Dodany: 17.02.2013 20:23|Autor: AnnRK

Świat poza wszelką fantazją


Wyobraźcie sobie świat, który stracił jaskrawe, wesołe kolory. Dominują w nim szarości, bure brązy, zgniła zieleń, granat, czerń. Atmosfera jest raczej duszna. Zapach nieprzyjemny. Gdy mijasz mieszkańców tego świata, po plecach przechodzą ci dreszcze. Zaczynasz niespokojnie rozglądać się na boki. Czując na sobie ciekawskie spojrzenia, mimowolnie przyspieszasz kroku. Za chwilę opuścisz to nieprzyjazne miejsce. Zostawisz za sobą zapach rozkładu ryb i moralnych zasad. Znikniesz z oczu ludziom o podejrzanym wyglądzie i wątpliwej konduicie. Są jednak tacy, którzy tam zostaną. Są jednak tacy, którzy do tego świata należą.

Mamy lata pięćdziesiąte XX. Cornelius Suttree, tytułowy bohater powieści Cormaca McCarthy'ego, jest jednym z tych, dla których wyżej opisana rzeczywistość to codzienność. W przeciwieństwie do większości swoich towarzyszy, sam wybrał takie życie. Porzuciwszy rodzinę, zamieszkał na barce zacumowanej przy brzegu rzeki płynącej przez Knoxville w amerykańskim stanie Tennessee. Źródłem dochodów stało się dla niego łowienie ryb. Suttree nie ma więc rodziny, stałej pracy ani żadnych zobowiązań. Żyje dniem bieżącym i niekoniecznie zgodnie z prawem. Pije i trzeźwieje, ładuje się w kolejne kłopoty. Czasami kończy w więzieniu.

To właśnie za kratkami Cornelius poznaje Harrogate'a - młodzieńca z głową pełną szalonych pomysłów oraz niezdrowym pociągiem do arbuzów. Seksualnym pociągiem. Harrogate przyciąga kłopoty jak magnes. Zamieszkawszy pod mostem, boryka się z niedoborem gotówki. Za coś w końcu trzeba jeść. Za coś pić. Za coś kochać. Gdy w okolicy pojawiają się przypadki wścieklizny wśród nietoperzy, a Wydział Zdrowia daje ogłoszenie w gazecie, w którym obiecuje zapłacić za każdego zarażonego zwierzaka, Harrogate wpada na genialny pomysł. Nie jest łatwo zabić nietoperza w locie, ale cóż to za problem dla pomysłowego młodzieńca? Zatruwa strychniną kawałki mięsa, wystrzeliwuje je w powietrze, a łakome zwierzaki łykają je bez zastrzeżeń. Niestety intryga się wydaje, i zamiast zainkasować dolary, Harrogate słyszy tylko: "Nie autoryzowaliśmy masowej rzezi nietoperzy"[1]. Arbuzy; nietoperze; dodajcie do tego jeszcze łódkę zrobioną z samochodowych masek, a dostaniecie obraz człowieka z niczym nieograniczoną wyobraźnią. Postać Harrogate'a w pewien sposób równoważy mroczny klimat powieści, wprowadzając weń nieco humoru i groteski.

Suttre ma sporo roboty przy wyciąganiu Harrogate'a z kłopotów. Nie jego jednego zresztą przyjdzie mu ratować. Mimo iż z natury nasz bohater jest samotnikiem, serce ma złote i chęci do pomocy bliźnim mu nie brakuje. Podzielić się rybami czy forsą? Nie ma sprawy. Pomóc kumplowi w ukryciu zwłok ojca, po którego śmierci rodzina wciąż pobiera na niego rentę? Ależ proszę. Choć na pierwszy rzut oka Suttree niczym nie różni się od swych towarzyszy z marginesu, trudno go nie polubić. Może to tylko niezdrowa fascynacja typem niegrzecznego chłopca, ale może też szczera sympatia, bo Cornelius wzbudza zaufanie. W świecie bez zasad, on wciąż kieruje się własnym kodeksem, który pozwala mu nie tylko przetrwać, lecz i zachować godność, tę odrobinę człowieczeństwa, którą tak łatwo zagubić, gdy ma się niewiele oprócz niej.

Powieść McCarthy'ego ukazuje obraz, jakiego nie oglądamy na co dzień. Jakiego oglądać nie chcemy. Oto nad rzeką, na barce mieszka człowiek. Porzucił on wygodny świat, by zmierzyć się z samym sobą. Ileż znamy takich historii, w których ktoś postanawia wyruszyć w podróż w głąb siebie, paląc za sobą mosty lub przecinając sznurki łączące go z przeszłością? Zwykle następuje katharsis. Zrozumienie. Suttree się jednak nie zmienia. Owszem, przez moment czuje, że coś w nim drgnęło, że dokonuje się jakaś przemiana. Zmienia się w mężczyznę, w którym próżno szukać menela z barki. Ma przystrzyżone włosy, czyste ubranie. Wynajmuje w mieście pokój. Spotyka się z kobietą. Wiele jednak nie trzeba, by znów stał się pijanym, zaniedbanym kolesiem. Bez pieniędzy, perspektyw, miłości. Bo ta kobieta, choć bliższa niż inne, to wciąż prostytutka, to nadal człowiek marginesu, od którego Suttree nie może się uwolnić. To wyperfumowana, złudna trampolina do lepszego świata.

"Suttree" jest powieścią przesyconą smutkiem, dekadencką historią po brzegi wypełnioną brudem i smrodem. Przewija się przez nią przygnębiający korowód przedstawicieli marginesu społecznego. Są tu dziwki i złodzieje, pijacy i awanturnicy. Są ludzie pokrzywdzeni przez los, kalecy fizycznie lub mentalnie. McCarthy zagląda w głąb ich dusz i czyni to w sposób genialny. Swych bohaterów wykreował mistrzowsko, nadając każdemu indywidualny rys. Pełnokrwiści, wiarygodni, wspólnie budują tę historię. Nie mają wykształcenia, nie czytają filozoficznych traktatów. Prostymi słowami trafiają w sedno. Bardzo trafne wydały mi się słowa szmaciarza. Zapytany o to, czy wierzy w Boga, odparł, że może. "Ale nie mam zaś powodu myśleć, że on wierzy we mnie. Och, chciałbym go zobaczyć choć na chwilę"[2]. O co by Go zapytał? "Zaraz. Zaraz, zaraz, zanim się zaczniesz mnie czepiać. Zanim coś rzekniesz, chciałbym się o coś spytać. To on powie: A o co? To wtedy ja się go spytam: Po co żeś mnie tu właściwie wpakował w tę całą zasraną zabawę, co? Nic a nic żem z tego nie skapował"[3]. A Ty, drogi Czytelniku, o co zapytałbyś Boga?

"Suttree" jest powieścią, która nie ślizga się po powierzchni tematu, ale uderza w sam jego środek. Brutalnie, bezwzględnie obnaża ułomności ludzkiej natury. Równie realistyczne jak bohaterowie są wszelkie opisy. "Sprzedawcy na straganach rzeźniczych wygarniali muchy ze skrwawionych trocin. Rzeźnicy ostrzyli noże, a gdzieś na tacy Suttree zobaczył sparzony, różowy łeb cielaka. Wyżej w okrutnej rzeźni widniały wielkie topory, piły do kości i półtusze wołowe, obok wiszących na hakach szynek, powleczonych warstewką niebieskiej pleśni. Na stoisku rybnym w półmroku niewyraźnie rysowały się zimne szare kształty w korytkach z kruszonym lodem"[4]. Ot, pierwszy z brzegu opis powieściowej rzeczywistości. Widzę to miejsce, czuję jego zapach. Wzdrygam się. Przewracam kartkę.

Z noty na okładce można wyczytać, że jest to najzabawniejsza i najbardziej osobista książka amerykańskiego pisarza. Kto zna duszną, mroczną atmosferę takich powieści, jak "Dziecię Boże" czy "Droga", ten doceni nieliczne iskierki humoru. Ale nawet jeśli czytelnik spod warstwy brudu wydobędzie humorystyczne akcenty, gwarantuję, że będzie to śmiech przez łzy. Łzy żłobiące plątaninę ścieżek na twarzy pokrytej węglowym pyłem, rybim tłuszczem, nadrzeczną gliną. Niemniej jednak na tle pozostałych historii opowiadanych przez Amerykanina, ta momentami potrafi wywołać na twarzy uśmiech. Inna rzecz, że kolejne wydarzenia zdzierają nam go z twarzy dość brutalnie.

Przyjaciel McCarthy'ego mówi o nim jako o człowieku, który "płynie zgodnie ze swoim rytmem, absolutnie pewien własnych możliwości"[5] i że "najpiękniejsze w Cormacu jest to, że on się donikąd nie spieszy"[6]. Jeśli dodać do tego małomówność czy poznaną od podartej podszewki biedę, można dostrzec pewne podobieństwa autora do głównego bohatera powieści "Suttree". Skryty McCarthy nadal jednak pozostaje dla mnie człowiekiem zagadkowym, tajemniczym. Nie odsłania swojej duszy; tak samo jak Suttree, trzyma swoje uczucia dla siebie.

McCarthy mistrzowsko buduje atmosferę. Bawi się językiem, przechodząc od literacko doskonałej narracji do żargonowych wypowiedzi bohaterów. Odziera świat z lirycznej, słodkiej otoczki, ukazując jej ponurą warstwę. Zmusza do refleksji. Otwiera oczy. Każe zastanowić się nad życiem, nad śmiercią, przemijaniem świata i człowieka.

"Mój idealny dzień wygląda tak, że siadam w pokoju nad czystą kartką. Dla mnie to niebo. Złoto, a cała reszta to tylko strata czasu"[7] - zdradza Cormac McCarthy w wywiadzie dla "World Street Journal". Pozostaje życzyć sobie i autorowi, by tych idealnych dni było jak najwięcej. A tymczasem zapraszam wszystkich do Knoxville, tam poznacie "świat poza wszelką fantazją, złośliwy, realny i jedyny w swoim rodzaju"[8].



---
[1] Cormac McCarthy, "Suttree", przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie, 2011, s. 315.
[2] Tamże, s. 370.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 101.
[5] Piotr Kofta, "McCarthy - pustelnik z Dzikiego Zachodu" - strona internetowa dziennik.pl z dn. 28.03.2009.
[6] Tamże.
[7] Cytat ze strony internetowej cormacmccarthy.pl
[8] Cormac McCarthy, dz. cyt., s. 9.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1699
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: carmaniola 18.02.2013 12:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyobraźcie sobie świat, k... | AnnRK
Biedny McCarthy... Przed chwilą widziałam reckę, w której gęsto do szarości, u Ciebie za to bure brązy. ;-) Ale nie da się ukryć, że świat ukazywany przez pisarza nie jest landrynkowy i z każdą kolejną powieścią zbliża się coraz bardziej... ku czerni, ku nicości?

PS. Dla mnie Suttree zmienił się w innym momencie - wtedy, gdy pokochał dziewczynę, która potem zginęła. Wydaje mi się, że to ona była dla niego jedyną nadzieją na powrót do społeczeństwa (co wcale nie znaczy, że owo społeczeństwo zmieniłoby się na lepsze).
Użytkownik: AnnRK 18.02.2013 19:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Biedny McCarthy... Przed ... | carmaniola
Szaro buro i ponuro. Jakich barw by się w jego prozie nie szukało, to trafia się w te mroczne okolice palety.

Nie wiem czy miłość do tej dziewczyny (w domyśle dom, rodzina) jest tym, co zatrzymałoby Suttree w zorganizowanym społeczeństwie. Mam wrażenie, że on w pewien sposób skreślił już tamten świat. Gdzieś na pewno tli się w nim tęsknota za prawdziwym domem, miłością, ale to jego nowe życie trzyma go mocno w szponach. Chyba łatwiej zrezygnować z czegoś co się ma, niż wyrwać się z niczego, by odzyskać to, co zostawiło się tak nieopatrznie (zamotałam, wiem).
Użytkownik: carmaniola 21.02.2013 12:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Szaro buro i ponuro. Jaki... | AnnRK
Tak, to prawda, co powieść McCarthy jest coraz bardziej mroczny. Nawet scenom humorystycznym bliżej do płaczu niż prawdziwego śmiechu.

PS. Nie mam pewności czy Suttree cokolwiek zostawił nieopatrznie... Tylko wybór miał właściwie żaden. Nie można uciec tak zupełnie, zupełnie w nicość.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: