Dodany: 02.06.2013 18:43|Autor: dot59
Kontrczasomierz dla Paren i Asi_
Ależ się tych czasomierzy w literaturze nazbierało! Pogmerałam w podręcznym księgozbiorze - wszędzie jak nie zegar, to zegarek, a oto kilka z nich:
1.
Ludzie czekali bez słowa i ruchu, nikt nawet nie szepnął. Czas oczekiwania odmierzał tylko tykot zegara Stacji Kontroli - sypiący się jak piasek pośpieszny tykot setnych sekundy i powolne, dźwięczne kroki sekund.
Na wszystkich ekranach ukazała się liczba: 10.59. Pierwsza para pilotów poprawiła się na swych miejscach. W chwilę później uczyniła to samo druga, piąta i ósma - potem
rozświetlały się kolejno zegary kosmolotowych silników. Piloci włączali je, a ich cichy basowy pomruk zaczął rozprzestrzeniać się coraz szerzej wokół wpatrzonych w ekrany widzów. Było to jak bardzo daleka muzyka wielkich organów.
2.
Dom przy S.R. nie odznaczał się zbytkiem, Ale urządzony był z najwyższą dbałością o wygodę mieszkańców. Przy panu, którego cechował tak regularny tryb życia, służący niewiele miał do roboty. Wymagano od niego tylko dwóch rzeczy: punktualności i systematyczności bez zarzutu. Właśnie dziś, dnia 2 października, pan X. odprawił swego dotychczasowego sługę J. F. za to, że woda, którą ten podał do golenia, miała 84° ciepła według Fahrenheita, a nie 86°, jak to było przykazane.
Następca niefortunnego lokaja miał się stawić między jedenastą a pół do dwunastej.
Pan X., wyprostowany i sztywny, siedział w głębokim fotelu. Nogi zestawił jak żołnierz na paradzie, ręce oparł na kolanach. Oczyma śledził wskazówki zegara - mechanizmu, nawiasem mówiąc, wielce skomplikowanego, który pokazywał nie tylko godziny, minuty i sekundy, Ale także dni, tygodnie i miesiące oraz lata. Z wybiciem jedenastej trzydzieści X. miał zamiar wstać i udać się według zwyczaju do klubu.
3.
Minęła jedna godzina, a potem druga, podczas której pozwoliliśmy koniom iść stępa, aby im dać odsapnąć. Wtem O.D. wskazał przed siebie i rzekł:
- Popatrzcie na zegarek, sir! Jechaliśmy dwie godziny i pięć minut i oto zbliżamy się do Nueces. Czy pomyliłem się co do czasu?
- Nie - odpowiedziałem.
- Widzicie więc - mówił dalej - człowiek ma w kościach zegarek. Powiem wam nawet w ciemną noc, która godzina, a chybię zaledwie o kilka minut. Wy nauczycie się
tego także.
4.
Oddałem mu także mój zegarek, który z wielką ciekawością oglądał i kazał, ażeby dwóch największych i najsilniejszych gwardzistów niosło go na ramionach, zawiesiwszy na wielkim drągu, jak piwowarscy parobcy noszą w Londynie beczki z piwem. Dziwił się nieustannemu trzaskowi zegarka i ruszania się wskazówki minutowej, której ruch łatwo mógł dojrzeć, bo wzrok tego narodu nierównie jest od naszego bystrzejszy i żywszy. Pytał mędrców swoich, co by o tej machinie rozumieli, ale, jak łatwo czytelnik wnosić może, bardzo się w swych zdaniach różnili, choć niezupełnie dobrze mogłem ich zrozumieć.
5.
Niełatwo powiedzieć, czym pachniała; F. próbowała określić tę woń, kiedy wyszliśmy od R.
- Dwa dni temu uperfumowała sobie nadgarstek - zaczęła. - Słuchasz?
- Tak - powiedziałem.
- Ale nie miała na ręku zegarka. Nosił go jej brat albo ojciec, w każdym razie jakiś facet. Pocił się jak nie wiem co.
- Aha.
- Potem R. sama włożyła zegarek, w tym miejscu, gdzie się przedtem uperfumowała, i nosiła go przez cały dzień ścieląc łóżka.
- Jakie łóżka? - spytałem. F. namyślała się przez chwilę.
- Łóżka, w których spali bardzo dziwni ludzie - oświadczyła.
- Spał w nich cyrk „Numer Fritza”! - powiedziałem.
- Właśnie! - przytaknęła F.
- Całe lato! - zawołaliśmy chórem.
- Właśnie - ciągnęła F. - A R. pachnie tak, jak jej pasek od zegarka... po tych wszystkich przejściach.