Dodany: 09.01.2008 18:41|Autor: dansemacabre

Jajniki kontra plemniki w dziennikarskim sosie


Debiutancka powieść Pauliny Grych przepadła w natłoku nowości wydawniczych i nie odbiła się echem, albowiem zarówno w kwestii formy, jak i treści nie niesie niczego odkrywczego ani twórczego. Tematyka społeczna i polityczna, mocno już wyeksploatowana. Styl chwilami siermiężny, zbyt prosty i zbyt oczywisty. Nade wszystko jednak opowieść schematyczna i dość przewidywalna fabuła, która wywołać może podczas lektury niejedno ziewnięcie.

Opowieść o zdradzonej żonie, mężu-pantoflarzu, o szaleńczej ekipie dziennikarzy nad wyraz naiwnie przystępujących do tworzenia tygodnika, którego przyszłość, tak jak zapłata dla pasjonatów fachu, wydaje się od początku fikcją, toczy się w prowincjonalnym mieście, w lewym górnym rogu mapy pogody. Michał, poseł prawicowej partii o nacjonalistycznych inklinacjach i wiernie hołdujący patriotyzmowi oraz tradycji rodzinnej, zostaje w telewizyjnym programie zdemaskowany, albowiem cała Polska ma możliwość obejrzenia zdjęć ukazujących bohatera wdzięcznie się tulącego do kobiety, która bynajmniej nie jest jego żoną i matką trójki jego dzieci. Gdy zbiera siarczyste policzki od zapłakanej żony i gdy musi się ukrywać na łonie natury przed krwiożerczymi mediami pragnącymi nadać obyczajowemu skandalowi żywy tok, nie zdaje sobie sprawy, iż wszystko jest intrygą misternie uknutą przez dwie kobiety…

Wizerunek posła Michała przypomina upodlonego i ośmieszonego na kartach powieści Dawida Bieńkowskiego i Marka Kochana współczesnego polskiego mężczyznę, który wypadł ze społecznej roli pana i władcy, samca i kochanka, stał się zaś skruszonym, zagubionym i podporządkowanym kobietom frustratem, jaki nie jest w stanie odbudować na nowo utraconego poczucia męskości. Wizerunek to więc literacko wtórny i mało przekonujący. Nie piszę o tym, widząc w powieści Grych głównie okrutną intrygę zawiązaną przez front jajników. Piszę przede wszystkim jako czytelnik, którego odwrócenie ról małżeńskich i zburzenie tradycyjnego porządku mało interesuje, bo nie jestem zagorzałym zwolennikiem jakichkolwiek, a tym bardziej stereotypowych, podziałów związanych z płciowością i nakazów obostrzających te podziały. Tego więc typu kobieca literatura wyzwolona, pokazująca zagubionym przedstawicielkom płci pięknej, iż powinny odejść od naczyń, pieluch i wiernego poddania wobec swego partnera, jest dla mnie głosem nieświeżym i prezentuje spojrzenie nienowoczesne, choć wiem, że wiele współczesnych kobiet chętnie porzuciłoby kuchnię na rzecz salonu piękności, przestronnego gabinetu i jakiegoś kierowniczego stanowiska. Natalia, żona Michała, rzekomy głos nawołujący do wyjścia z domowych pieleszy te, które nadal tkwią tam wbrew swej woli, jest postacią papierową i zupełnie nieprzekonującą.

Natalia ma dość. Natalia jest zła. Natalia ukarze swojego mężczyznę i udowodni, że siła kobiety ściśle koresponduje z jej chęcią zemsty, że kobieta ujawnia klasę, szyk i wielką moc działania tylko w sytuacji, w której musi się wobec czegoś zbuntować, tak jak by inaczej nie była w stanie manifestować swej wyjątkowości. Wściekła Natalia daje w myślach rady swojej małej córeczce: „Naucz się teraz, jak walczyć o swoje. Bij, kop, gryź, bo miłe i grzeczne dziewczynki przegrywają. Zostają w pułapce, z Kinder, Küche und Kirche, z pilotem w ręku, przerzucając kanały albo kartki czasopism o modzie i urodzie. A wieczorem rozkładają nogi, by odgonić stres, by poczuł się mężczyzną”*. Ujawnienie romansu męża pozwoli jej zerwać z opisanym schematem życia, w który – o biedna i nieszczęśliwa – wtłoczona została przez Michała, zobowiązania małżeńskie, przez społeczny ład i kulturową skostniałą formę. To przez niego absolwentka polonistyki porzuciła karierę dziennikarską, przez niego rozstała się z literaturą, przez niego jest kuchenno–sypialnym robotem… i teraz to ona mu pokaże. Ano, pokazuje. I daje do wiwatu. A Michał? Przeżyje metamorfozę. On ją przeżyje, nie ona. Ona tylko będzie się miotać i przez cały czas utwierdzać w przekonaniu, iż jest panią uknutej sytuacji. Sytuacji co najmniej absurdalnej i śmiesznej.

„Numer zerowy” jest bezpardonową i mało twórczą krytyką Partii Wiadomej, z którą identyfikuje się Michał: „Michał był obrońcą. Nie miał miecza ani błyszczącej zbroi, ale walczył słowami. Polska. Naród. Tradycja. Odmienianymi przez wszystkie przypadki. Bóg. Honor. Ojczyzna. Wszędzie czaiło się niebezpieczeństwo, więc musiał chronić siebie i innych, nawet tych, którzy nie rozumieli zagrożenia”**. W dość ograny i sztampowy sposób krytykowane jest także środowisko mediów i trudności zawodu dziennikarza. Nie wiem, czemu miało służyć połączenie afery obyczajowej ze światem polityki i mediów, bo jeśli wskazaniem wzajemnych zależności i udowodnieniem czegoś, co każdy Polak niejednokrotnie widział już na szklanym ekranie, to ponawiam moje pytanie – po co to wszystko?

Jedyne, co naprawdę ciekawi w powieści Pauliny Grych, to pierwszy chyba we współczesnej literaturze tak trafny i tak autoironiczny obraz Szczecina, który staje się niemym świadkiem wielu bulwersujących zdarzeń. Ani humor nie jest wyszukany, ani język nie jest żywy, a autorka rozpędzona w swej fantazji twórczej próbuje w ostatnim rozdziale za wszelką cenę zamknąć namnożone wątki. Liczę na to, że „Schiza” – druga jej powieść - pozwoli mi przy lekturze pomyśleć o czymś, o czym nie myślano już za mnie wielokrotnie.



---
* Paulina Grych, "Numer zerowy", wyd. W.A.B., 2007, s. 75.
** Tamże, s. 100.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 974
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: