Dodany: 08.01.2013 09:33|Autor: Piotr66

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Hitchcock/Truffaut
Hitchcock Alfred, Truffaut François

2 osoby polecają ten tekst.

Kinofil po drugiej stronie ekranu


„Wszystko to, co zostało powiedziane zamiast zostać pokazane, jest stracone dla publiczności” *.

Kino w swych początkach służyło jedynie prostej, jarmarcznej rozrywce. Elity intelektualne przez długi okres podchodziły do kinematografii z jawnym lekceważeniem. Nie musiało jednak minąć wiele czasu, aby również artyści zaczęli nieśmiało eksperymentować z filmem. Szybko uświadomili sobie, że kamera i montaż dają praktycznie nieograniczone możliwości ekspresji. Kino stało się sztuką. Jednakże już od samych początków wyraźna granica oddzielała kino artystyczne od popularnego. Intelektualiści i pierwsi krytycy filmowi nie traktowali poważnie filmów dla masowego widza – nie trudzili się nad ich analizowaniem, a „komercyjnych” reżyserów uważali jedynie za wyrobników.

Dopiero w latach 50. poważną rolę zaczęli odgrywać ludzie, którzy szaleńczo kochali kino we wszystkich jego barwach i kolorach. Młodzi dziennikarze skupieni wokół francuskiego czasopisma „Cahiers du Cinéma” tchnęli nowego ducha w krytykę filmową. Później zaś porzucili pióro na rzecz kamery i zaczęli realizować swoje teorie w praktyce. Ferment, który wytworzyli, przeszedł do historii jako francuska Nowa Fala. Najbardziej znanym reprezentantem tego nurtu był François Truffaut.

Truffaut i reszta ekipy „Cahiers du Cinéma” uważali się za kinofilów. Manifestowali swoją miłość do kina jako jedną z najważniejszych wartości na świecie. Byli maniakami i pasjonatami X Muzy. Namiętnie studiowali dzieła wielbionych przez siebie twórców i następnie godzinami o nich dyskutowali. „Kinofile” nie uprawiali więc krytyki filmowej w akademickim stylu, pisali o filmach „na gorąco” i z pasją. Trzeba tutaj zwrócić uwagę na fakt, że wszystko to działo się w epoce, gdy dostęp do filmów był bez porównania trudniejszy niż obecnie. Wtedy wszystko trzeba było oglądać w kinie lub sali projekcyjnej.

„Cahiers du Cinéma” promowały przede wszystkim kino autorskie i reżyserów, którzy dysponowali własnym, niepodrabialnym stylem. Dlatego też gdy z powodu szczęśliwego zbiegu okoliczności (politycznych i społecznych) ci młodzi pasjonaci dostali możliwość kręcenia własnych filmów, bez wahania z niej skorzystali. Nie minęło wiele czasu, i Truffaut, Godard i Rohmer zmienili oblicze współczesnego kina.

François Truffaut szybko wyrobił sobie opinię jednego z najlepszych europejskich reżyserów młodego pokolenia. Jednak duch krytyka filmowego dalej był w nim żywy, więc kiedy zaistniała sposobność przeprowadzenia wnikliwego wywiadu z Alfredem Hitchcockiem, nie wahał się ani przez chwilę. Anglik był przecież jego ulubionym twórcą. Truffaut był po kinofilsku zafascynowany i urzeczony twórczością Hitchcocka, uważał go za najwybitniejszego reżysera, o zdolnościach narracyjnych na nieosiągalnym dla innych poziomie. Nikt tak doskonale nie rozumiał kina, jak „Hitch”.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, iż w tamtym okresie twórczość Hitchcocka nie była podziwiania przez krytyków. Intelektualiści traktowali jego filmy z wyższością i pogardą. Uważali je za taką samą niewartą uwagi rozrywkę, jak na przykład komedie z Flipem i Flapem. Truffaut głęboko ubolewał nad takim stanem rzeczy. Chciał swoim wywiadem udowodnić wszystkim, że Hitchcock jest prawdziwym Autorem, którego można stawiać w jednym rzędzie z takimi geniuszami, jak Federico Fellini czy Ingmar Bergman.

Hitchcock znał moc autokreacji i zawsze przykładał dużą wagę do kwestii związanych z budowaniem własnego wizerunku, nie trzeba było go więc długo przekonywać do wywiadu. Truffaut bardzo skrupulatnie przygotował się do pracy, przed rozpoczęciem rozmów obejrzał wszystkie filmy Hitchcocka (również nieme) oraz przeczytał każdą książkę, która posłużyła za podstawę scenariusza któregoś z dzieł Anglika.

Główna część wywiadu została przeprowadzona w ciągu sześciu sierpniowych dni roku 1962. Obaj panowie oraz tłumaczka i współautorka książki Helen Scott rozmawiali po dziewięć godzin na dobę. W tym czasie Truffaut był świeżo po sukcesie swojego najnowszego filmu – „Jules i Jim”, Hitchcock kończył zaś montować słynne „Ptaki”.

Zasadniczym tematem książki jest pogłębiona analiza twórczości Alfreda Hitchcocka. Po kolei omawiane są wszystkie filmy Anglika. Rozmowy skupiają się na czterech podstawowych aspektach: okolicznościach pracy nad filmem, powstawaniem scenariusza, kwestiach związanych z reżyserią, szeroko pojmowanymi pracami produkcyjnymi oraz oceną efektu końcowego. Hitchcock nie ma żadnych zahamowań przed wtajemniczaniem czytelnika w sekrety swojego rzemiosła. Wiele scen dosłownie rozkłada na czynniki pierwsze, aby zademonstrować, w jaki sposób udało mu się osiągnąć określony efekt.

Hitchcock łatwo i bez cienia zadęcia zdradza swoją filozofię twórczą i sekrety słynnego suspensu. Czytelnik dowiaduje się na przykład, że nic tak nie zabija napięcia, jak dezorientacja publiczności. Jeżeli widzowie nie dość jasno rozumieją sytuację (np. zapomną, że w niesionej przez nieświadomego posłańca paczce znajduje się bomba, która zaraz wybuchnie), sceny nie wywołują określonych emocji. Dla sukcesu spektaklu trzeba stale wszystko wyjaśniać. Hitchcock dzieli artystów na „komplikatorów” i „upraszczaczy”, siebie rzecz jasna umiejscawia w tej drugiej kategorii.

Bohaterowie książki odpowiadają też na jedno z odwiecznych pytań kinematografii (i literatury również): kim lub czym jest MacGuffin? Dowiadujemy się więc, że terminem tym określa się akcję, wokół której kręcić się będzie cała fabuła. Nie jest istotne, co to będzie - czy kradzież ważnych dokumentów, czy zniszczenie jakiejś maszyny. Hitchcock twierdzi, że tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Liczy się jedynie, aby widzowie zdawali sobie sprawę, że ów MacGuffin jest strasznie ważny dla bohaterów opowieści! Cała książka dosłownie wypełniona jest opisami tego typu „narracyjnych sztuczek”, które uświadamiają, z jaką łatwością zdolny reżyser jest w stanie wodzić widzów za nos. Mogę jednak wszystkich uspokoić – posiadanie tego typu wiedzy w niczym nie umniejsza przyjemności oglądania filmów. Wprost przeciwnie – potęguje ją.

Truffaut nie jest tutaj jedynie biernym „zadawaczem pytań”, ale równorzędnym partnerem w dyskusji. Dysponuje wyczerpującą wiedzą na temat swojego filmowego mentora. Nie tylko – jak już wcześniej wspomniałem – na nowo obejrzał wszystkie jego filmy, ale również przygotował swojego rodzaju tezy interpretacyjne, które później starał się zweryfikować w rozmowie. Nie można też zapominać, że sam Truffaut był niezwykle zdolnym reżyserem, dlatego mógł poruszyć w rozmowie wątki niedostępne dla „zwykłych” krytyków filmowych. Jego stosunek do twórczości Hitchcocka był pełen uwielbienia i pasji, ale nie czołobitny. Kilkakrotnie role się zamieniają i angielski mistrz z własnej inicjatywy zaczyna analizować filmy swojego francuskiego kolegi po fachu. Momenty te są warte szczególnej uwagi. Gdyby w idealnym świecie Quentin Tarantino był w stanie przeprowadzić rozmowę z Sergiem Leone, mogłaby ona wyglądać podobnie.

Książka napisana jest lekko i przystępnie, wypełniona błyskotliwymi anegdotami i opowieściami ze świata filmu (i nie tylko). Obaj rozmówcy są doskonałymi gawędziarzami, co sprawia, że lektura jest prawdziwą przyjemnością. Co ważne, nawet ktoś, kto niezbyt dobrze zna twórczość Hitchcocka, będzie usatysfakcjonowany. I z pewnością zechce się zapoznać z jakimiś dziełami twórcy „Zawrotu głowy” i „Sznura”.

Pierwsze wydanie książki osiągnęło wielki sukces i ugruntowało pozycję Hitchcocka jako jednego z najwybitniejszych reżyserów XX wieku. W 1966 roku panowie zasiedli ponownie do stołu, aby uaktualnić książkę o filmy, które udało się Hitchcockowi wyprodukować od momentu premiery pierwszego wydania. Po śmierci Anglika w 1980 roku Truffaut przystąpił do redakcji ostatecznej wersji. W czasie tych prac wykryto u niego śmiertelny nowotwór. Książka o Hitchcocku była ostatnim sfinalizowanym projektem Francuza.

“Hitchcock/Truffaut” jest pozycją obowiązkową dla wszystkich miłośników kina. W prosty i niezwykle wciągający sposób pozwala bowiem niejako wejść w skórę filmowca. Podejrzeć, jak przebiega proces twórczy i jakimi prawidłami rządzi się język filmowy. Trudno sobie wyobrazić lepszych nauczycieli kina niż bohaterowie tej książki. Jest to doskonała lektura zarówno dla „zwykłych” kinomanów, jak i osób, które chciałyby – tak jak Truffaut – przejść na drugą stronę barykady.



---
* Alfred Hitchcock, François Truffaut, Helen Scott, „Hitchcock/Truffaut”, przeł. Tadeusz Lubelski, wyd. Świat Literacki, 2005, s. 20.


[Recenzję opublikowałem wcześniej na stronie internetowej Klubu Miłośników Filmu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1481
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: