Dodany: 02.01.2008 21:28|Autor: agnieszkam

Z szacunku do Z. Nałkowskiej


Jestem świeżo po przeczytaniu lektury. Jak to bywa często w życiu - przygoda z "Granicą" odbyła się nie bez przymusu prowieniencji edukacyjno-maturalnej. Przyznam się, że w trakcie powieści akcja nie za bardzo mnie zainteresowała. Ot! Zenon, jak to moja koleżanka powiedziała: "mężczyzna fatalny". Ku mojemu zaskoczeniu pod koniec książka okazała się nie zbiorem różnorakich wątków, lecz cudowną całością, w której można grzebać, babrać się, dociekać przyczyn takiego, a nie innego zachowania różnych bohaterów, ale przede wszystkim Zenona Ziembiewicza.

Z. Nałkowska była bardzo mądrą kobietą, unikającą stereotypowego oceniania ludzi. Tworzyła wnikliwe portrety w swoich utworach, doszukując się, niczym Freud, drugiego dna. "Granica" jest warta przekroczenia bariery niechęci do dziwnego wynalazku, nieprzyjemnego już w samej swej etymologii, tzw. Lektur Obowiązkowych. Książka, czy z "arcy-", czy bez, dzieło! Warto przeczytać drugi raz, potem trzeci i jeszcze...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2141
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: karinaKMJ 13.01.2011 18:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem świeżo po przeczyt... | agnieszkam
Szczerze? Z początku bardzo nie podobała mi się ta historia. Szczególnie ze względu na pannę Elżbiebiecką i jej cioteczkę. Pomyślałam sobie "fajnie, czyli całość to zbiór narzekań ludzi, którym się w życiu nie udało, jak to w życiu nic nigdy nie może się udać". Wkurzał mnie również Zenon, który odstawiał inteligentna. Ostatecznie nie polubiłam żadnego z bohaterów książki, za to pokochałam samą książkę... a to dlatego, że jestem osobiście bardzo zainteresowana kwestiami bioetycznymi. Zwłaszcza problemem aborcji. Jak dla mnie w tej całej historii jest tylko jedna granica - ta granica to morderstwo popełnione na Nienarodzonym. Jutro kończy mi się Duchowa Adopcja. Jedno maleństwo więcej na tym przeludnionym świecie. Jedna kobieta więcej, która nie będzie co noc śniła o Nienarodzonym dziecku, która nie będzie musiała słuchać tych strasznych głosów, jak Justyna. To jest, według mnie, najważniejsza rzecz w całej tej historii. Mamy tutaj obraz różnych biednych kobiet, które urodziły (Bogutowa, Władziowa, i ta krewna/znajoma Justyny co jej dwóch chłopców zmarło w dzieciństwie, a potem jeszcze córeczka, co jej mąż pił a syn zginął w czasie buntów robotników, ta co mieszkała w piwnicy) i jedną, która zabiła. Mężczyzna (tylko czy to jest mężczyzna, takie coś, co wprawdzie jaja ma, ale nie bierze za nic odpowiedzialności? kwestia sporna...) z którym zaszła w ciążę, wybrał inną. Paradoksalnie, pozwolił tej innej urodzić. Dlaczego dzieciak Elżbiety przeżył, a dzieciak Justyny nie? Bo Justyna w oczach Zygmunta była tylko głupią krową, a Elżbieta była kobietą, która ma kasę, wykształcenie, obycie, a do tego toleruje go w stu procentach. Różne są granice w życiu: taka, że trzeba wchodzić w układy (Zygmunt), że się człowiek starzeje (cioteczka Elżbiety), że się nie ma kasy (tu można wymieniać), że się jest na łańcuchu (Fitek). Ale jest jedna granica, której przekraczać nie wolno. Tym czymś jest morderstwo na niewinnym. Proste, logiczne.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: