Dodany: 29.12.2007 19:39|Autor: gajda

Eschatologiczna kołysanka


Hubert Klimko-Dobrzaniecki, mający status pisarza emigracyjnego, po wdzięcznej powieści „Dom Róży” oraz tomie na poły autobiograficznych opowiadań „Wariat” oddaje do rąk czytelnika swoją najnowszą książkę - „Kołysanka dla wisielca”.

Tę liczącą zaledwie dziewięćdziesiąt stron opowieść bardzo trudno ująć w schematyczne ramy genologiczne. Prozatorskie fragmenty przenikają się wzajemnie z lirycznymi wstawkami. Głównymi bohaterami utworu są trzej mężczyźni. Pierwszy z nich to polski emigrant, który w odległej Islandii stwarza dla siebie miejsce, nie zapominając przy tym o oddalonej o kilka tysięcy kilometrów ojczyźnie. Po kilku nieudanych miłosnych epizodach wiąże się z Agnieszką, dziewczyną o pogodnym usposobieniu i ekstrawertycznej osobowości. Jego życiowe perypetie i uwagi na temat tamtejszego społeczeństwa stanowią trzon tej mocno rozbudowanej znaczeniowo książki.

Boro, następny z bohaterów, jest neurotycznym chorwackim malarzem, który postrzega rzeczywistość w bardzo indywidualny i nonkonformistyczny sposób. Ma nietuzinkowe podejście do niektórych spraw i reakcja na nie otoczenia wprawia go często w zakłopotanie, a nawet naraża na śmieszność. To życiowy nieudacznik, nieumiejący znaleźć źródła dochodu, co niekorzystnie wpływa na jego psychikę. Depresyjne nastroje pogłębia związek z kobietą, która „nie goli się i uwielbia stosunki analne”*.

Kolejnym protagonistą „Kołysanki...” jest Szymon-wisielec. Jak można przypuszczać, to do niego skierowana jest dedykacja „Pamięci Szymona Kurana - skrzypka, kompozytora i przyjaciela”*, umieszczona na pierwszej stronie. Narrator poznał go tylko po to, aby móc obserwować jego odejście i zanucić mu banalną, jak by się mogło wydawać, tytułową kołysankę. Nowatorski muzyk to najbardziej enigmatyczna postać książki, jego życie jest metaforą nieustającego poszukiwania nowych dróg. Aurą zagadkowości owiana jest jego samobójcza śmierć, która stanowi uwieńczenie jego dotkliwej egzystencji.

Losy trzech postaci wiążą się ze sobą, tworząc kakofoniczny obraz charakterologiczny. Ludzi mających zupełnie odmienny światopogląd jednoczy poczucie solidarności i siła przyjaźni. Wydaje mi się, że przyjaźń, która stała się w ostatnim czasie pustym pojęciem, w książce tego zdolnego twórcy jest bardzo prawdziwa.

Każdy rozdział wizualizuje problemy, które dotykają wielu z nas. Przewijający się na kartach książki bohaterowie borykają się z problemami mieszkaniowymi, szukają łatwego zarobku i nie mają szczęścia w miłości. Ten wyzierający z „Kołysanki dla wisielca” autentyzm jest doskonale przemyślanym literacko zabiegiem, przybliżającym nam świat bohaterów.

Bardzo istotna w tej książce jest islandzka przyroda. Hubert niebieską farbą naznaczył morze łubinu, które rytmicznie porusza się, gdy Szymon zaczyna grać...

Na uwagę czytelnika zasługuje malowniczo-oniryczny język. Estetyka lingwistyczna jest przy tym bardzo oszczędna, co pozwala nam stwierdzić, że do lirycznych opisów nie trzeba wykorzystywać barokowych zdobień.

Książka Dobrzanieckiego jest z całą pewnością najbardziej osobistym wyznaniem autora. Mam nadzieję, że nie zginie w gąszczu publikacji Wydawnictwa Czarnego i nie zostanie uznana za parergon w jego literackim dorobku.

Pozwólmy więc sobie posłuchać elegijnej kołysanki, którą wykonuje na odległej wyspie naprawdę zdolny pisarz.



---
* Hubert Klimko-Dobrzaniecki, „Kołysanka dla wisielca”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2007.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2004
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: niepogoda 16.03.2008 20:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Hubert Klimko-Dobrzanieck... | gajda
wszystko to prawda, tylko szkoda, że autor wyraźniej nie oddał klimatu islandii. jakoś bardziej liczyłam na islandzką atmosferkę.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: