Dodany: 21.12.2012 20:55|Autor: do0ora

Recenzja całości trylogii, czyli wielkie rozczarowanie


„1Q84” to najnowsze dzieło japońskiego pisarza, wokół którego zrobił się duży szum, jako że jest to pierwsza dłuższa powieść po króciutkich „Po zmierzchu” i „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”, a ponadto już samym tytułem nawiązuje do powieści George’a Orwella. W związku z tym nastawić się można na utwór wybitny albo przynajmniej bardzo dobry, szczególnie że wszystkie książki Japończyka, które miałam przyjemność do tej pory czytać, są niezwykle czarujące i przyjemne w odbiorze. Wciągają, ich lektura nie dłuży się, są ciekawe i sprawiają, że angażujemy się w świat w nich przedstawiony. Co więcej, każda prowokuje do przemyśleń, sprawia, że po skończonej lekturze zastanawiamy się, co autor miał na myśli, co chciał nam tą powieścią przekazać. Czy tak samo jest z „1Q84”? Niestety, nie do końca.

„1Q84” opowiada o dwójce młodych ludzi i ich – do czasu – monotonnym życiu. Aomame i Tengo chodzili do jednej klasy w szkole podstawowej. Nie byli przyjaciółmi, wręcz przeciwnie – prawie ze sobą nie rozmawiali. Po dwóch latach ona przeniosła się do innej szkoły i od tego czasu się nie widzieli. My poznajemy ich dwadzieścia lat później, kiedy pozornie nic ich nie łączy. Aomame jest trenerką w klubie sportowym, a poza tym niekiedy morduje mężczyzn, którzy według niej na śmierć zasłużyli. Tengo uczy matematyki w szkole, zaś w wolnych chwilach pisze powieści. Aomame co jakiś czas wybiera się do pubu, by opuścić go w towarzystwie łysiejącego mężczyzny w średnim wieku i spędzić z nim upojną noc; Tengo raz w tygodniu spotyka się ze swoją o dziesięć lat starszą, zamężną kochanką. Żadne z nich nigdy nie zaangażowało się poważnie w żaden związek, każde jest typem samotnika. Dlaczego? Wpłynęło na to pewne wydarzenie ze szkoły podstawowej, które na zawsze zmieniło ich i połączyło nierozerwalną więzią. Sprawiło, że nie przestali o sobie myśleć przez wszystkie te lata i podświadomie wiedzieli, że są sobie przeznaczeni. Mimo to żadne z nich nigdy nie podjęło żadnych kroków, aby odnaleźć się nawzajem.

Więc życie zrobiło to za nich.

Pewnego dnia Tengo dostaje propozycję nie do odrzucenia. Ma przepisać fascynującą powieść napisaną przez młodą dziewczynę. Pomysł ten bardzo nie podoba się pewnym wpływowym ludziom, a także tajemniczym Little People.

Pewnego dnia Aomame orientuje się, że coś wokół niej się zmieniło. Zaczyna podejrzewać, że świat, który zna, stał się alternatywną rzeczywistością. Rok 1984 stał się rokiem 1Q84, w którym bohaterowie zostają wciągnięci w wydarzenia sprzeczne z naszą logiką. Wydarzenia te powinna tłumaczyć logika świata 1Q84. Tylko czy na pewno tłumaczy?

Kto czytał Murakamiego, wie, w jaki sposób Japończyk pisze. Jego styl jest spokojny, autor skupia się na opisywaniu wszystkich ruchów bohaterów, zarówno tych kluczowych dla powieści, jak i tych dotyczących codziennego przygotowania kawy i obiadu. Zazwyczaj się tego nie zauważa, bo stron ubywa szybciutko i te prozaiczne czynności stają się jakby integralną częścią fabuły, w którą mimo wszystko zostajemy wciągnięci. Mimo że w żadnej poprzedniej książce mi to nie przeszkadzało, w tej po sześćsetnej stronie zaczęło być bardzo irytujące, natomiast w okolicach tysięcznej stało się nie do zniesienia. Uświadomiłam sobie dzięki temu, że mniej więcej ¼ tekstu nie wnosi do treści nic, to tylko opisy codziennych czynności albo powtórzenia. Powtórzenia, które są kolejną wielką wadą powieści. Może wynika to z podziału „1Q84” na tomy (ja czytałam całość na raz), ale Murakami bardzo często opisuje to samo, przypomina, kto gdzie pracuje, ile ma lat i od kogo o ile jest starszy. Zdecydowana przesada.

Jeśli chodzi o fabułę, też jestem mocno rozczarowana. Przede wszystkim nieco naiwne wydaje mi się założenie, że wydarzenie przeżyte przez dwoje ludzi w dzieciństwie potrafiło związać ich na całe życie i sprawić, że po kolejnych dwudziestu ciągle o sobie myśleli i nie byli w stanie pokochać nikogo innego. No, ale może jestem po prostu mało romantyczna Poza tym zakończenie nie odpowiada na żadne postawione w powieści pytanie. Dlaczego wymieniam to jako wadę, zapytacie. Przecież to jest dobre i powinno skłonić do poszukiwania własnej interpretacji? Prawda, tyle że nie skłania, i tutaj leży problem. Niestety gdzieś w okolicach połowy powieści straciłam zainteresowanie tym, jak się ona skończy. Wątki obojga głównych bohaterów stały się po prostu niemiłosiernie nudne. Jedynymi światełkami w tunelu byli Fuka-Eri, jej ojciec i Ushikawa, brzydki, przyciągający uwagę szpieg. Dobre postaci, ale nie udało im się uratować całości.

Nie powiem oczywiście, że ta powieść jest zupełnie zła. Czyta się ją dobrze, bo Murakami ma to do siebie, że jego po prostu „się czyta”, stron szybko ubywa, jest miło, łatwo i przyjemnie. W „1Q84” znajdujemy nawiązania do Orwella, a także rozważania na temat moralności, religii, dobrego i złego rodzicielstwa, przemocy domowej, miłości, przyjaźni i przeznaczenia. Sam pomysł dotyczący powietrznych poczwarek, Little People i rzeczywistości 1Q84 jest bardzo dobry i zaczarowałby nas, gdyby cały jego urok nie zgubił się gdzieś w tej kompletnie niepotrzebnej, dużej liczbie stron.

Podsumowując, tym razem Murakamiemu nie udało się wciągnąć mnie w świat swojej powieści. Nie „poczułam” praw rządzących światem 1Q84 ani nie miałam ochoty po skończonej lekturze zastanawiać się, co mogły symbolizować opisane wydarzenia. Książka jest zdecydowanie za bardzo rozdmuchana, spora część tekstu nie wnosi do fabuły nic wartościowego. Gdyby skrócić ją o połowę, byłoby to kolejne magicznie zajmujące, wciągające dokonanie Murakamiego. Niestety, tym razem pisarzowi się nie udało, w „1Q84” wszystko, co wartościowe gubi się w tekście o niczym. Może następnym razem będzie lepiej.

3/6



[Recenzja zamieszczona wcześniej na książkowym forum]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1700
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: