Dodany: 25.12.2007 13:06|Autor: robinslav

Zawiniona powieść


Nie sądziłem, przynajmniej do czasu przeczytania "Niezawinionych śmierci", że "naskoczę" kiedykolwiek na Williama Whartona. Gdybym był młodszy, użyłbym pewnie bardziej bezpośredniego określenia powieści, mówiąc krótko - knot. Nie jestem jednak młodszy, więc powiem, że jest to rzecz na wskroś nudna i jeśli miałem często wrażenie, iż pan Wharton stawał na głowie, by dojść do strony 253 (w wydaniu kieszonkowym - Rebis 2004), to nie wynikło ono z jakiegoś widzimisię, lecz ma swoje uzasadnienie i piękne podstawy w mojej czterdziestoletniej już miłości do literatury i ukochaniu KSIĄŻKI!

O czymże rzecz?

Kate, pierwszy narrator w powieści i córka pisarza, wraca z kilkuletnim synem Willsem, po rozwodzie z pierwszym mężem, do Europy. Stosunkowo szybko znajduje pracę w szkole niedaleko Monachium, gdzie zaczyna uczyć dziatwę z klas pierwszych. Stosunkowo szybko też poznaje nauczyciela matematyki - Berta. Tu rzecz zaczyna przypominać znaną nam już historię Tarzana i Jane, chociaż momentami wydaje mi się również, że Bert jest drwalem (?).

Po późniejszym przejęciu narracji przez pisarza powieść zaczyna przypominać - a to petycję do władz stanowych o zaprzestanie wypalania ściernisk, a to przepychanki ubezpieczeniowo-sądowe i robi się naprawdę N.U.D.N.O. Od czasu do czasu autor wspomina też o pieniądzach, co nie wpływa bynajmniej na poprawę mojego czytelniczego samopoczucia i morale, a fotografiami zmiażdżonych i spalonych zwłok mnie "morduje", bo, niestety, takie memento jakoś nie przemawia mi do przekonania!

Lwią część mojej, składającej się z około sześciu tysięcy książek, biblioteki domowej stanowią książki, które przyniosły mi niewątpliwą, ogromną satysfakcję czytelniczo-intelektualno-uczuciową. Przykro mi, że mój stosunek do "Niezawinionych śmierci" nie będzie tak czuły, jak do właśnie wspomnianej - lwiej części moich zbiorów.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4681
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: ewkak 16.01.2013 17:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie sądziłem, przynajmnie... | robinslav
Nie sądziłam,że kiedyś naskoczę ( tak, nie 'naskoczę' ale naskoczę) na kogoś w ten sposób, ale dawno nie czytałam takiej bufonady.

Po przeczytaniu tej wypowiedzi ja z kolei też mam pewne wrażenie. Ze jej autor też jest drwalem. Na dodatek próbującym za wszelką cenę ukryć ten fakt za pomocą pseudointelektualnego bełkotu.

Bert nie był z całą pewnością drwalem (zakładam, że ma ono w przekonaniu autora powyższej wypowiedzi wydźwięk pejoratywny)za to był sobą, co w dzisiejszych czasach stało się wielką sztuką.

Dyskusja ma dotyczyć książki, jednak z rozczarowaniem stwierdzam, że dominującym i jakże irytującym motywem wypowiedzi użytkownika robinslav jest jego składająca się z sześciu tysiecy (!!!) książek biblioteka domowa. No cóż ja książki oddaję, odsyłam w dalszą podróż i w ten sposób zubażam moją domową kolekcję ale wzbogacam siebie i innych wewnętrznie.

Książka Whartona to jedna z tych książek, w których pozostawia się przestrzeń i szacunek dla czytelnika. Jest to tym bardziej cenne,że opowiada o najbardziej intymnych doświadczeniach. Robi to w sposób subtelny i niezwykle prosty. 'Nic nie jest takim, jakim się wydaje' Panie robinslav. Proszę o więcej pokory.
Użytkownik: robinslav 19.01.2013 09:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie sądziłam,że kiedyś na... | ewkak
Cześć! Tak, jestem drwalem a książek mam teraz już ok. 7000. Mam w moim domu osobny, duży pokój przeznaczony tylko dla książek, których nie mam zamiaru się pozbywać. Po przeczytaniu wyglądają jak nowe, stoją na półkach a ja z uczuciem patrzę na nie i dotykam ich grzbietów. Nieraz wyciągam którąś z półki, otwieram, dotykam, oglądam a nawet wącham. "Tak już mam". Co do pokory to wolę być niepokorny. Co do intelektu - trafiłaś w dziesiątkę ponieważ sam uważam siebie za pseudointelektualistę, który od czasu do czasu próbuje podskoczyć wyżej niż jest w stanie. Uważam się też po bacznej, wieloletniej obserwacji również za "chłopo-filozofa" i "domowego dumacza". Lubię poczytać w oryginale np. zdobyty ostatnio a wydany w Wiesbaden w roku 1956-tym zielonkawy tomik „Der ausgewaehlen Gedichte erster Teil” Rainera Marii Rilke. „...ich bin der Tag, ich bin der Tau (...) ich bin das Beginnende, aber du bist der Baum“ - czyż nie wspaniałe i boskie!? Kładę to jednak i fakt, że poruszam się czytelniczo biegle w literaturze kilku jeszcze innych języków za objaw mojej bufonady.
P.S. Nie jestem pan robinslav! Po prostu robinslav!
Miłego dnia.
Użytkownik: Jabłonka 19.01.2013 11:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Cześć! Tak, jestem drwale... | robinslav
Nie przejmuj się :) ja też nie zaliczam tej książki do najbardziej udanych tego autora... oboje mamy prawo tak sądzić i o tym pisać :) przykro tylko, że Ktoś specjalnie się zarejestrował by złamać regulamin :( - rozmawiamy o książkach a nie osobach, które je czytają...
A Rilkego zazdroszczę...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: