Dodany: 29.06.2013 16:28|Autor: AnnRK

Piękny i szalony


Gdyby zrozumienie tego, na jakiej zasadzie ludzie dobierają sobie partnerów było choć trochę prostsze, a łączące ludzi uczucia mniej skomplikowane, prawdopodobnie powstawałoby o połowę mniej filmów czy książek. Tymczasem jednak miłosne rozterki stanowią bogaty materiał dla pisarzy, poetów, filmowców. Dla artystów wszelkiej maści. Im więcej niepewności, im więcej kłód pod nogami, nieprzespanych nocy czy emocjonalnych huśtawek, tym bogatszy materiał i większa szansa na zadowolenie odbiorców. Uwielbiamy, gdy ona i on brną do siebie przez góry, lasy, pomiędzy byłymi kochankami lub złowrogimi spojrzeniami nieżyczliwych. Dobrze jednak, gdy taka historia kończy się happy endem, bo to daje nam cień nadziei na to, że nawet jeśli jest źle, zawsze możemy wyjść na prostą. I nieważne, że koniec filmowy czy powieściowy następuje w chwili, gdy w związek jeszcze nie zdąży wkraść się rutyna, a kłótnie są raczej przekomarzaniem się niż aferą o pietruszkę, ważne, że w końcu bohaterowie odnaleźli siebie. I są szczęśliwi.

Babi Gervasi to klasyczny przykład niewinnej dziewczynki z dobrego domu, grzecznej dumy rodziców z wzorowym świadectwem szkolnym. Jej przyszłość pewnie gładko wpisałaby się w typowy schemat: elitarne szkoły, gruntowne wykształcenie i małżeństwo z równie doskonałym przedstawicielem płci przeciwnej, gdyby pewnego dnia nie doszło do pozornie nic nieznaczącego spotkania.

"Krótkie włosy, prawie na jeża, wysoko cieniowane od szyi ku górze, jak u amerykańskich marines. Kurtka marki Levi's, ciemna.
Kołnierz postawiony, marlboro w ustach, oczy ukryte za okularami Ray-Ban. Wygląda na twardziela, chociaż nie musi. Ma piękny uśmiech, lecz mało kto bywa nim obdarowany"[1].

Oto Step, który tego pięknego, słonecznego poranka dostrzega jadącą do szkoły Babi. Dziewczynę na lekcje podwozi ojciec. Dzień jak co dzień. Z tym, że tego dnia chłopak w lewisach wsiada na motor, by tuż przed światłami stanąć przy mercedesie taty Babi. "I dlatego ten dzień nie będzie jak inne"[2].

Arogancka gadka podrywacza, pewność siebie, a nawet piękny uśmiech na Babi nie robią wrażenia. Siostra uświadamia jej, jak wielkiego zaszczytu dostąpiła: oto zagadnął ją koleś określany jako Dziesiątka z plusem. "Dla mnie to tylko idiota"[3], kwituje dziewczyna. Jest pewna, że więcej go nie zobaczy, ale narrator podpowiada to, co czytelnik już z pewnością wie. Babi nie tylko nie raz jeszcze spotka na swej drodze Stepa, ale też od tej chwili jej życie kompletnie się zmieni.

Na razie Gervasi nie jest zainteresowana przystojnym, niepokornym chłopakiem. Step uwielbia spędzać czas na siłowni i szaleństwach na motorze. Przewodzi grupce kumpli, którzy często są na bakier z prawem, pali, pije, imprezuje, a przede wszystkim łatwo wytrącić go z równowagi. Gdy wpada w szał, lepiej nie być w pobliżu. To zdecydowanie nie jest towarzystwo dla grzecznej, poukładanej dziewczynki z zasadami. A jednak chłopak często pojawia się w pobliżu, czaruje uśmiechem, intryguje pewnością siebie. Niełatwo się go pozbyć, tym bardziej że Pallina, najlepsza przyjaciółka naszej bohaterki, właśnie zaczęła się spotykać z najbliższym kumplem Stepa. Drogi bohaterów przecinają się więc coraz częściej i to w sytuacjach dość niecodziennych, co sprzyja zacieśnianiu więzów, choćby i niechcianych. W końcu niewiele przygód jednoczy bardziej, niż choćby wspólna ucieczka przed policją.

Babi, zanim się obejrzy, wpada po uszy. Z wzorowej córki i uczennicy zamienia się w niepokorną pannicę poznającą świat, o którym do tej pory mogła jedynie czytać lub słyszeć. W tym świecie bliskość nie kończy się na pocałunkach, ucieczka z lekcji nie brzmi absurdalnie, a nocne eskapady na motorze przestają być takie straszne. Gervasi przechodzi metamorfozę. Dojrzewa. Step odrobinę łagodnieje. Tylko czy to wystarczy, by stworzyli zgodną parę?

Ich związek nie będzie łatwy. Różne światy, charaktery, priorytety. Niełatwo się dopasować, niełatwo sprostać oczekiwaniom. Grzeczne dziewczynki lubią niegrzecznych chłopców, ci z kolei chętnie sprowadzą na manowce swe poukładane koleżanki. Czy takie pary mają szansę na przetrwanie, gdy miną pierwsze dni, tygodnie fascynacji? Są różne teorie, rozmaite przykłady. Jak będzie z Babi i Stepem? Wyczekiwany przez czytelników romantyczny happy end czy złamane serca?

Federico Moccia stworzył zgrabną fabułę, emocjonującą opowieść, całość kończąc dość zaskakująco. Historia nie jest odkrywcza, choć nieco wykracza poza banalną opowiastkę, przy której niestabilne emocjonalnie nastolatki wylewają litry łez. Powieść "Trzy metry nad niebem" rozkręca się powoli. Jako że nastolatką już dawno nie jestem, początkowo z niewielkim zainteresowaniem śledziłam zachowania bohaterów. Z pewnością powieść Włocha trafi przede wszystkim do młodzieży, której nieobce są pierwsze miłosne rozterki, problemy w szkole czy szlabany na wyjścia z przyjaciółmi. Ten etap mam już za sobą, sentymentem go nie darzę, więc musicie mi wybaczyć mój chłodny stosunek do historii, która spotkała się z tak wielkim entuzjazmem czytelników.

Bez wątpienia największym plusem tej powieści są postacie oraz zakończenie. Pod wpływem przeżytych zdarzeń bohaterowie ewoluują, zmienia się ich nastawienie do ludzi, świata, zmieniają się ich uczucia. Nie dzieje się to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale stopniowo, wiarygodnie, nie tracą przy tym swoich najmocniejszych cech, tych, które najsilniej determinują ich osobowości. Zakończenie jednych zawiedzie, inni przyjmą je ze zrozumieniem. Należę do tej drugiej grupy. Tak jest dobrze. Tak powinno być. Mocno i bez mdlącego lukru. Zawiedzeni powinni sięgnąć po kontynuację. Może "Tylko Ciebie chcę" spełni ich oczekiwania?

Nie przypadł mi natomiast do gustu styl autora. Nie wiem, ile w tym winy tłumaczy, a ile samego pisarza, ale "Trzy metry nad niebem" trochę zawodzą zbyt prostym językiem. W tak romantycznej opowieści spodziewałabym się nieco większej finezji. Irytował mnie również czas teraźniejszy używany w całej powieści. Mało kiedy faktycznie pozwala mi wczuć się w sytuację, w jakiej znaleźli się bohaterowie. Dla mnie brzmi nienaturalnie i pasuje raczej do relacji ze zdarzeń niż opowieści o uczuciach.

Moje zarzuty wobec powieści nie przeszkodziły mi w obejrzeniu wersji filmowej. Obejrzałam hiszpańską produkcję z 2010 roku, którą wyreżyserował Fernando González Molina. Gdy język nie zgrzytał, a narracja nie drażniła, doceniłam urok historii Babi i Stepa. Tak, to jeden z tych nielicznych przypadków, w których obraz przemawia do mnie bardziej niż tekst.

"Trzy metry nad niebem" to powieść przede wszystkim dla nastoletnich, wrażliwych serc. Dzieje się sporo, bywa zabawnie, romantycznie, wzruszająco, ciepło, ale powieje także smutkiem, bólem i rozpaczą. Czy spodoba się nieco dojrzalszym czytelnikom? Trudno mi powiedzieć. Zaryzykuję stwierdzenie, że zależy to od ich własnych wspomnień, doświadczeń i poziomu wrażliwości.


---
[1] Federico Moccia, "Trzy metry nad niebem", przeł. Krystyna i Eugeniusz Kabatcowie, wyd. Muza, 2005, s. 7.
[2] Tamże, s. 8.
[3] Tamże, s. 10.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2134
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: