Dodany: 24.04.2013 20:31|Autor: polter

Fantasy w sosie hiszpańskim


Pierwszy tom "Sagi o Rubieżach" nie porywał. Prosta opowieść bez żadnych szczególnych cech słabo zapadała w pamięć, a przecież wydawca reklamował ją jako najlepsze, co ma do zaoferowania fantastyka hiszpańskojęzyczna. Druga część cyklu, na szczęście, jest zdecydowanie ciekawsza i lepiej świadczy o fantasy tworzonym w języku Cervantesa.

Flota Misaianesa wraca, aby ponownie natrzeć na Żyzne Ziemie. Nikt się temu nie dziwi, ale, mimo to, mało komu udaje się uchronić przed rozpaczą. Poprzednia walka z mrocznym władcą wykrwawiła potężny kontynent, a to, że wśród Władców Słońca pojawili się zdradzieccy kolaboranci dodatkowo pogarsza sytuację. Jedynym promykiem nadziei jest rodzący się w bólach bunt na Starych Ziemiach. Jeżeli wrogowie Misaianesa zdołają stawić jakikolwiek opór na jego ziemiach, wojna będzie trudna, ale nie beznadziejna.

"Dni ognia", wydane w Polsce jako drugi tom "Sagi o Rubieżach" (choć są trzecią powieścią z cyklu), to lektura zdecydowanie przyjemniejsza niż "Dni Jelenia" i "Dni Pomroki". Lilianie Bodoc, choć dalej opiera się na najbardziej klasycznych schematach (bo nie można inaczej nazwać wizji stojących w obliczu zniszczenia szlachetnych wojowników, którzy muszą stawić czoła złu), w końcu udaje się rzucić na czytelnika literacki urok. Ten jest wypadkową kilku bardzo charakterystycznych cech tekstu. Pierwszą z nich stanowi zmodyfikowana w stosunku do tomu pierwszego narracja. Pisarka śmiało eksperymentuje ze schematycznym konfliktem dobra i zła, który przyjęła za punkt wyjścia dla swojej opowieści. Nadal pozostaje on nadrzędną treścią tekstu, ale w pewnych fragmentach (doskonały wątek Acilii i Molitzmosa!) traci na przejrzystości, co stanowi doskonałą odskocznię od nużącej walki Husihuilków z Misaianesem. Bodoc stara się także wywrzeć na czytelniku wrażenie oderwania od rzeczywistości, wpisania opowieści w szerszy kontekst. Robi to przy pomocy mało obszernych, ale ważnych dla kompozycji wtrąceń w postaci profetycznych wizji ludzi z Klanu Puchacza. Podkreślanie mocy historycznych następstw, które obrazuje połykający własny ogon wąż, czyni z "Dni ognia" powieść wyjątkowo klimatyczną, lekką, wręcz ulotną.

Ta efemeryczność doskonale współgra z czymś, co Bodoc udało się ukazać już w tomie pierwszym: zabiegiem będącym wyjątkowo udanym połączeniem antropomorfizacji i gloryfikacji przyrody. Oznacza to, że natura jest najbliższym przyjacielem, a zarazem najważniejszym opiekunem bohaterów, stojących po "naszej" stronie barykady. Postaci czczą następstwo pór roku, wierzą w to, że bronione przez nich Żyzne Ziemie stanowią ich najważniejsze dziedzictwo, a za największy zaszczyt uważają możliwość siedzenia na gołej ziemi. Tę głęboką więź pisarka podkreśla za pomocą barwnego języka. Polecam przeczytać Dni ognia tym, którzy uważają, że fantastyczni rzemieślnicy dysponują solidnym literackim warsztatem. Dopiero podczas lektury tej powieści można zauważyć, jak wiele miejsca autorzy zwykli poświęcać doznaniom wzrokowym – a jak mało pozostałym zmysłom. Bodoc kreuje rzeczywistość nie tylko przy użyciu obrazów, ale także dźwięków i – wyjątkowo dobrze – zapachów. Zbierające zioła kobiety Husihuilków i cierpiący przez suszę wojownicy, płonące zgliszcza Beleram i pierwszy deszcz uderzający o liście Żyznych Ziem – to nie tylko wizje w ścisłym znaczeniu tego słowa, to także towarzyszące im pieśni i okrzyki cierpienia, kojące wonie i wywołujące obrzydzenie odory.

Wielką zaletą "Dni ognia" jest duża różnorodność treści, której w pierwszym tomie "Sagi o Rubieżach" nie dało się zauważyć, jakby pisarka potrzebowała więcej miejsca, aby na dobre się rozpisać. Wielu czytelników zaskoczyć może to, że, obok konfliktu Misaianesa z Żyznymi Ziemiami, ważny staje się ideologiczny spór między elitarnym Bractwem Odosobnienia i egalitarnymi wyznawcami Otwartej Przestrzeni. Dzięki temu zabiegowi pisarka zręcznie wprowadziła do powieści dialektykę wartości demokratycznych i oligarchicznych. I choć otwarcie opowiada się po stronie tych pierwszych, warto obserwować, jak przebieg tej abstrakcyjnej walki wpłynie na rozwój wydarzeń. Więcej miejsca Bodoc poświęca także kulturze Władców Słońca, co czyni cały świat przedstawiony zdecydowanie bogatszym. Jednocześnie dodatkowo pogłębia warstwę ideową, socjologiczną – przez krytykę społeczeństwa opartego na służalczym poddaństwie. Niestety, ten szeroki wachlarz zainteresowań ma także dwie wady. Po pierwsze: objawia się on w bardzo fragmentarycznej formie. Pisarka skacze z jednego wątku do drugiego, rzadko kiedy zatrzymując się przy którymś z nich na dłużej. Czasami wychodzi to powieści na dobre (choćby przy wspomnianej już relacji Molitzmosa i Acilii, która dzięki licznym retardacjom zyskuje dodatkowe napięcie), ale w dużej części przypadków zwyczajnie irytuje. Drugą bolączką Dni ognia jest…brak głębszego sensu. Dlaczego? Ano dlatego, że Misaianes jest kolejnym z tysięcy fantastycznych tyranów, którzy próbują zniszczyć świat nie wiadomo z jakiego powodu. Pisarka serwuje czytelnikowi mało konkretną wizję "zatrucia przez Nienawiść", ale to zdecydowanie zbyt mało, żeby uczynić całe zło Starych i Żyznych Ziem wiarygodnym. Brakuje w "Dniach ognia" kogoś takiego jak Galadan z "Fionavarskiego gobelinu" (z którą to trylogią, swoją drogą, można "Sagę o Rubieżach" kojarzyć): bohatera w gruncie rzeczy złego, jednak tragicznego i działającego w zgodzie z pewną logiką.

Dziwi to szczególnie, jeśli przyjrzeć się postaciom ogólnie, gdyż te są wykreowane naprawdę nieźle. Można odnieść wrażenie, że Bodoc popuściła cugli wyobraźni i pozwoliła sobie na szafowanie prawdziwymi uczuciami. Gdzieś znikł chłodny i honorowy Dunkancellin i swawolny Cucub. W ich miejsce pojawili się ludzie z krwi i kości. I choć czasami pisarka zdecydowanie przesadza z egzaltacją (jak w przypadku rozwydrzonej Nanahuatli), to trudno nie zaangażować się w historie poszczególnych bohaterów. Jedynym na co można narzekać, jest zdecydowana posucha wśród tych "złych". Po stronie walczących o Żyzne Ziemie nikt nie jest kryształowo czysty, każdy ma swoje wady i każdy w przeszłości popełnił jakieś błędy, dzięki czemu ludzie ci budzą zainteresowanie. O zwolennikach (czy raczej poddanych) Misaianesa czytelnik nie wie właściwie nic, co stanowi pewną bolączkę fabuły.

Pierwszy tom "Sagi o Rubieżach" sprawił, że poważnie zwątpiłem w fantastykę hiszpańskojęzyczną – cykl był reklamowany jako szczytowe osiągnięcie tejże, a zaczynał się niezbyt porywająco. Drugi tom sprawił, iż odzyskałem wiarę. Dni ognia to bardzo ciekawa, wciągająca powieść, która w dodatku napisana jest zupełnie inaczej niż większość tekstów, z jakimi może zetknąć się polski czytelnik. Jeśli lubicie epic fantasy – będziecie naprawdę zadowoleni.



[Autorem recenzji jest Zicocu.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 358
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: