] Tamże, s. 9-10.
[3] Tamże, s. 87.
[4] Tamże, s. 331.
[5] Tamże.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 756
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: