Dodany: 27.01.2013 22:28|Autor: Malita

Ostrożnie, pożąda... to znaczy, rośliny!


Jak to zwykle na Targach Książki bywa (tu akurat mam na myśli edycję 2012), poszłam po jedną książkę, a wróciłam z zupełnie nieplanowanym zestawem. „Zbrodnie roślin” zachwyciły mnie oprawą graficzną i perspektywą dowiedzenia się czegoś więcej o botanice, bom w tej materii laik straszliwy. I jeszcze stały sobie tak samotnie na półeczce, a moje czytelnicze sumienie kusiło: „kup, kup”. Cóż było robić? Kupiłam.

„Chwast, który zabił matkę Abrahama Lincolna i inne botaniczne okropieństwa”, obiecująco głosi podtytuł. I dokładnie o to tu chodzi: bo niewielka zielona książeczka zawiera smakowity opis różnorakich roślin: chwastów, krzewów, drzew i kwiatów, które trują, mordują, zachwaszczają, słowem, dają wycisk w domu i w zagrodzie. Znajdziemy wśród nich ohydnie śmierdzące dziwidło, kokę, pokrzywę, konwalię, hiacynt, mandragorę i mnóstwo innych mniej lub bardziej znanych roślin z całego świata. Są niebezpieczne, toksyczne, niszczące i zabójcze – nieważne, czy je zjemy, dotkniemy, czy tylko powąchamy. Ot, na przykład zwykły, poczciwy tulipan potrafi wytwarzać wysoce drażniące soki (dlatego kwiaciarze cierpią z powodu opuchlizny i podrażnień skórnych). Poznamy różne ciekawostki roślinno-polityczno-życiowe. Choćby taką, że zielsko z rodziny Cannabaceae, popularnie zwane konopią i/lub marihuaną, należy do wyjątkowo bezczelnych chwastów: 98% wysiłków rządu USA w zwalczaniu marihuany skupia się na wyrywaniu dziko rosnących konopi. Okazuje się również, że trujący bluszcz na dobrą sprawę nie jest trujący, po prostu połowa przedstawicieli Homo sapiens jest na niego uczulona. Z pewnym niepokojem patrzę teraz na aloes w doniczce na parapecie – jeszcze się koty potrują – i podejrzliwie podchodzę do ziemniaków. Nie bez powodu, moi drodzy, gotujemy zwykłe ziemniaki przez 20 minut…

To tylko mała część z szerokiego przeglądu botanicznych okropieństw, jakie serwuje nam Amy Stewart. Autorka zastrzega się, że nie chodzi jej bynajmniej o odstraszenie czytelników od dzikiej przyrody. Przeciwnie, zapewnia, iż „trudno przecenić korzyści płynące ze spędzania czasu na łonie natury – powinniśmy też jednak być świadomi jej potęgi”*, apeluje. Nie jest to może dzieło naukowo wybitne i innowacyjne dla obeznanych z tematem, ale dla niezbyt rozgarniętych przyrodniczo osobników – jak Malita – okazało się w sam raz. Przy okazji: radzę nie czytać od deski do deski, tylko raz na jakiś czas smakować (nomen omen!) roślinne zbrodnie. Ale ostrożnie, czasem się można nieźle wystraszyć!



---
* Amy Stewart, „Zbrodnie roślin”, przeł. Dariusz Wojtowicz, wyd. W.A.B., Warszawa 2012, s. XV.


[recenzja ukazała się też na moim blogu czytelniczo-literackim]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 883
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: