Dodany: 11.01.2013 18:03|Autor: zielkowiak

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Grochów
Stasiuk Andrzej

5 osób poleca ten tekst.

Stasiuk stoi u mnie tuż za Matką Boską


Stasiuk to mój ulubiony pisarz, ale niełatwo się do niego dostać.

Trzeba odsunąć mosiężne świeczniki, ramkę z haftowaną Matką Boską Ostrobramską. Tam stoją „Biały kruk”, „Dziewięć”, „Dojczland”, „Dukla”, „Ciemny las”, „Noc”. Dziś dołączy do nich niezwykły „Grochów”.

Już sam tytuł był dla mnie zachętą do lektury. Warszawski Grochów znam dobrze. Plac Szembeka, rondo Wiatraczna, pociągi na Olszynce, ulice Kobielska, Krypska, Korytnicka, Kutnowska. A Stasiuk zawsze pokazuje wszystko ze szczegółami. Pomyślałam, że powspominam, popatrzę na prawobrzeżną stolicę oczami autora. I nie zawiodłam się. Czytając tę prozę można dotknąć, poczuć i usłyszeć wszystkie opisane miejsca. Ale ta książka jest nie tylko o przestrzeni i ludziach. Ona jest o śmierci. O śmierci, która nadchodzi nieuchronnie i jest częścią życia. O tym, że czasami umiemy, a czasami nie umiemy towarzyszyć innym w ich przechodzeniu na drugą stronę. O tym, że druga strona jest. „Niebawem umrą ostatnie babki, które na własne oczy oglądały świat duchów. Oglądały z wiarą i spokojem, oczywiście lękiem też. Żywa, istniejąca nadprzyrodzona rzeczywistość odejdzie wraz z nimi. Wyjąwszy rzadkie mistyczne doświadczenia wybranych, będziemy skazani na pełną wysiłku i trudną ufność w istnienie niewiadomego”[1].

Rzadko teraz mówimy i myślimy o śmierci, o byciu z kimś, kto odchodzi. Media pełne są obrazów życia. Narodzin, ślicznych dzieciaków, ślubów, pięknej młodości, radosnej dojrzałości, ewentualnie relacji z pogrzebów. O umieraniu ani słowa. Stasiuk w swoich czterech opowiadaniach–elegiach o tym mówi. I to jak! Bez ckliwości, ale z czułością. Prawdziwie, z precyzją obserwacji: „W jego aktualnym ciele chcieliśmy widzieć jego dawną postać. Wyglądaliśmy jej, jakby po prostu miała wyjść gdzieś z głębi tego unieruchomionego i udręczonego ciała. Teraz widzę, jak trudno jest opisać to doświadczenie strasznej obcości i jednocześnie bliskości. Dotykaliśmy go, przytulaliśmy, bo tylko to nam przychodziło do głowy”[2]. „Mówiłem i mówiłem, siedząc za tym stolikiem w rogu po prawej. Jakbym chciał zagadać. No bo okazywało się, że się wszystko zmieniło. Że się rozchodzimy, chociaż nie ma w tym ani jego, ani mojej winy. Że życie pierwszy raz w życiu nas wystrychnęło. Tak. Że on już myśli śmierć, a ja, spryciarz, jeszcze nie. (...) Tak mówiłem w kółko, żeby go rozerwać albo rozbawić. Ale najbardziej po to, by nie dać mu dojść do głosu, ponieważ jestem tchórzem”[3].

„Grochów” zmusza do refleksji. Jaka będzie moja śmierć? Czy sprostam umieraniu najbliższych, rodziny, przyjaciół? Czy ucieknę, stanę z boku? „Dziwna jest nasza cywilizacja. Ratuje, chroni, przedłuża nam życie. A jednocześnie czyni nas bezbronnymi wobec śmierci. Nie potrafimy się wobec niej zachować. Moją babkę do trumny myły i ubierały ciotki i sąsiadki. Mój sąsiad umierał w domu. Córka zabrała go ze szpitala, ponieważ nie potrafiła sobie wyobrazić, że mógłby umrzeć wśród obcych. Sąsiad umierał długo, więc musiała się nauczyć tych wszystkich szpitalnych czynności, łącznie z podawaniem morfiny. No i sąsiad umarł w swoim pokoju z widokiem na zielone wzgórze, na które spoglądał każdego poranka. Ale moja babka, mój sąsiad to są śmierci niemal utopijne.

Czasami nawiedza mnie wizja miasta, wielkiego miasta, w którym wszyscy umierający pozostają w mieszkaniach. Na wysokich piętrach nowoczesnych wieżowców, na strzeżonych osiedlach, które pustoszeją o poranku, by zaludnić się dopiero wieczorem, odgrodzeni cienkimi ścianami od ulicznego zgiełku, od skłębionego, drapieżnego żywiołu współczesnych metropolii, wśród nigdy niemilknącego skowytu miasta, z poświatą neonów w gasnących źrenicach. Taką mam wizję. Że nie umiera się w szpitalach, hospicjach i domach starców, tylko w domach, w mieszkaniach, które przez większość czasu stoją opustoszałe. Kłopot mamy z posiadaniem i wyprowadzaniem psa, a co dopiero z umierającym”[4].

Ja chciałabym, aby moje odchodzenie było spokojne, zwyczajne, naturalne. Aby było częścią życia, tak jak w wierszu „Dym, dym”. Ale czy tak się uda?

„Któregoś dnia ktoś mi kupi długi, czarny płaszcz
I zniknę w nim, tak jak znika się w ciemności
Któregoś dnia zapomnisz moją twarz
Nadaremnie będziesz starała się ją sobie przypomnieć
Nadal będą tykać zegary
Telewizje będą nadawać nieprzerwanie
Mądre i ważne relacje
Popada trochę za oknem
A to listopad skruszy się śniegiem
Ktoś następny poda Ci kolację
(...)
Nie padną semafory, metafory mądrości
Będą nadal wzbijać się ze Sejmu do nieba
Baba Jaga w bajkach ciągle będzie używać
Jasia i Małgosi w charakterze chleba
Poszukiwacze raczej będą nosić dalej
Butelki i Graale puszek na złom
Tylko ja się rozpuszczę w ciemności
Ostatnim okiem zerknę na nasz dom
Na nasz dom
(...)
Dym, dym, dym
A co do tego nie mam żadnych wątpliwości
Z czarnej mgły,
Będę nasłuchiwał Ciebie z czarności”[5]



---
[1] Andrzej Stasiuk, „Grochów”, Wydawnictwo Czarne, 2012, str. 13.
[2] Tamże, str. 20.
[3] Tamże, str. 61-65.
[4] Tamże, str. 37-38.
[5] Pablopavo, piosenka „Dym, dym”.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3070
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Darjad 14.01.2013 21:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Stasiuk to mój ulubiony p... | zielkowiak
To dobre uzupełnienie myśli o umieraniu http://wyborcza.pl/leczyc/1,102641,12778796,Umiera​nie_w_domu_To_kolosalny_wysilek_Ale_umycie.html
Użytkownik: zielkowiak 15.01.2013 12:02 napisał(a):
Odpowiedź na: To dobre uzupełnienie myś... | Darjad
Tak, ale ta książka nie jest zwykłym głosem w sprawie godnego odchodzenia. To naprawdę wielka, moim zdaniem, literatura, a nie tylko głos w dyskusji. Może nie umiałam tego dobrze oddać w recenzji ...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: