Dodany: 23.11.2007 17:48|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Dobry temat, słabsza oprawa


Klasyczny thriller medyczny, oparty na patentowanym schemacie: do placówki medycznej X przybywa nowy lekarz/pielęgniarka/technik etc., który po niejakim czasie orientuje się, że w jego miejscu pracy dzieją się jakieś podejrzane rzeczy, na skutek których cierpią pacjenci; przełożeni albo ignorują jego uwagi, mając go za natrętnego wariata, albo (jeśli to oni maczają palce w ciemnych sprawkach) pozornie przytakują, knując równocześnie plany unieszkodliwienia go; kiedy skutków przestępczej/szaleńczej działalności doświadcza krewny(-a)/ukochany(-a) bohatera(-ki), jego determinacja wzrasta i gotów jest zaryzykować życie, by odnaleźć winowajcę(-ów). Co oczywiście najczęściej mu się udaje, choć bywa, że po drodze padają ofiary. W połowie przypadków bohater jest osobą samotną (obowiązkowo bardzo atrakcyjną), co pozwala autorowi wzbogacić fabułę o wątek romansowy, na ogół kończący się pomyślnie, rzadziej pozostający w zawieszeniu, a najrzadziej zostawiający herosa znów samego, gotowego do kolejnej walki ze śmiertelnymi zagrożeniami. Którą z tych wersji autor wybierze, i tak w zasadzie nie ma znaczenia, bo powodzenie całości zasadza się na wiarygodnym przedstawieniu wątku medycznego.

Z tym Palmer radzi sobie całkiem nieźle, bo też z wykształcenia, podobnie jak prekursor gatunku - Cook, jest lekarzem. W „Przebłyskach pamięci” udało mu się również bardzo przekonująco przedstawić ponure realia medycyny korporacyjnej - w której szpital to „przedsiębiorstwo handlowe, wynajmujące lekarzy, pielęgniarki i techników”[1], a pacjent zasługuje na uwagę proporcjonalnie nie do swoich potrzeb ze względu na stan zdrowia, lecz do wysokości ubezpieczenia – i ukazać niektóre trudne dylematy pracy lekarza: jak naprawić błąd kolegi, by nie ucierpiała ani duma winnego, ani pacjent? Któremu z dwóch rannych w wypadku poświęcić więcej starań: szanowanemu obywatelowi i/lub członkowi własnej rodziny z lekkimi obrażeniami, czy miejscowemu lumpowi w stanie krytycznym?

Nieco gorzej wypada natomiast kreacja postaci, wśród których stanowczo za dużo jest przerażająco „czarnych” i oślepiająco „białych”, a już główny winowajca całej afery – którego tożsamość, notabene, ujawnia autor stanowczo za wcześnie – jest tak straszliwie demoniczną postacią, że trudnoo uwierzyć w istnienie podobnie psychopatycznej osobowości, a jeszcze trudniej w to, że nikt się wcześniej nie zorientował, z kim ma do czynienia.

Dla porządku dodać trzeba jeszcze jedną drobną „plamę”, nie wiem, czy będącą dziełem autora, czy polskiego zespołu redakcyjnego: ochrzczenie nie najsłynniejszego może, ale przecież znanego francuskiego impresjonisty nazwiskiem niesławnej pamięci konkwistadora („Pizarro”[2] zamiast „Pissarro”).

Mimo tych mankamentów da się czytać, zwłaszcza gdy mózg odpoczywa po ambitniejszych lekturach albo gdy nie ma się warunków do skupienia.


_ _ _
[1] Michael Palmer, „Przebłyski pamięci”, przeł. Zygmunt Halka, wyd. Albatros, Warszawa 2006, s. 366.
[2] Tamże, s. 44.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1172
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: