Dodany: 09.01.2013 18:43|Autor: Marioosh
Zbiór prawdziwej mądrości
Nastrój panujący w okolicach Bożego Narodzenia często skłania ludzi do sięgnięcia po literaturę religijną – przypuszczalnie najczęściej jest to Pismo Święte i fragment o narodzeniu Jezusa albo jakaś książka o Janie Pawle II. Ja jednak polecam jakąkolwiek książkę Jana Twardowskiego, takiej dawki optymizmu i nadziei nie znajdziemy chyba u nikogo innego.
Ksiądz Twardowski najbardziej kojarzy się z przywoływanym w okolicy Święta Zmarłych cytatem z jednego z jego wierszy: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Tymczasem ksiądz Jan znany był nie tylko jako poeta, ale też jako głosiciel kazań przyciągających tłumy do kościoła sióstr wizytek w Warszawie. I właśnie „W świetle Ewangelii” jest zbiorem myśli ewangelicznych pochodzących z kazań, rekolekcji i homilii wygłaszanych przez niego w latach 1963-2004, a także refleksji sformułowanych przy pracy nad poszczególnymi książkami. Składa się z czterech części, a każda poświęcona jest osobnej Ewangelii – otrzymujemy krótki cytat, składający się czasem dosłownie z kilku słów, a potem czytamy rozmyślania na jego temat.
Co decyduje o popularności twórczości księdza Jana? Bodajże Mikołaj Gogol powiedział kiedyś, że prawdziwa wielkość ubrana jest w prostotę – i właśnie prostota, w którą opakowana jest wielka mądrość poety, decyduje o niesłabnącym powodzeniu jego twórczości. Tu nie ma teologicznych wykładów – są piękne i mądre rozważania o sensie życia, nadziei i wierze. Ksiądz Jan pokazuje nam Boga nie jako żandarma czyhającego na nasze najmniejsze potknięcie, ale przyjaciela, który prowadzi nas przez życie. Jest w tych rozmyślaniach niesamowita mądrość człowieka, który na pewno widział w życiu wiele zła, ale nie stał się przez to zgorzkniały i potrafił dostrzec w każdym człowieku dobro. Tej książki nie powinno się czytać jednym tchem bądź w autobusie, jadąc do pracy; do tej książki powinno się sięgać raz na jakiś czas albo w chwilach zwątpienia i zniechęcenia, i otwierać ją na chybił trafił, a zawsze znajdzie się jakąś perełkę – na przykład myśl, że „cokolwiek Bóg mi daje widocznie jest mi potrzebne”[1]. Czy takie spostrzeżenie, proste, a jakże głębokie, nie jest idealne w momencie załamania i rezygnacji? A takie: „Bóg jest potężniejszy od sytuacji beznadziejnych”[2] – właśnie w chwili beznadziei może postawić na nogi. „Nie bójmy się tego, czego Bóg od nas żąda”[3] – czy to z kolei nie może być lekcją dla wątpiących i niezdecydowanych? Taka właśnie jest ta książka – prosta, a jednocześnie pełna mądrości, pokory i nadziei; nie potępiająca, a niosąca pocieszenie; nie strasząca, a pokazująca, że Bóg może być, jak śpiewał Muniek, kumplem. Naprawdę warto po nią sięgnąć.
I jeszcze jedna dygresja, która przyszła mi podczas czytania do głowy: hierarchowie kościelni lamentują, że ludzie odchodzą od Kościoła. Moim zdaniem, rozwiązanie jest proste – księża powinni mówić językiem Jana Twardowskiego. Ja osobiście nie chcę słuchać w kazaniu o tragedii smoleńskiej, polityce czy prześladowaniach księży (swoją drogą, o prześladowaniach można mówić odnośnie do Korei Północnej, Chin, Afganistanu czy choćby Białorusi, ale Polski? wolne żarty); mnie wystarczyłoby, gdyby powiedział tak, jak ksiądz Jan: „On stale idzie z nami, a my Go nie poznajemy”[4] albo „Trzeba tylko za Nim iść – Jego drogą”[5] – jedna piękna myśl, a mówi wszystko.
---
[1] Jan Twardowski, „W świetle Ewangelii”, wyd. „W drodze”, Poznań 2005, str. 252.
[2] Tamże, str. 43.
[3] Tamże, str. 231.
[4] Tamże, str. 284.
[5] Tamże, str. 357.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.