Dodany: 14.08.2012 13:36|Autor: polter

Zło się budzi, czytelnik zasypia


Każdy, kto czytał powieści Nessera czy Larssona, wie, że szwedzkie kryminały często prezentują wątek kryminalny niejako przy okazji, podczas gdy prywatne życie bohaterów zagarnia dla siebie pierwszy plan powieści (lub przynajmniej spory jego kawałek). Daje to możliwość zbudowania głębokich i wielowymiarowych postaci, co zapewniło temu gatunkowi wielu fanów. Jednak taka konstrukcja nie pozostawia zbyt wiele miejsca na jakąkolwiek akcję.

Wiosenne słońce rozgrzewa zmęczonych kryzysem mieszkańców Linköpingu, a nieśmiała zieleń upiększa świat. Wydawałoby się, że w tak pięknej, wiosennej aurze nie może stać się nic złego. A jednak – przed znajdującym się na rynku miasteczka bankiem ktoś detonuje ładunek wybuchowy dużej mocy. W eksplozji giną sześcioletnie bliźniaczki, a ich matka zostaje ciężko ranna. Cały kraj pogrąża się w strachu, czekając na kolejne akty terroru wymierzone w instytucje finansowe. Równocześnie komisarz Malin Fors mierzy się z licznymi kłopotami osobistymi – jej matka zmarła, a ojciec i córka ukrywają przed nią nieprzyjemne tajemnice. Śledztwo jest jednak sprawą priorytetową, toteż rozplątanie swoich spraw kobieta musi odłożyć na później – nie można bowiem wykluczyć, że gdzieś tyka już druga bomba.

Owa pilność, choć zostaje wielokrotnie podkreślone, nie przeszkadza autorowi odesłać toczącego się w ślimaczym tempie dochodzenia na drugi plan, by skupić się na licznych prywatnych problemach pani komisarz. Może i dobrze, bo zbieranie dowodów, przesłuchiwanie świadków, budowanie i sprawdzanie teorii i cała reszta rutynowej, żmudnej orki, która przez większość czasu stanowi główną część pracy policyjnej, nie wzbudza raczej wiele zainteresowania, szczególnie że długo nie przynosi specjalnych efektów. Dopiero pod sam koniec powieści akcja nabiera rozpędu, kiedy autor rezygnuje z choćby pozorów realistycznego przebiegu śledztwa i zastępuje je wygodnymi zbiegami okoliczności. Trzeba jednak przyznać, że finał książki budzi emocje i z wielką siłą przykuwa uwagę dynamizmem i widowiskowością.

Przez zdecydowaną większość czasu uwaga narratora skupia się jednak na życiu wewnętrznym komisarz Fors i jej interakcjach z członkami rodziny, kolegami z pracy oraz różnymi mężczyznami. Trzeba przyznać, że jest tu co opisywać, gdyż problemy i konflikty mnożą się ekspresowo. W połączeniu z wywołanym przez eksplozję napięciem nerwowym i brakiem snu tworzą w umyśle kobiety mieszankę wybuchową i popychają na zmianę od depresji do agresji. Psychika bohaterki została odmalowana bardzo szczegółowo, toteż wszystkie jej reakcje – często, zdawałoby się, irracjonalne i przesadzone – mają swoje uzasadnienie. Choć Fors niekoniecznie musi wzbudzać sympatię, a czasem wręcz irytuje nieustannym użalaniem się nad sobą, nietrudno wejść w jej skórę i zrozumieć kierujące nią motywacje. Konstrukcja postaci protagonistki budzi więc podziw zarówno swoją złożonością, jak i realizmem.

Na tym tle dużo gorzej wypadają pozostali bohaterowie, szczególnie inni policjanci. Choć teoretycznie każdy z nich obdarzony został indywidualnymi cechami, w praktyce ograniczają się one do informacji podanych przez narratora – ten i ten jest wybuchowy, ten racjonalny, a tamten wycofany. Mimo to nie różnią się zbytnio od siebie i robią wrażenie dodanych, trochę na siłę, statystów. Wyjątkiem są tu sprawcy zbrodni, których psychikę zgłębimy nieco bliżej. Jednak oni również nie przekonują i nie potrafią sobą zainteresować. Choć ich psychoza znajduje szczegółowe wyjaśnienie, poznajemy ich historię i motywy, to pozostają postaciami bezbarwnymi, wypranymi z cech osobistych, a ich działania zdają się raczej dopasowane do dramaturgii fabuły niż logicznie uzasadnione.

Na najwyższą pochwałę zasługuje za to styl powieści. Depresyjny, ciężki klimat, tak typowy dla skandynawskich kryminałów, został tu zbudowany w dużej mierze dzięki sugestywnym opisom zwykłych, zdawałoby się, miejsc i zdarzeń, które przy odpowiednim doborze słów i metafor często oddają nastrój obserwującej je postaci lepiej niż sucha informacja o jej stanie psychicznym. Owszem, forma czasami zaczyna niebezpiecznie przeważać nad treścią, zwłaszcza gdy kwieciste (choć zwykle są to kwiaty uschłe i kolczaste) opisy jeszcze bardziej rozwadniają i tak niezbyt wartką fabułę. Mimo to ani przez moment nie pozwalają one zapomnieć, że zło i śmierć czają się na ludzi nawet w najbardziej radosnych i spokojnych, wydawałoby się, miejscach.

"Zło budzi się wiosną" to książka trudna w ocenie. Z jednej strony, miłośników prozy Kallentofta i ogólnie tego typu literatury urzeknie realistyczny obraz śledztwa i złożony charakter pani komisarz. Dla nich powieść zasługuje co najmniej na siódemkę. Z drugiej strony, czytelnik, dla którego ten gatunek jest obojętny, może być zirytowany bardzo powolną, nudną akcją i chwilami męczącą bohaterką, toteż wystawi tej pozycji nie więcej niż piątkę. Poniższa ocena jest średnią tych dwóch stopni – pierwszej grupie odbiorców polecam, drugiej odradzam.



[Autorem recenzji jest von Trupka.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 636
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: