Dodany: 21.04.2013 11:07|Autor: Piotr66

Conan Republikanin


Aby formalności stało się zadość, muszę zacząć od tego, co w tej autobiografii interesowało większość recenzentów. Wolę zrobić to na wstępie, żeby potem przejść do kwestii naprawdę istotnych.

Media huczały od informacji, iż Arnold Schwarzenegger ma dziecko ze swoją gosposią. Ukrywał ten fakt przed żoną przez kilkanaście lat, w czasie których gospodyni ciągle pracowała u nich w domu. Informacje na ten temat dopiero w 2011 roku przedostały się do opinii publicznej. Żona Arnolda – Maria Shriver (siostrzenica prezydenta USA Johna Kennedy'ego) natychmiast zażądała separacji.

Rok później, gdy do księgarń trafiła „Pamięć absolutna”, większość dziennikarzy w dalszym ciągu żyła tym skandalem i bardziej niż samą książką zainteresowana była niewiernością Arnolda. Recenzje koncentrowały się na jego zdradach i szowinizmie. Dziennikarze recenzowali życie Schwarzeneggera, sama autobiografia nikogo niestety zbytnio nie interesowała. Nie ma się czemu dziwić – historia żmudnej i okupionej wielkim wysiłkiem drogi do sukcesu z pewnością sprzedałaby się znacznie słabiej niż skandal obyczajowy.

A szkoda, bo życie Schwarzeneggera jest naprawdę ciekawe. Mamy tutaj do czynienia „amerykańskim snem” w najczystszej postaci. Chłopak z małej austriackiej wioski zostaje gwiazdą Hollywood, a później dwukrotnie wygrywa wybory na gubernatora największego amerykańskiego stanu – Kalifornii. Większości imigranckich rodzin pokonanie tylu szczebli w hierarchii społecznej zajęłoby kilka pokoleń. Arnold Schwarzenegger dokonał tego sam w ciągu kilkudziesięciu lat (a nie powiedział jeszcze ostatniego słowa).

W większości biografii, które miałem dotąd okazję przeczytać, najciekawsze były początkowe rozdziały. Z zapartym tchem śledziłem walkę o osiągnięcie sukcesu i zdobycie miejsca na szczycie. Gdy danej postaci udało się ostatecznie zwyciężyć, tempo i rytm opowiadania niejednokrotnie zaczynały szwankować. Znikał ten swoiście pojmowany „nerw”. Nie mam zamiaru generalizować, chcę tylko zwrócić uwagę, iż wyprawa bohatera jest ciekawsza niż jego losy po objęciu rządów w królestwie. Dlaczego o tym wspominam? W „Pamięci absolutnej” Arnold walczy na kilku różnych frontach. Nie osiada na laurach. Na początku osiąga sukces w sporcie (ba – staje się legendą kulturystyki), potem w interesach – pierwszy milion zarabia przed rozpoczęciem kariery filmowej, następnie zostaje najlepiej zarabiającym aktorem swoich czasów, na końcu zabiera się za politykę. Za każdym razem startuje praktycznie od zera, więc czytelnik nie ma czasu na nudę.

Arnold bardzo dużo miejsca poświęca swojej karierze kulturystycznej. W czasie lektury spędzimy wiele godzin w siłowni, obserwując mozolne ćwiczenia. Dzięki Schwarzeneggerowi (i Peterowi Petrze, współautorowi książki) dowiadujemy się wiele o historii tego sportu, o najbardziej skutecznych metodach treningowych i ulubionych siłowniach. Wydawać się może, że dla kogoś niezainteresowanego kulturystyką przebrnięcie przez kilkaset stron pełnych „pakerskiego żargonu” jest drogą przez mękę. Jednak ja czytałem te rozdziały z zainteresowaniem – wbrew pozorom, opisywane środowisko jest ciekawe i warte poznania. Zwłaszcza gdy za przewodnika służy największa legenda tego sportu.

„Pamięć absolutna” staje się jeszcze ciekawsza, gdy Arnie spełnia swoje wielkie marzenie i przeprowadza się do Stanów Zjednoczonych. Obserwujemy, jak ten mało znany sport zaczyna – także dzięki niemu – zdobywać popularność. Schwarzenegger portretuje siebie jako doskonałego marketingowca, mistrza w sprzedawaniu. Robi wszystko, aby kulturystyka wyszła z niszy – odwiedza liczne programy telewizyjne, wynajmuje specjalistów od PR-u, jeździ po świecie i promuje ten swoisty styl życia. Rozumowanie Arnolda jest proste – jeżeli kulturystyka zyska uznanie, to również jego akcje – jako niekwestionowanego króla tej dyscypliny – znacznie pójdą w górę, co pomoże mu spełnić marzenie o karierze aktorskiej. Dlatego też nie wstydzi się chodzić w samych slipkach po mieście w celu zwrócenia uwagi na swoją siłownię. Arnold wiedział, czym jest marketing wirusowy, jeszcze zanim to pojęcie powstało.

Energia i ambicja, jakimi charakteryzuje się Schwarzenegger, mogą wpędzić w kompleksy największych nawet pracoholików. Nasz bohater spędza kilka godzin dziennie na siłowni, jeździ na konkursy oraz różnego rodzaju imprezy związane z kulturystyką. Przy tym jest właścicielem dwóch firm – jedna zajmuje się sprzedażą wysyłkową broszurek o podnoszeniu ciężarów, druga remontami domów (na początku działalności Arnie wraz z kolegą wykonuje całą pracę własnoręcznie!). Jakby tego było mało, przyszły gubernator w wolnych chwilach uczęszcza na studia ekonomiczne. Z czasem zaczyna też inwestować w nieruchomości. W momencie, gdy rozpoczyna karierę aktorską, jest już milionerem.

O kulturystycznych perypetiach Arnolda czytało mi się naprawdę dobrze. Nie zmienia to jednak faktu, iż traktowałem je jedynie jako przystawkę do głównego dania, czyli rozdziałów dotyczących kariery aktorskiej. Sięgnąłem po tę książkę, żeby poczytać relacje z planu „Terminatora”, „Commanda” czy „Prawdziwych kłamstw”. Niestety Schwarzenegger albo wstydzi się swojej kariery aktorskiej, albo nie przywiązuje do niej najmniejszej wagi, gdyż aktorski etap swego życia potraktował w autobiografii po macoszemu. Szczegółowo opisał jedynie jego początki. Z lektury dowiedziałem się bardzo wiele o produkcji dwóch „pakerskich” filmów – „Stay Hunger” i „Pumpkin Iron” – oraz o pierwszym jego przeboju, czyli „Conanie Barbarzyńcy”.

Schwarzenegger poświęcił tylko pół (!) krótkiego rozdziału pierwszemu „Terminatorowi”, kilka akapitów produkcji „Bliźniaków” – i tyle. O innych filmach są tylko dłuższe lub krótsze wzmianki, ewentualnie pojedyncze anegdotki. O „Predatorze” dowiadujemy się na przykład tylko tego, że Arnold prosto z planu leciał na swój ślub oraz że sztuczny muł, którym był pokryty w jednej z scen, przyprawiał go o dreszcze. „Terminatorowi 2” poświęcił mniej miejsca, niż wizycie w kubańskiej wytwórni cygar (!), o „Commandzie” padają dosłownie dwa zdania. Początkowo planowałem opisać niektóre z dotyczących filmów anegdotek. Doszedłem jednak do wniosku, że w książce jest ich tak mało, iż nie należy zdradzać żadnej.

Zanim się spostrzegłem, wątki filmowe zaczęły powoli ustępować miejsca perypetiom Arnolda na arenie politycznej. Każda najmniejsza nawet aktywność na tej niwie została bardzo wnikliwie opisana. Dowiadujemy się bardzo dużo o przyjaźni Schwarzeneggera z Georgem Bushem seniorem, o aktywności w komisji ds. aktywności fizycznej, o zmaganiach o urząd gubernatora Kalifornii, o żmudnych pracach ustawodawczych itp. Sporo miejsca zajmują również jego relacje z członkami słynnego klanu Kennedych – fragmenty o nich należą do najciekawszych w całej książce. Wszyscy miłośnicy amerykańskiej polityki powinni być usatysfakcjonowani lekturą. Oni jednak (ani też kulturyści) nie stanowili przecież chyba głównej grupy docelowej „Pamięci absolutnej”.

Fani Arnolda Schwarzeneggera są przede wszystkim miłośnikami jego filmów, uwielbiają go ze względu na karierę aktorską, a nie dokonania na niwie kulturystycznej i politycznej. Dlaczego więc Arnie tak łatwo zignorował potrzeby największej części swoich potencjalnych czytelników? Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie jasna. Narratorem i podmiotem tej książki jest czynny polityk. „Pamięć absolutna” pisana jest tak, jakby Arnold w dalszym ciągu marzył o jakimś wysokim urzędzie. Mamy więc tutaj historię biednego chłopaka, który dzięki ambicji, ciężkiej pracy i odpowiedzialności osiąga sukces w sporcie i dorabia się dużych pieniędzy. Następnie autorzy prześlizgują się po niegodnym poważnego męża stanu „epizodzie aktorskim” i przechodzą do walki o Dobro Kalifornii, Stanów Zjednoczonych i Całego Świata. Dodatkowo Schwarzenegger składa oficjalną samokrytykę za skandale obyczajowe, przyznaje, że raz w młodości brał doping (teraz go nienawidzi), wspomina też, iż sam Simon Wiesenthal zaświadczył, iż ojciec Arnolda nie brał udziału w eksterminacji Żydów. Słowem: Governator zabezpiecza się na każdą ewentualność. W „Pamięci absolutnej” Schwarzenegger nie mówi tego wprost, ale wydaje się mieć nadzieję, że jeszcze – w ten czy inny sposób – wróci do polityki.

„Pamięć absolutna” jest dobrze napisaną (to głównie zasługa Petera Petry) i interesująca książką. Mimo że kina i anegdotek z planu jest w niej bardzo mało, cieszę się, że ją przeczytałem. Przyznam jednak szczerze, że nie wiem, czy bym sięgnął po tę grubą księgę, gdybym wcześniej zdawał sobie sprawę z faktu, iż nie dowiem się z niej niczego na tematu produkcji „Commanda”.

Ty, czytelniku, zostałeś jednak ostrzeżony.


[Recenzję opublikowałem wcześniej na stronie internetowej Klubu Miłośników Filmu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4384
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: norge 22.04.2013 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Aby formalności stało się... | Piotr66
Mam tę książkę w planie. Twoja recenzja bardzo mnie do niej zachęciła. A fakt, że nie dowiem się niczego na tematy produkcji "Comanda" wydaje mi się raczej na plus :)))
Użytkownik: Piotr66 22.04.2013 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam tę książkę w planie. ... | norge
Dzięki za miłe słowa.

"Commando" jest jednym z najbardziej przerysowanych filmów akcji, jakie kiedykolwiek powstały. Na ekranie dzieją się tak nieprawdopodobne rzeczy, że uśmiech nie schodzi człowiekowi z twarzy. Fani Arnolda od lat spierają się o to, czy "Commando" w zamierzeniu miało być tak bardzo śmieszne, czy też twórcom po prostu przypadkiem "tak wyszło":)

Niestety fakt, że Schwarzenegger nic na ten ten temat nie wspomina, sugeruje, że np. scena, w której John Matrix (bohater filmu) karmi sarenkę nie była żartem;)

Przepraszam za niezwiązaną z książkami dygresję:)
Użytkownik: norge 22.04.2013 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za miłe słowa. ... | Piotr66
Dygresja bardzo ciekawa, przynajmniej się czegoś dowiedziałam. Ja z Arnoldem S. oglądałam tylko "Prawdziwe kłamstwa". Sądzę, że najbardziej mnie zainteresuje ten "american dream" i kariera polityczna.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: