Dodany: 26.09.2012 22:27|Autor: Azzazel

Książka: Umrzeć, by nie zginąć
Markowski Tadeusz

1 osoba poleca ten tekst.

Pisane w pociągu


Przypadkiem udało mi się ostatnio nabyć praktycznie za bezcen w antykwariacie książkę s.f. mego dzieciństwa – „Umrzeć, by nie zginąć” Markowskiego. Pierwszy kontakt z nią miałem, bo ja wiem, z 10 lat temu? Ale wspomnienie zostało, i jak tylko ją zobaczyłem, to wziąłem. Bo co mi szkodzi. Jest to druga część serii zapowiadanej jako trylogia, lecz trzecia część nigdy nie została ukończona. Pierwszy tom cyklu, „Mutanci”, opowiadał o lotach w kosmos w połowie 3. tysiąclecia i mutantach, sztucznie zaprojektowanych „idealnych genetycznie ludziach”, mających być przyszłością Ziemi. Nie podobało się to Ziemianom, mutanci więc musieli czym prędzej ojczystą planetę opuścić na pokładzie eksperymentalnego „Feniksa”. Drugi tom zaczyna się w momencie, gdy do układu słonecznego po trzech tysiącach lat nieobecności powraca „Feniks” z dwuosobową załogą, która początkowo chciała zdobyć pomoc, lecz szybko koryguje plany. Bo po tysiącleciach ludzkość bardzo się zmieniła. Nastąpił regres cywilizacji i podział na kasty, z których najniższa to dzicy, żyjący w dżungli i walczący o przetrwanie z przerażającymi, zmutowanymi zwierzakami. Wyższe klasy żyją zamknięte w odosobnionych wieżach i cały ich byt podporządkowany jest wielkiemu planowi Hearsta, uczonego, który umarł wiele wieków wcześniej. Zaplanował on jednak genetyczny rozwój ludzkości i realizacją jego Wielkiego Planu zajmują się przedstawiciele Nowych Ludzi, najwyższej kasty. Tajna Rada nieszczególnie jest zachwycona przybyciem „kosmitów” i stara się ich szybko zneutralizować. Nie jest jednak świadoma niesamowitych umiejętności mutantów, dzięki którym ci mogą prowadzić podwójną grę, udając uległość wobec planów Tajnej Rady i jednocześnie prowadząc własną grę, by zyskać jak najwięcej dla siebie.

Przyznać trzeba, że fabuła jest naprawdę wciągająca. Zawiera wszystko to, co lubię najbardziej – dobrą s.f. i politykę. A tej jest tu sporo. Namiestnicy wież walczący ze sobą o władzę, referenda, tajne porozumienia i szukanie sojuszników. Wszystko pięknie. Nie zabrakło również szybkiej i wartkiej akcji. W pewnym momencie nawet zbyt wartkiej, kiedy dzieje się bardzo dużo i bardzo szybko. Trudno jest wtedy nadążyć, i to spory minus powieści. Zwłaszcza że poza tym fragmentem akcja toczy się bardzo sprawnie, a momenty przypieszania i zwalniania tempa wydarzeń są dobrze wyważone. Również język autora jest bez zarzutu. Dialogi mają klasę, ale mogłyby być trochę bardziej kąśliwe. Nic szczególnie nie zapada w pamięć. Podobnie można powiedzieć o występujących w książce postaciach. Są zbudowane prosto i na jedno kopyto. Ich podział jest jasny. Z jednej strony główni bohaterowie: bezwzględni, niekiedy brutalni i cyniczni, opanowani żądzą władzy, dla której gotowi są na wszystko. I superinteligentni. No, ale w końcu mają wszyscy po kilkaset lat. Trochę ich wizerunek ocieplają wątki miłosne i nieliczne przebłyski refleksji „co ja zrobiłem?”. Z drugiej strony - osoby stanowiące tło: niezbyt inteligentne, potulne, niemające nic ciekawego do powiedzenia, przewijające się gdzieś tam w tle. Szybko giną bez większego echa. Brakuje większego rozróżnienia wśród bohaterów, zwłaszcza że ich liczba jest niewielka. No, ale tak strasznie mi to nie przeszkadzało. Nastawiałem się nie na psychoanalizę, a dobrą hard fantasy.

Ogólnie w całej książce nietrudno wychwycić nawiązania Markowskiego do popularnego w jego czasach nurtu „socjologicznej s.f.”, której świetnym przedstawicielem był Zajdel. I on tworzy tu społeczeństwo utopijne, któremu, zdawałoby się, nic nie jest już do szczęścia potrzebne – wszystkie zachcianki wyższych kast są natychmiast spełniane, a sama wieża - w pełni zautomatyzowana. Praca, jaką wykonują mieszkańcy wież jest ograniczona do minimum i stanowi bardziej sposób na zabicie czasu niż konieczność. Wszystko podporządkowane zostało jednej myśli i oczekiwaniu na upragniony cel: spełnienie planu Hearsta. To jednak dokona się dopiero za kilka tysiącleci. W wieżach dominują więc dekadencja i marazm. Jak to podsumował jeden z bohaterów, założenia były dobre, tylko twórca systemu nie przewidział ludzkiej natury. Analogie oczywiste. Nie stawia to jednak Markowskiego obok Zajdla, jest zarysowane zbyt słabo i stanowi raczej tło wydarzeń. Brakuje też tu nowatorstwa, ciekawego spojrzenia. Kolejna utopia, która jest tylko utopią.

Mimo wszystko jednak powieść może się podobać. Bardzo przyjemnie się ją czyta, fabuła jest zawiła, zwroty akcji - liczne, a przyszłość bohaterów i ich skrywana historia budzą w czytelniku ciekawość. We mnie w każdym razie wzbudziły i przeczytałem książkę jednym tchem. Dostrzegłem więcej wad, niż te kilka lat temu. Na szczęście zapomniałem o szczegółach intrygi, a znajomość ram historii nie przeszkodziła mi w lekturze.

Dla mnie jest to mocne 4. Dobra książka s.f., bez porywów co prawda, ale dostarcza mnóstwo rozrywki. Polecam.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1061
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: