Dodany: 15.01.2013 13:26|Autor: Malita
Mężczyzna o kobietach. Cud, miód i orzeszki
Do Katarzyny Grocholi i jej prozy żywię dużo ciepłych uczuć. Ogromnym sentymentem darzę „Nigdy w życiu!” – ech, te nostalgiczne czasy późnego gimnazjum, gdy na szkolnej ławie wraz z towarzyszką skryboliłyśmy namiętne „Adaśko, kochamy Cię” (ołówkiem, rzecz jasna). Skądinąd później odkryłyśmy napis zwrotny „Ja Was też”, wolałyśmy jednak nie drążyć, czy to ideał sięgnął bruku, czy kolega z klasy zrobił głupi kawał. Ale ja nie o tym. Była jeszcze „Osobowość ćmy”, z której nie pamiętam nic, oprócz tego, że mi się podobała, i „Kryształowy Anioł”, co to mnie niezbyt zachwycił. A teraz, fanfary, idą faceci! Nie, to nie Autorka płeć zmienia. Ale głównym bohaterem i narratorem swojej najnowszej powieści czyni… mężczyznę.
Spójrzmy no na delikwenta: Jeremiasz, lat 32. Wcale niebrzydki, ale niespecjalnie życiowo pozbierany. Rozstał się z Martą, którą uważał za miłość swego życia. Z matką dogaduje się o tyle, o ile – za to szczerzą nienawiścią darzy jej psa, Heraklesa, bydlątko pokraczne a złośliwe. Na bułę z masełkiem zarabia jako „przyjedź pan napraw ten telewizor”, ale w głębi duszy i serca jest świetnym operatorem filmowym. Kumpli owszem, ma, to in plus. In minus za to sąsiadka, pieszczotliwie zwana Szarą Zmorą, która przy każdym dźwięku głośniejszym niż szept wali zapamiętale szczotą w swój sufit, a Jeremiaszową podłogę. Fajnie ma chłopina w życiu, co nie? A to dopiero początek…
To nie jest książka o facetach. To książka o kobietach. I, laboga, jeśli my jesteśmy takie, jak mówi Jeremiasz, to autentycznie tym samcom współczuję… ot, proszę, taki mały, drobny przykład:
„Dyskusje dla faceta kończą się fatalnie. Nie mogą [kobiety] pojąć, że jak mówisz: czarne, to myślisz o czarnym kolorze. Nie. One wykonają zaraz sześćdziesiąt operacji myślowych i skonsultują twoją uprzejmą odpowiedź na pytanie: jaki to kolor, z sześćdziesięcioma pięcioma najbliższymi przyjaciółkami, z którymi się zresztą natychmiast pokłócą, i potem weź, człowieku, pocieszaj!”*.
Katarzyna Grochola z wielką swadą pisze raz jeszcze o tym samym: że bez miłości i troski o innych ludzi żyć się nie da. Tym razem całokształt przesłania prezentuje nam mężczyzna, ale sprowadza się ono do tego samego. I wcale mi to nie przeszkadza: raz na jakiś czas dobrze przeczytać sobie taką mniej zobowiązującą, ale jednak dającą do myślenia książkę. Bardzo mi była taka ostatnio potrzebna.
PS. A fragment o aqua-aerobiku w hotelowym basenie po prostu cud, miód i orzeszki!
---
* Katarzyna Grochola, „Houston, mamy problem”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 353-354.
[recenzja ukazała się też na moim blogu czytelniczo-literackim]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.