Dodany: 28.05.2013 10:59|Autor:

Książka: Albo – albo
Kierkegaard Søren
Notę wprowadził(a): agnesines

nota wydawcy


Soren Kierkegaard być może wcale nie istniał. To żart, ale nikt by się chyba nie zdziwił taką rewelacją, jest to bowiem najbardziej tajemniczy z tajemniczych filozofów. Publikował niemal wyłącznie pod pseudonimami. Jego portrety i inne podobizny budzą różne wątpliwości.

Żył w Kopenhadze, w wielodzietnej, wyjątkowo religijnej i dziwacznej rodzinie, w której niewypowiedziane stare grzechy ojca zniekształcały przez lata cichą codzienność. Tłumione lęki, poczucie winy, praktyki ascetyczne i nieustanna myśl o śmierci łączyły się tu paradoksalnie z nastawieniem na intelektualny rozwój. Søren odebrał staranne wykształcenie, które pozwoliło mu wzbogacić wrodzoną wyobraźnię i wrażliwość na sztukę. Przyjaźnił się z Andersenem, bywał na salonach, buntował się przeciw ojcu i religii, zasłynął też niewyjaśnionym zerwaniem zaręczyn z Reginą Olsen. Prawdziwymi jego namiętnościami były jednak opera, poezja i spekulatywna refleksja.

"Albo – albo" łączy je wszystkie. W każdej części tej jedynej w swoim rodzaju książki filozof występuje pod inną maską, podejmując skomplikowaną grę, z którą nie poradziliby sobie nawet dzisiejsi postmoderniści. Tom pierwszy opowiada o stadium estetycznym – koniecznym etapie, który musi przeżyć i przezwyciężyć człowiek pragnący autentycznej egzystencji. Sam Kierkegaard miał skłonność do pozostania w skórze estety na zawsze. Takie zatrzymanie kończy się jednak, jak to wynika z jego rozważań, wyłącznie rozpaczą. Przykładem tragiczny los Don Giovanniego. "Dziennik uwodziciela, słynna ostatnia część tomu, ukazuje sukces takiej nastawionej na konsumpcję i estetyczne przeżywanie figury. To historia dziewczyny, którą uwodzi przyjaciel, melancholijny manipulator. Kierkegaardowskie analizy całego procesu i ewolucji kolejnych postaci są arcydziełem zarówno filozoficznego geniuszu, jak i psychologicznej wnikliwości.

"O, nieśmiertelny, któremu wszystko zawdzięczam, i to, żem rozum postradał, i to, że duszę mam przejętą zachwytem i że przeniknął mnie głęboki dreszcz; o ty, któremu zawdzięczam to, że nie muszę iść przez życie jak jeden z tych, których nic poruszyć nie zdoła; ty, któremu dzięki niech będą za to, że nie umrę nie zaznawszy miłości, choćby miłość moja była nieszczęśliwa".


W tomie pierwszym "Albo – albo" Soren Kierkegaard przyglądał się życiu estetycznemu, w którym artysta (artysta w szerokim sensie, np. uwodziciel) bawi się samym faktem, że może coś przedsięwziąć, bawi się kreacją, wolnością i możliwościami. I osiąga sukces. Czym jednak jest ten sukces?

Tom drugi "Albo – albo" (znów zmieniając wygląd sceny, bohaterów i styl narracji) wprowadza zupełnie inną perspektywę. Wchodzimy na nowe piętro myślenia o życiu, z którego działania uwodziciela, estety i obserwatora, unikającego zaangażowania, zdają się tragiczną dziecinadą. Barwność grzechu, tajemniczość, którą postaci te cenią w sobie i innych, wszelkie ekscytujące elementy jawią się jako "głupstewka". Gdy stoimy sami przed sobą, nic nam z naszej zagadkowości, która po prostu znika.

Tom drugi wprowadza nas w stadium etyczne, dowodząc wyższości małżeństwa nad uwodzeniem. Nie chodzi bynajmniej o jakieś ascetyczne praktyki, mistycyzm i spektakularne ofiarowanie się Bogu. To byłby nadal estetyzm, a ponadto obojętność – czy to obojętność artysty zapatrzonego w sztukę, talent i to, co interesujące, czy mistyka zapatrzonego w Boga, własną doskonałość i to, co wzniosłe. Prawdziwy rycerz wiary, szczególna postać tego stadium, może być księgowym, królem lub kelnerką. Każdy może być człowiekiem niezwykłym, robiąc to, co do niego należy. Po lekturze książki Kierkegaarda przychodzi do głowy naiwna myśl: właściwie trudno uwierzyć, że ktoś coś takiego w ogóle wymyślił i napisał. Coś tak dobrego, z takim opanowaniem warsztatu, wszystkich poziomów znaczeń, z tym rozstawieniem pojęć i figur, z tak pomysłowymi konstrukcjami, takim bogatym stylem. Rzadko mamy do czynienia z dziełami, które zadziwiają nas aż do tego stopnia.

"Więc czego się boisz? Przecież Twoim zadaniem nie jest zrodzenie innego człowieka, masz przecież porodzić jedynie samego siebie. Wiem, rzecz jasna, że poród ten jest tak trudny i poważny, że wstrząsa całą duszą; uświadomić sobie swoje wieczne znaczenie to tak doniosła chwila, w porównaniu z którą nie może być donioślejszej na świecie".

[Agora SA, 2010]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3754
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: