Dodany: 12.04.2013 09:42|Autor: anek7

Książka: Płatki z nieba
Yip Mingmei

2 osoby polecają ten tekst.

O buddyzmie, uczuciach i życiowej drodze


Kiedy moje pokolenie usłyszy określenie "buddyjski klasztor", w większości ma jedno skojarzenie - klasztor Shaolin, mnisi-wojownicy o nadludzkich zdolnościach, chodzący po ścianach, robiący wymyślne ewolucje w powietrzu, nieczuli na ból i rany. To zasługa (lub wina) przemysłu filmowego, który w latach 80. promował "kino kopane" o azjatyckich korzeniach - przyznam, że do dzisiaj lubię do tych filmów wrócić i durną młodość powspominać...

Nic więc dziwnego, że kiedy szukałam jakiejś książki o chińskim rodowodzie i rzucił mi się w oczy tekst wydawcy, że powieść jest o mniszkach buddyjskich, szybko podjęłam decyzję - biorę to. Nie chodziło mi oczywiście o historię jak ze wspomnianego już Shaolin, a raczej o opowieść o tym, jak się żyje w takim miejscu i dlaczego ludzie wybierają taki, a nie inny sposób na życie. Czy to dostałam? I tak, i nie... Ale po kolei.

Bohaterką książki Mingmei Yip "Płatki z nieba" jest Meng Ning, trzydziestoletnia Chinka urodzona w Hongkongu, doktorantka paryskiej Sorbony, piękna i nieco zagubiona dziewczyna. Jeszcze będąc dzieckiem, pod wpływem traumatycznych przeżyć postanawia zostać mniszką, w czym utwierdza ją jej duchowa przewodniczka. Zanim jednak podejmie ostateczną decyzję, postanawia wziąć udział w siedmiodniowych medytacjach na terenie jednego z buddyjskich ośrodków w Hongkongu. Uratowana z pożaru sali medytacyjnej przez amerykańskiego lekarza Michaela Fullera, zakochuje się w swoim wybawcy i staje przed dylematem - co naprawdę jest jej życiowym powołaniem?

Początek powieści zapowiadał ciekawą historię, autorka wprowadza czytelnika w rzeczywistość buddyjskiego klasztoru, maluje postacie osób tam przebywających, wprowadza elementy chińskiej sztuki i filozofii - a wszystko to podaje w prostej formie. Poznajemy historię Meng Ning, wydarzenia, które ją ukształtowały i jej przemyślenia na temat tego, co przeżyła i co chce zrobić ze swoją przyszłością. Wyłania się z tej opowieści wrażliwa, nieco zagubiona i niezbyt szczęśliwa kobieta, dla której klasztor będzie tak naprawdę ucieczką przed życiem. I ta część książki jest zdecydowanie najlepsza.

Niestety dalej już tak dobrze nie jest... Meng Ning wyjeżdża do Nowego Jorku i z dnia na dzień się zmienia. W ciągu kilku dni niewinna, niemal święta przyszła mniszka traci wszystkie zasady i zahamowania. Wystarczy, że Michael wyjeżdża z miasta na dwa dni, a ona już lepi się, do kogo popadnie (bez różnicy płci...), w przerwach walczy z wyrzutami sumienia i kompleksami wobec snobistycznego otoczenia, w którym obraca się Michael. Nie będę może zdradzać, co było dalej - kto jest ciekawy, sam przeczyta.

Liczyłam na książkę, która wniesie w moje czytelnicze życie coś nowego, na obraz świata, którego, z racji chociażby odległości, zupełnie nie znam. Początek spełniał taką rolę, niestety zbyt szybko powieść zmieniła się w tanie i banalne romansidło.

Szkoda, bo potencjał był. Ale się zbył...


[Tekst opublikowałam wcześniej na moim blogu]




(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1067
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: carmaniola 13.04.2013 08:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy moje pokolenie usły... | anek7
O! I nareszcie coś przez co wiem, że nie muszę się przedzierać. Ale gdyby nie Twoja recenzja może bym w to wpadła. Dziękuję. :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: