Dodany: 18.05.2013 20:41|Autor: Marioosh

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Leni: Życie i twórczość Leni Riefenstahl
Bach Steven

3 osoby polecają ten tekst.

Genialna reżyserka? Genialna manipulatorka? Genialna ofiara?


Leni Riefenstahl była bardzo kontrowersyjną, ale też i niesamowicie fascynującą i intrygującą postacią. Do dnia dzisiejszego toczy się w Niemczech dyskusja, czy była reżyserką gloryfikującą nazizm, czy naiwną ofiarą Hitlera. Sama Riefenstahl od zakończenia wojny aż do śmierci w 2003 roku zapewniała o swojej niewinności i wytaczała procesy oskarżycielom, ale, z drugiej strony, nie wyrzekała się swojej przeszłości. Steven Bach, amerykański producent filmowy i pisarz, napisał jej błyskotliwą biografię, w której nie daje jednoznacznej odpowiedzi na dręczące Niemców wątpliwości.

Do przeczytania tej książki skłonił mnie pokazany niedawno w TVP znakomity trzyczęściowy film dokumentalny „Potęga obrazu” – nawiasem mówiąc, misja telewizji publicznej polega na pokazywaniu wartościowych programów o godzinie 1:30, czyli w porze dogodnej dla bezrobotnych albo nietoperzy. Dokument jest świetny, ale wywołuje dziwne uczucie, gdyż od początku do końca widz ma uczucie, że nie nakręcił go niemiecki dokumentalista Ray Mueller, ale sama Riefenstahl. Książka Stevena Bacha wyjaśnia, skąd bierze się to dziwne uczucie – otóż powstał on z inicjatywy sędziwej reżyserki, która uznała, że taki film będzie należnym jej hołdem; swoją drogą, pomysł na tego rodzaju hołd pojawił się rok wcześniej w BBC, a wysunął go David Irving, kontrowersyjny historyk, który 12 lat później został w Austrii wtrącony do więzienia za szerzenie kłamstwa oświęcimskiego. Nie da się ukryć, że "Leni" Bacha jest niemalże przeciwieństwem filmu, ale należy się domyślać, że wynika to z faktu, iż została napisana cztery lata po śmierci Riefenstahl i autorowi nie groził z jej strony proces, jakie z lubością wytaczała każdemu oponentowi.

Biografia Leni Riefenstahl jest błyskotliwa, ale też dość dyskusyjna; z jednej strony ukazuje nam kobietę zdecydowaną, pewną siebie i przekonaną o własnej wielkości, a z drugiej – cyniczną manipulatorkę, zimną pracoholiczkę, mitomankę i nimfomankę perfidnie wykorzystującą byłych kochanków. Jej życie od samego początku wyglądało tak, jakby sama je szczegółowo zaplanowała: już w latach dwudziestych XX wieku, kiedy jeszcze była tancerką, „chciała zostać kimś wielkim, ale nie do końca wiedziała, na czym ta wielkość ma polegać”[1]. Kariera tancerki skończyła się szybko, bo zaledwie po ośmiu miesiącach, ale determinacja Riefenstahl doprowadziła do tego, że została ona gwiazdą tzw. filmów górskich, których akcja rozgrywała się w autentycznych alpejskich plenerach. I już wtedy zaczęła kreować swoją legendę – przesadnie twierdziła, że recenzenci prześcigali się w zachwytach nad jej grą; uważała nawet, że to właśnie ona, a nie Marlena Dietrich zagra w legendarnym „Błękitnym aniele”. Z czasem sama zaczęła kręcić filmy, jednak jej pierwsze produkcje nie miały pochlebnych recenzji – z perspektywy czasu ważne jest, że złe recenzje pojawiały się w gazetach uważanych za żydowskie, gdyż w jednym z radiowych wywiadów w 1932 roku powiedziała: „Tak długo, jak Żydzi są krytykami filmowymi, nie odniosę sukcesu. Uważajcie jednak, kiedy Hitler dojdzie do władzy, wszystko się zmieni”[2]. Gdy po dojściu Hitlera do władzy krytykowany film „Błękitne światło” powrócił na ekrany, nie wahała się przed usunięciem z czołówki nazwisk żydowskich współpracowników, a przed ich roszczeniami bronił ją Rudolf Hess.

Wszystko to było jednak zaledwie preludium do tego, co nastąpiło 27 lutego 1932 roku – na wiecu w Berlinie zobaczyła Hitlera. „Doznałam niemal apokaliptycznej wizji, której nigdy nie zapomnę”[3] – wspominała w swoich „Pamiętnikach”. W maju usłyszała od niego: „Kiedy dojdziemy do władzy, pani będzie robiła moje filmy”[4]. Była zachwycona tym pomysłem. Stworzyła dwa filmy uważane za najbardziej nowatorskie i przełomowe dla historii filmu dokumentalnego ale też uznawane za klasykę czysto propagandowej kinematografii: nakręcony podczas zjazdu NSDAP „Triumf woli” i będącą niemalże kroniką olimpiady w 1936 roku w Berlinie „Olimpię”. Była w szczytowym punkcie kariery, ale jej narcyzm całkowicie przesłonił jej wyczucie czasu – podczas promocji „Olimpii” w Ameryce doszło w Niemczech do „Kryształowej nocy”, a ona, zamiast siedzieć cicho, kwestionowała to wydarzenie i twierdziła, że chodzi o „niczym nieuzasadnione ataki na jej ojczyznę i największego człowieka, jaki kiedykolwiek żył”[5]. Porażka w Ameryce nie wpłynęła na jej status w Niemczech, jedynie wzmocniła wizerunek ofiary prześladowań amerykańskich Żydów.

Gdy wybuchła wojna, Riefenstahl została korespondentką wojenną – i po dwóch tygodniach pojawiła się w jej życiu kolejna kontrowersyjna kwestia: wiele wskazuje na to, iż była świadkiem masakry Żydów w miejscowości Końskie. A choć do końca życia zarzekała się, że nigdy nie widziała w Polsce zabijania, właśnie to wydarzenie było głównym materiałem dowodowym w sprawach kwestionujących jej wiarygodność. Dalsze lata wojny też przynoszą wiele wątpliwości: postanowiła zrealizować niedokończony przedwojenny projekt - idealistyczną baśń "Niziny". Jako statystów zatrudniła niemieckich Cyganów, którzy w jednym z przejściowych obozów czekali na wywiezienie na wschód, ale potem już nie przejmowała się ich losem; po wojnie twierdzono, że część cygańskich aktorów wywieziono prosto do Auschwitz. Ta sprawa powróciła do niej w 2002 roku, niemalże w przeddzień setnych urodzin: tym razem przedstawiono niepodważalne dowody śmierci niektórych statystów w Oświęcimiu, ale ona nie wykazała większych oznak skruchy, jedynie beznamiętnie przyznała, że żałuje, iż coś takiego miało miejsce.

Koniec wojny oznaczał dla Riefenstahl koniec złotego okresu, ale prawdziwym szokiem było dla niej to, co czekało ją po wojnie - z dnia na dzień z wpływowej kobiety stała się "nazistowską dziwką"[6]. Przesłuchujący ją Amerykanie przyznawali, że była złamana, ale cały czas patrzyła na Hitlera z sentymentem i przyznawała, że miał charyzmę – ciekawe, ile w tym było wyrachowania, a ile prawdy. Proces denazyfikacji obszedł się z nią dość łagodnie, gdyż co prawda uznano, że z pełną świadomością i ochotą służyła Rzeszy, ale stwierdzono, że była "biernym zwolennikiem". Kolejne lata to walki o prawa autorskie i procesy ekscytujące prasę, która oskarżała ją o pazerność – wszyscy zarzucali jej brak wyrzutów sumienia i byli zgodni co do tego, że nie tylko nie chciała wyrzec się przeszłości, lecz obracała ją na swoją korzyść, próbując na niej zarobić.

Wtedy, jak sama mówiła, "zaraziła się Afryką" i wyjechała do Sudanu, by szukać materiałów do nowego filmu, ale nawet tam dotarła jej zła sława – ona uważała się za romantyczną poszukiwaczkę i pionierkę ekologii, a przebywający tam antropolodzy mieli ją za pazerną manipulatorkę. Zarzucano jej, że wykonywane przez nią zdjęcia muskularnych Nubijczyków są wyrazem faszystowskiego ideału piękna. Kolejne lata to kolejne procesy, ale też i nowa fascynacja: nurkowanie – Leni Riefenstahl została najstarszym licencjonowanym płetwonurkiem na świecie. I wreszcie dochodzimy do jej ostatniego filmu: do wspomnianej na wstępie "Potęgi obrazu", czyli swoistego hołdu. Pewnego rodzaju "życiem po życiu" mógł był też być dla niej film fabularny, którego nakręcenia i zagrania w nim głównej roli podjęła się Jodie Foster, ale Riefenstahl chciała mieć wpływ na scenariusz, a poza tym stwierdziła, że "Foster nie jest wystarczająco piękna, żeby ją grać. W swojej roli widziała raczej Sharon Stone"[7] – jak widać, egocentryzm i narcyzm były jej głównymi cechami do samego końca życia.

Przez cały czas czytania tej książki na jednym ramieniu siedział mi diabeł, a na drugim anioł – po prostu zawsze staram się być "adwokatem diabła" i w każdej osobowości znaleźć jakąś pozytywną cechę. Steven Bach zadania mi nie ułatwił – i bardzo dobrze – gdyż nie dał jednoznacznego obrazu Leni Riefenstahl. Najbardziej problematyczną kwestią jest ochota służenia reżimowi. Hitler uważał, że kino ot najlepsze medium do wykreowania jego osoby; zresztą głównym celem "Triumfu woli" było ukojenie lęków społecznych po "Nocy długich noży". Można więc przyjąć, że Riefenstahl była bez wyjścia – musiała współpracować z Hitlerem, gdyż odmowa mogłaby skończyć się wysłaniem do obozu lub śmiercią. Należy też pamiętać, że cały czas podejrzewano ją o żydowskie pochodzenie – nie bez podstaw, gdyż jej babka była Żydówką; co prawda zadbała o to, by w jej oficjalnym życiorysie babkę zmieniono na opiekunkę, ale Goebbels zawsze był podejrzliwy i jej nienawidził. A z drugiej strony diabełek mówi: skoro tak, to czemu po wojnie radykalnie się nie odcięła od przedwojennej twórczości? czemu nie wyrzekła się swojej przeszłości? Po wojnie, przypierana do muru, mówiła, że była tylko artystką realizującą swoje wizje, często kreowała się na naiwną ofiarę – ale diabełek od razu mówi: użyła tej formy sztuki do wypromowania dyktatora i ułatwiła mu start. W "Olimpii" pokazała piękno sportowej rywalizacji – lecz ten film był elementem kampanii propagandowej Goebbelsa, który chciał odwrócić uwagę świata od represyjnej polityki rasowej. Można się trochę poużalać nad jej losem po wojnie, gdy była przez świat niemalże przeklęta, ale z drugiej strony przebywała w areszcie domowym i gdy czyta się o pomówieniach, rozprawach, "bolesnych przesłuchaniach, nie mówiąc już o obieraniu ziemniaków dla armii okupujących"[8], to można się nieco zirytować – gdyby Leni Riefenstahl żyła, dałbym jej do przeczytania "Ucieczkę z Gdańska" Evy Krutein, gdzie mowa jest o prawdziwych cierpieniach Niemców, ale przede wszystkim "Rajski ogród" Barbary Szczepuły, o prawdziwych cierpieniach Polaków po wojnie, wywołanej zresztą przez rodaka reżyserki.

Generalnie oceniam tę książkę wysoko, czyta się ją może trochę opornie, ale to dlatego, że autor wręcz zasypuje czytelnika faktami i cytatami: bibliografia obejmuje prawie 200 książek i niemal 100 artykułów prasowych. Steven Bach nie kwestionuje wpływu, jaki twórczość Riefenstahl wywarła na współczesne kino, ale jest wobec niego krytyczny: wytyka brak krytycyzmu, wypomina manipulatorstwo. Często krytykuje samą reżyserkę, ale pokazuje ją również jak naiwną ofiarę systemu; kilka razy przedstawia nam ją na tle całego niemieckiego narodu wykazującego tę samą naiwność. I zostawia nas z pytaniem: czy miłość do kina uzasadnia pogwałcenie praw człowieka ze względu na dobro sztuki?

Polecam!



---
[1] Steven Bach "Leni. Zycie i twórczość Leni Riefenstahl", tłum. Tatiana i Piotr Grzegorzewscy, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2008, str. 65.
[2] Tamże, str. 87.
[3] Tamże, str. 97.
[4] Tamże, str. 99.
[5] Tamże, str. 193.
[6] Tamże, str. 247.
[7] Tamże, str. 323.
[8] Tamże, str. 264.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1674
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: