Dodany: 28.02.2013 17:48|Autor: Malita

Nachalność przekazu niepożądana jest


Mój zakatarzony umysł w ostatnim czasie potrzebował jakiejś lekkiej, łatwej i przyjemnej – na przykład, sensacyjnej – lektury celem rozrywki. Najbliżej w zasięgu kończyn górnych była „Przysięga”, już od dłuższego czasu zalegająca na półce. Ostrzegę od razu, zanim dobrniecie do końca recenzji: nie był to najlepszy wybór, a poniżej zdradzam kilka istotnych szczegółów.

Zapowiadało się na przyzwoity horror: w górskich ostępach ginie fotograf, rozszarpany przez niedźwiedzia. Jego brat, Steve, przybywa na miejsce wypadku i wraz z Tracy, zastępcą lokalnego szeryfa, bada okoliczności tragedii. Coraz bardziej wątpi, by to wygłodniały grizzly był sprawcą zbrodni. Zwłaszcza że mieszkańcy pobliskiego miasteczka, Hyde River, zachowują się dość podejrzanie, alergicznie – ba, agresywnie wręcz reagując na przesłuchania i dochodzenie. Coś złego czai się w lasach, a oni jakby próbowali to ukryć. Wkrótce wychodzi na jaw, że lokalna tajemnica, pieczołowicie ukrywana prze obcymi, to… (dam-da-dam, fanfary!) ogromniasty smok. Serio. Wielki, krwiożerczy jaszczur na odludnej północy USA. Trzeba zaciukać bestię, zanim ona porwie nas. Do boju, Steve!

Dalej mogłabym się zżymać na brak tempa, płytkie postacie i schematyczność intrygi, ale nie o to tu chodzi. Smok w tym wypadku to nie pierwsze lepsze stworzenie, a przemyślania konstrukcja dydaktyczno-moralizatorska. Bohaterowie informują nas, że „smok nie jest karą za grzechy. Smok jest grzechem”[1]. Bestia jako uosobienie (upotworzenie?) zła naznacza swoje ofiary, podłych grzeszników, czarnym, cuchnącym znamieniem w okolicy serca. Znamię swędzi, boli i w namacalny sposób informuje otoczenie, że zło trawi duszę nosiciela i że niedługo smok się z nim rozprawi. Jest tylko jeden sposób, by pokonać potwora, jak twierdzi któryś z bohaterów: „Zostałeś naznaczony, więc to twój smok, Steve. Jesteś jego częścią, a on częścią ciebie. Ale gdy ułożysz się z Bogiem, to dasz radę go zabić (…). Gdy smok zobaczy w Tobie Jezusa, wycofa się”[2].

Bynajmniej nie chodzi mi o chrześcijańskość przekazu (nie wiedziałam, że Peretti to znany amerykański chrześcijański autor, mój błąd). Najbardziej przeszkadza mi ta dosłowność, łopatologiczność i jednoznaczność konstrukcji. Nie ma miejsca na ślad innej interpretacji, bo autor już w pierwszych słowach wstępu tłumaczy, co miał na myśli:

„Ta bestia [grzech, czyli książkowy smok] atakuje nas wszystkich, niekiedy twarzą w twarz, niekiedy uderzając nas w czuły punkt. Tylko dzięki rozpoznaniu jej prawdziwej bestialskiej natury możemy mieć nadzieję na ocalenie. W Jezusie Chrystusie otrzymaliśmy przebaczenie i moc, by przezwyciężyć grzech”[3].

A to łagodniejszy fragment minikazania. Ogromnie nachalne mi się to wydało. Czytałam naprawdę sporo książek, gdzie wątek religijny jest przemycony dużo bardziej dyskretnie i sprawdza się wybornie (na przykład jedną z najpiękniejszych rozmów z Bogiem znalazłam w powieści „The Phantom of Manhattan” Fredericka Forsytha). Mam wrażenie, że polscy czytelnicy nie są przyzwyczajeni do takich natarczywych zabiegów literackich – a przynajmniej ja nie jestem. Poza tym, wyjąwszy motywy dydaktyczno-moralizatorskie, „Przysięga” to po prostu kiepska powieść sensacyjna. Już nie mówiąc o tym, że żal smoka. Odpuśćcie.



---
[1] Frank Peretti, „Przysięga”, przeł. Andrzej Wojtasik, Wydawnictwo M, Kraków 2007, s. 366.
[2] Tamże, s. 399.
[3] Tamże, s. 5.


[recenzję opublikowałam też na moim blogu czytelniczo-literackim]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1116
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: