Dodany: 31.08.2013 20:32|Autor: Literadar

Czytatnik: Literadar - Origins

MĘSKA RZECZ, DAMSKIE SPRAWY - Jestem najprzystojniejszym mężczyzną świata


Okładka

MĘSKA RZECZ,
DAMSKIE SPRAWY

czyli płciowe dyskusje o książkach toczą Dorota Tukaj i Michał P. Urbaniak

Pod lupą: Jestem najprzystojniejszym mężczyzną świata



Michał P. Urbaniak W dzisiejszych czasach często trzeba być pięknym, aby coś osiągnąć. Uroda stała się bardzo ważnym atutem – zgodzisz się z tym?

Dorota Tukaj Niestety, tak. Aż włos się jeży, kiedy się czyta np. przytaczane przez Nancy Etcoff w „Przetrwają najpiękniejsi” wyniki badań psychologicznych. Pracodawcy przy rekrutacji często przywiązują mniejszą wagę do CV, niż do załączonego zdjęcia, nauczyciele skłonni są przypisywać lepsze cechy charakteru uczniom o ładnych buziach, a urodziwe osoby popełniające jakiś naganny postępek mogą liczyć na łagodniejsze osądzenie. Tradycyjnie to przede wszystkim od kobiet wymagano „wykazania się” urodą, ale dziś ta presja dotyczy i mężczyzn.

M.U. W tym aspekcie ciekawa jest powieść francuskiego pisarza i piosenkarza Cyrila Massarotto Jestem najprzystojniejszym mężczyzną świata. Narrator – przepiękny mężczyzna - opowiada o swoim życiu, które naznaczyło przekleństwo urody. Odkąd pamięta, wszyscy go podziwiają, a jednocześnie tam, gdzie się pojawia, wybucha agresja, której on sam nierzadko staje się ofiarą (na przykład gdy żądni jego uwagi koledzy z klasy dosłownie wyrywają go sobie z rąk). Nic dziwnego, że bohater woli tkwić w odosobnieniu – choć jednocześnie tęskni za normalnym życiem.

D.T. Tylko że z taką urodą nie można żyć normalnie. Próba zakosztowania wolności okazuje się fatalna w skutkach. Po śmierci ojca w wypadku, spowodowanym pośrednio przez urodę syna, chłopak dręczony poczuciem winy samowolnie skazuje się na uwięzienie w domu. Tylko do czasu…

M.U. …bo jego matka nadal liczy na to, że niepowszednia uroda jej syna kiedyś zaprocentuje. W końcu od jego urodzenia zabiega o to, by „jej diament stał się brylantem”. Na temat tych oczekiwań psycholodzy chyba też mieliby niejedno do powiedzenia. Matka narratora wzbudza w nim permanentne poczucie winy.

D.T. Tak, to taki dość spektakularny syndrom kreowania dziecka na kogoś, kto ma zaspokoić niezrealizowane ambicje rodzica. Matka, której nie udało się zdobyć wykształcenia, zrobi wszystko, żeby potomek został naukowcem, niedoszła pianistka czy śpiewaczka za wszelką cenę zapragnie z niego wydobyć muzyczny talent, a taka, która ma ogólne poczucie niespełnienia, będzie chciała, żeby był po prostu KIMŚ. No, a którędy wiedzie najłatwiejsza droga do bycia KIMŚ w dzisiejszym świecie? Albo przez tupet, albo przez urodę. Tego pierwszego nasz bohater nie ma za grosz, ale drugiego pod dostatkiem…

M.U. Na szczęście (bądź nieszczęście) tupet ma Lucinda Ferrari, jedna z najbogatszych kobiet świata i rekin biznesu. To ona składa bohaterowi kuszącą propozycję – pragnie „stworzyć jego legendę”, a przy okazji znacząco wspomóc go finansowo. Najprzystojniejszy mężczyzna świata nie chce zgodzić się na taki układ, ale naciskany przez matkę w końcu kapituluje. I tu zaczyna się…

D.T. Uwielbienie bohatera na masową skalę. Najprzystojniejszy mężczyzna staje się ikoną popkultury, otoczony jest nimbem sławy i powszechnym pożądaniem. Produkty firmowane jego nazwiskiem sprzedają się jak świeże bułeczki. On sam bierze udział w emitowanym na całym świecie reality show, w którego finale ma wyłonić żonę dla siebie.

M.U. Idole towarzyszyli ludziom od zawsze, ale – przyznaj sama – czyż to nie jest świetna satyra na nasze czasy? Telewizja karmi nas rozmaitymi programami tego typu, prasa bulwarowa informuje o pikantnych ploteczkach, czasem wyssanych z dziennikarskiego pióra (co jest w gruncie rzeczy bardzo męczące dla celebrytów – odsyłam do wywiadu z Maciejem Stuhrem w Newsweeku), a dzięki Internetowi (rozmaitym Pudelkom, Facebookom i in.) możemy śledzić bez problemu tak publiczne, jak i prywatne życie gwiazd.

D.T. I najwyraźniej jest na to stałe zapotrzebowanie, bo tabloidy zamiast plajtować kwitną, a nie dość tego, ciągle ukazują się nowe i znajdują tysiące czytelników. Prawdę powiedziawszy, mam wrażenie, że im bardziej żenujący poziom, tym większe szanse na przetrwanie ma taka gazeta, która podobno służy ludziom jako odskocznia od szarego życia. Chociaż w rzeczywistości grzebanie się w cudzej prywatności raczej nikogo nie wzbogaca, a tylko podsyca różne paskudne instynkty.

M.U. Ale gdyby wierzyć słowom Lucindy, to wykreowanie naszego pięknego chłopca na światowego idola ma tylko pozytywny wymiar! Jak to ona powiada? „To, jak wyglądasz, przyniesie ludziom szczęście, takie, jakiego sobie nawet nie wyobrażasz”, „staniesz się ich mesjaszem”. Bohater nie musi się nawet specjalnie wysilać, tylko od czasu do czasu zademonstrować publicznie swoje urodziwe oblicze. Tłum jest szczęśliwy, a jemu pieniądze płyną na konto. Kto by tak nie chciał?

D.T. No, on wcale tak bardzo nie chce, on po prostu nie ma wyjścia! Przecież to matka i Lucinda go w tę pułapkę wmanewrowały, a on nic nie umie, praktycznie nigdy nie miał kontaktu z realnym życiem, więc nawet nie ma pomysłu, co mógłby zrobić, żeby to zmienić. W sumie nic dziwnego, że po śmierci matki całkiem się gubi – dotąd żył, żeby spełniać jej marzenia, a teraz co?

M.U. A teraz pora na ratowanie ... no, cóż, nie bawmy się w subtelności… dojnej krowy firmy Lucifer Media (notabene, zauważyłaś ten śliczny żart językowy? Naprawdę szatańsko trafna nazwa!). Czyli na gigantyczny reality show pt. „Najprzystojniejszy mężczyzna świata szuka żony”. Biedak naiwnie sądzi, że przynajmniej tu będzie miał coś do powiedzenia, ale też się myli…

D.T. Chociaż ta wyreżyserowana historia pozornie ma szanse na powodzenie. Niewidoma Jessica nie może go przecież zobaczyć, więc łatwo uwierzyć, że „zakochała się w jego duszy”.

M.U. I można by pomyśleć, że wszystko zacznie zmierzać w stronę pospolitego romansidła z happyendem. Na szczęście Massarotto nie poszedł tą drogą. To „ustawione narzeczeństwo” stanowi przełom w życiu bohatera. Bo choć Jessica zakochała się w jego duszy, on sam doskonale zdaje sobie sprawę, że ta rzekoma dusza to zbiorowy wytwór „profesjonalnej zręczności Lucindy” i „przerażająco skutecznych scenarzystów”. Dopiero wtedy wyznaczona rola na dobre przestaje mu odpowiadać. Wreszcie zaczyna rozumieć, że jest tylko produktem współczesności, a wszyscy fani kochają tylko wyobrażenie o nim, a nie jego samego. Zamierza uciec od swojej sławy…

D.T. A jednak nie jest to takie proste. Okazuje się, że sława bohatera dotarła dosłownie wszędzie. I wtedy na jego drodze staje „dobra wróżka”, czyli tajemnicza szamanka. Dzięki niej spełni się największe marzenie najprzystojniejszego mężczyzny świata, który pragnie być tak przeciętny, żeby nikt go nie zauważał. Tylko, że ta zbawienna przemiana stanowi dopiero początek nowych kłopotów…

M.U. I tu znowu brawa dla autora za kolejny zaskakujący zwrot akcji! Cały świat poszukuje zaginionego idola, a tymczasem bohater zostaje oskarżony o jego zamordowanie (choć równie szybko uniewinniony). Bajecznie bogaty, nagle staje się biedny i bezdomny. Uczy się twardych praw ulicy. Dodam, że nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, nie może nikomu udowodnić, kim naprawdę jest.

D.T. Wierzy mu tylko Jessica, która nie może zobaczyć, jak się zmienił, ale rozpoznaje go po zapachu. Tu mogłaby się znaleźć łzawo-romantyczna scena, ale Massarotto nie idzie na łatwiznę. Niewidoma dziewczyna – która właściwie do tej pory mogła budzić współczucie –z askakuje nas swoją obojętnością dla niedawnego ukochanego. Okazuje się, że choć „pokochała go za wrażenie” (dodajmy, że niekompletne, bo przecież nie miała możliwości go zobaczyć, ani zorientować się, co on mówi i jak zachowuje się poza programem), to gdy tylko dowiaduje się, że zmienił wygląd, od razu oświadcza: „jesteś niczym i nie ma w tobie już nic do kochania”.

M.U. Ten przejmujący fragment pokazuje, jak wielka jest siła masowego oddziaływania i medialnych perswazji. Cóż za bezlitosna przewrotność sławy! Dziś jesteś bohaterem, a jutro zerem! Zresztą historia zatacza koło i bohater znów dostaje się na szczyty – tym razem nie dzięki urodzie, ale samodzielnemu działaniu.

D.T. Właśnie! Przypadkowo zostaje jurorem w prowadzonym przez Lucindę Ferrari programie „Wszyscy jesteśmy sędziami”, w którym ocenia się artystów. Wkrótce znów staje się gwiazdą i prawdziwym autorytetem – jego opinie stają się powszechnymi sądami.

M.U. Czy czegoś ci to nie przypomina? Bo mnie te wszystkie dzisiejsze programy, w których ludzi się osądza – a im zjadliwsza krytyka, tym lepiej! Autorytetami stają się ci, których lubi kamera. Docinki, poniżanie, nietuzinkowe (żeby nie nazwać ich oburzającymi) zachowania – cóż, tym żywią się współczesne media!

D.T. Hm, hm… zjadliwą krytykę to i my czasem serwujemy… chociaż na szczęście nie przed kamerami… ale nie w tym rzecz, bo krytyka może być uzasadniona. Natomiast lekko przerażające jest to, że widz nie ma myśleć, nie ma samodzielnie oceniać – ma przyjąć za swoje cudze opinie, bo tak mu mówi telewizja. I co najgorsze, na ogół się temu podporządkowuje. To chyba najważniejsze przesłanie historii „najpiękniejszego mężczyzny” i za nie należy się autorowi spory plus.

M.U. Kolejny spory plus dałbym za genialną wręcz przewrotność. Bohater niepostrzeżenie wpada z deszczu pod rynnę, gdy nagle po jednym jego stwierdzeniu „przeciętniactwo” zaczyna być „na topie”, a on sam jako najprzeciętniejszy z przeciętnych staje się znowu bożyszczem tłumów. Tymczasem wszystkie podziwiane za urodę gwiazdy – w tym zaginiony najprzystojniejszy mężczyzna świata – spotykają się ze społecznym wykluczeniem, a nawet agresją!

D.T. Jaka tam przewrotność, to czysty realizm! Gdybyś czytał kobiece magazyny, widziałbyś, jak coś, co w jednym sezonie jest „hitem”, w następnym staje się „kitem” (te określenia to dosłowne cytaty z jednego czasopisma). Raz wypada mieć włosy platynowe, innym razem rubinowe, raz w butach na koturnach jesteś... jak to teraz mówią... trendsetterką, a raz obciachowym dinozaurem. W świetle tego faktu opowieść Massarotta jest czymś w rodzaju bajki ilustrującej ludowe porzekadło „raz na wozie, raz pod wozem”, tyle że w odniesieniu nie tylko do ludzkich losów, ale i do mód.

M.U. Ta swoista baśń musi skończyć się happy endem – bohater odnajduje miłość swego życia, ma szczerze oddanego przyjaciela, a męcząca sława nie będzie czymś stałym, bo ci, którzy dziś go uwielbiają, „niedługo znajdą sobie kogoś innego do lubienia”.

D.T. Wspominasz o baśni, a ja mam problem z klasyfikacją tej powieści. Nie rozumiem, jaki sens miało to pomieszanie gatunków. Mogła być miażdżąca satyra na ogłupianie społeczeństwa przez media, z krzepiącym wnioskiem, że są jednak ludzie, którzy się potrafią tej manipulacji oprzeć –a wepchnięcie w jej środek elementu metafizycznego zrobiło z niej jakąś odrealnioną historię, wierzyć się w to nie da, a skoro się nie wierzy, to i przejmować się nie ma czym. Miejsce eliksirów jest w Harrym Potterze, którego zresztą bardzo lubię, między innymi za to, że jest to bajka nieudająca, że bajką nie jest.

M.U. Według mnie Jestem najprzystojniejszym mężczyzną świata to powieść z fabułą w wielu aspektach wyolbrzymioną i dosyć karykaturalną (zwróć uwagę na tę bezbrzeżną sławę i uwielbienie dla pięknego bohatera!), ale jest to wyolbrzymienie celowe i funkcjonalne. Dzięki takiemu ujęciu jeszcze lepiej widać dramat narratora. Choć powieść Massarotto przypomina pomysłową i mądrą baśń (a w baśni ta szczypta magii nie razi!), to jednak przede wszystkim pozostaje – jak już wspomniałaś –przejmująco trafną satyrą na dzisiejsze czasy. Więc warto sięgnąć po tę książkę.

D.T. Na pewno lepiej poświęcić czas na lekturę Jestem najprzystojniejszym mężczyzną świata niż na obejrzenie kolejnego odcinka bzdurnego reality show…

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 978
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: