Dodany: 07.11.2012 20:53|Autor: mastrangelo

Kamienne wieże z papieru


Wojciech Jagielski wyrusza do Czeczeni w roku 1999. Enigmatyczny i dziwny pokój pomiędzy rosyjskim hegemonem i zbuntowanymi góralami chwieje się w posadach. Efekt heroicznej walki dżygitów z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych prawdopodobnie nie potrwa długo. Dudajew nie żyje, Maschadow musi manewrować pomiędzy skłóconymi rodakami, a możliwości dyplomatyczne zdają się wyczerpywać, Basajew hasa po Kaukazie, swoim starym zwyczajem niezależny i nieposłuszny. Jelcyn na Kremlu pogrąża się w delirium tremens, rozbłyska fenomen Wszechsamca Wszechrusi Władimira Władimirowicza. Konflikt jest tylko kwestią czasu. Szalony Szamil zbiera więc niepokornych wojowników, ogłasza się emirem i rusza do sąsiedniego Dagestanu nawracać chłopów przeciw Rosji. Iskierka rozpala żar drugiej wojny czeczeńskiej. Samoloty bombardują Grozny, a partyzanci znów stają do nierównej walki z niedźwiedziem. Wszystko obserwuje czujne oko Jagielskiego.

Autor „Wież z kamienia” dysponuje niebywałym darem, który wśród polskich reporterów w podobnym stopniu miał jeszcze tylko Ryszard Kapuściński. Potrafi się znaleźć w miejscu zapalnym, w rejonie konfliktu, trywializując – tam, gdzie się coś dzieje, dokładnie w momencie historycznego przełomu. Walą się pierwsze posowieckie rządy na Zakaukaziu? Proszę bardzo – Jagielski jest tam i opisuje koniec Gamsachurdii, Ter-Petrosjana i Elczibeja. Nawrót gorączki postkolonialnej w Afryce? Jagielski jest na miejscu. Wielka Rosja znów przeciw malutkiej Czeczenii? Powstają „Wieże z kamienia”. Sęk w tym, że tą książką Jagielski absolutnie nie zachwyca.

Czym powinien cechować się wybitny reporter? Czy da się stworzyć wytyczne, wedle których możliwa będzie ocena sposobu i efektów jego pracy? Zabieg to zaiste skomplikowany, jednak jest kilka aksjomatów nie do ominięcia. Złamanie zasad może być równoznaczne z reporterską dyskwalifikacją.

Podstawowym założeniem powinna być nieobecność autora, jego niewidzialność. Nie chodzi o usilne i niepotrzebne usuwanie się z narracji, a o umiejętność wyważenia swojego wpływu na opowieść. Gdy reporter zbytnio pokazuje własne dynamiczne oddziaływanie, przestaje tracić wiarygodność, historie jego bohaterów łatwiej wtedy odbierać jak bajdurzenie tubylców chcących zbudować swój zakłamany obraz w oczach egocentrycznego reportera. Jagielski bezpośrednio przedstawia swoje tezy, mówi o pytaniach, które postawił sobie przed podróżą, o założeniach i efektach, jakie chce osiągnąć. Schizofrenicznie sam sobie zarzuca, że jest w ciągłym biegu i dla kilku minut z Dudajewem traci bezpośredni kontakt z przyziemną wojenną rzeczywistością. Traci dziesiątki historii, które rozgrywają się zaraz obok.

Druga niezbywalna zasada to umiejętność wyprowadzania ważnych uogólnień, poszukiwanie cech grupowych, wspólnotowości i współdzielonych porządków wartości. Ale to dopiero pierwszy krok. Po stworzeniu społeczno-kulturowych schematów, należy w ich ramach budować spójne opowieści o wyjątkowości ludzi i ich sposobów na życie. Jagielski przedstawia nam jedynie namiastkę. Prawdziwych bohaterów jego książki jest dwóch – Szamil Basajew i Asłan Maschadow. Przy minimalnym wykorzystaniu postaci Dżochara Dudajewa i pomniejszych komendantów, reporter stara się przedstawić w oparciu o te dwie skrajności uogólnioną charakterystykę Czeczena – butnego i dumnego, miłującego anarchię górala, który jako największą obelgę potraktuje konieczność uznania czyjejś zwierzchności, a jednocześnie odpowiedzialnego zarządcy własnego majątku, chłodno kalkulującego służbisty, który w imię indywidualnie wypielęgnowanego systemu wartości będzie w stanie posunąć się do najokrutniejszej zbrodni czy wendety. Jagielski próbuje opisać cały kraj, cały ponadmilionowy naród na podstawie opozycji między Basajewem i Maschadowem. Momentami usiłuje zgłębić czeczeńską duszę przez analizę ludzi, z którymi styka się na co dzień. To za mało – wciąż traktuje ich jak środek do udowodnienia własnych założeń. A ileż ciekawych historii może mieć do opowiedzenia stary człowiek w górskim aule czy matka, której synowie poszli do partyzantki?

Autor skupia się na reportażu politycznym, na wydarzeniach, które regulują życie Czeczenów pod koniec XX stulecia. Wydaje się zafascynowany mechanizmami władzy, na Kaukazie tak odmiennymi od tych standardowych w europejskim życiu społeczno-politycznym. Jednakże także ten element może powodować pewien niedosyt. Jagielski bowiem oferuje nam czystą faktografię, opartą na analizie zachowań głównych bohaterów, traktuje brutalność polityki zbyt płytko. Nie znajdziemy w jego książce poszukiwania przyczyn i powodów stanu zawieszenia w Czeczenii ani odpowiedzi na pytanie, dlaczego ta maleńka górska republika jest solą w oku Rosji.

W efekcie nie dostajemy ani rzetelnego reportażu o władzy, ani solidnej dawki historii życia codziennego tam, gdzie wojna z pewnością nie ma w sobie nic z kobiety.

Po te książkę warto sięgnąć z dwóch ważnych przyczyn, być może niwelujących opisane powyżej niedociągnięcia. Po pierwsze, Jagielski pisze pięknie, znacznie bardziej literacko, aniżeli przystoi to przyzwoitemu reporterowi. Używa cudownych metafor, stosuje środki stylistyczne nieużywane właściwie w reportażu. Dzięki temu można się zastanawiać, czy traktować „Wieże z kamienia” jako taki, czy też może jako zgrabnie skonstruowane wspomnienia z czasu nienawiści - te tłumaczyłyby częściowo tak intensywną i niezbywalną obecność samego autora w dziele. Po drugie, „Wieże z kamienia” to kolejna gorzka lekcja politycznego pragmatyzmu, ścierania się interesów i hipokryzji walki o prawa człowieka. Jagielski świetnie oddaje samotność Czeczenów, ich walkę z przeciwnikiem pozostającym poza ich zasięgiem, walkę skazaną na porażkę, bo przecież malutka górska republika, do tego islamska, nie może zaoferować nic interesującego potęgom starego świata zachodniego; można ją skazać na pożarcie dla ukontentowania nienasyconego i poniżonego rosyjskiego sąsiada. Zapomnienie o nich, także przez sąsiadów w regionie. Po stronie Czeczenów nie stoi absolutnie nikt, ani bliscy im etnicznie Czerkiesi i Awarowie, ani będący w podobnej sytuacji politycznej Osetyńcy i Abchazi, ani też niepodległe nacje południowego Kaukazu. Jagielski w niezwykły sposób odmalowuje tę gorzką samotność.

„Wieże z kamienia” tracą, gdy próbujemy je szufladkować. Najbardziej harmonijnie współbrzmią z rytmem mistycznego tańca zikr, gdy odczytujemy je osobno, jak wspomnienie czasu pogardy.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 652
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: