Dodany: 09.08.2012 22:16|Autor: norge

O nurkowaniu, życiu i śmierci


Ludzie nurkowali od tysiącleci. Wydobywali zatopione towary i skarby, uzyskiwali naturalne surowce, pod wodą budowali i przeprowadzali naprawy. Raczej nie robili tego dla czystej przyjemności oglądania czy eksplorowania wnętrza mórz i oceanów, choć kto wie? W końcu docieranie do najdalszych granic po to, aby odkryć to, co nieznane i zbadać to, co niezbadane - jest częścią ludzkiej natury. Po przeczytaniu książki "Ostatnie nurkowanie" nie sposób nie zadać sobie pytania o granice tego typu wyczynów, bo przecież nurkowanie głębinowe (jak wiele sportów ekstremalnych), to nic innego, jak igranie ze śmiercią, a także uzależnianie się od adrenaliny, która im towarzyszy.

Chris i Chrissy Rouse'owie - ojciec i syn, między którymi różnica wieku wynosiła tylko 18 lat – byli pasjonatami nurkowania. Zaczynali od rekreacyjnego, czyli takiego, kiedy nurek schodzi na głębokość nie większą niż 40 m i przebywa pod wodą maksymalnie 10 min. Potem uczyli się nurkowania technicznego (dłuższego i głębszego), które jest bardziej niebezpieczne ze względu na zjawisko dekompresji. Próbowali również trudnego nurkowania jaskiniowego. Wreszcie dotarli do etapu wymagającego umiejętności klasy najwyższej: penetrowania zatopionych wraków. Swym entuzjazmem zarazili Sue, żonę Chrisa i matkę Chrissy’ego. Życzliwi, zawsze chętni do pomocy, towarzyscy, dowcipni - byli niezwykle lubiani w środowisku nurkowym. Ich umiejętności, odwaga i swoboda w poruszaniu się pod wodą były legendarne. Często się ze sobą kłócili, jednocześnie ponad wszystko się kochając. Nurkowali zawsze razem, w parze. Pewnie zdawali sobie sprawę ze śmiertelnego zagrożenia, na które się narażali, ale inaczej żyć nie chcieli. W 1992 roku, opętani obsesją i pełni ambicji, szukali rozwiązania zagadki tajemniczego niemieckiego U-boota, który spoczywał pod wodą na głębokości 70 metrów, pół dnia drogi od portu Nowego Jorku. Cena, jaką za to zapłacili, okazała się najwyższą z możliwych…

Autor książki, Bernie Chowdhury, który sam jest światowej klasy nurkiem, członkiem Explorers Club i uznanym ekspertem w dziedzinie ekstremalnego nurkowania sportowego, był bliskim przyjacielem Rouse'ów. W swojej książce nie tylko opowiada o ich życiu i tragicznej śmierci, ale z pasją i znawstwem rozszerza temat. Odmalowuje tajemniczy podmorski świat oraz przedstawia ludzi, którzy dali się oczarować jego urokowi. Zapoznaje czytelnika z historią nurkowania od czasów najdawniejszych aż po współczesność, opisuje legendarne postacie, ich największe triumfy i ponure tragedie. Laikom – takim jak ja – przybliża całą skomplikowaną techniczną stronę nurkowania: mieszanki oddechowe, mokre lub suche skafandry, manometry, nie do końca wyjaśnione zjawisko dekompresji, tabele wynurzania, wydobywane artefakty, wreszcie liczne reguły i zasady bezpieczeństwa. Nie powiem, żebym stała się entuzjastką tego "sportu", ale po przeczytaniu książki olśnił mnie świat, o którym do tej pory nie miałam najmniejszego pojęcia. Przez parę dni i nocy towarzyszyło mi wrażenie, że z latarką przy czole przesuwam się powoli po mętnych wodach jaskiń, przeszukuję wraki zatopionych okrętów, czuję nacisk ciśnienia tysięcy hektolitrów wody, gorączkowo płynę w górę, na powierzchnię wody albo siedzę w komorze dekompresyjnej, czekając, aż rozpuszczą się bąbelki azotu w mojej krwi :).

Istnieje jednak druga, ciemniejsza strona związana z nurkowaniem głębinowym. W surrealnej scenerii podwodnych jaskiń i wraków - zwłaszcza tam - zdarzyć się może wszystko. Wpełznięcie w otwory, z których nie ma wyjścia. Błądzenie po omacku, dopóki nie wyczerpie się zapas powietrza. Zaplątanie się w jakieś liny, kable czy podwodne rośliny. Przygniecenie fragmentem wraku. Jeśli nurka ogarnie panika i zużyje swój zapas powietrza, musi wybierać: albo utonie, albo zdecyduje się na niekontrolowane, szybkie wynurzenie, które oznacza chorobę dekompresyjną. Często kończy się ona śmiercią lub całkowitą głuchotą, ślepotą, paraliżem, porażeniem nerwów, czyli kalectwem do końca życia. Czy warto się na to wszystko narażać? Cóż, każdy czytelnik odpowiedź musi znaleźć sam.

Książka Chiwdhury'ego jest świetnie napisana i czyta się ją jednym tchem. Doceniam wrażliwość, z jaką autor opowiada o swoich przyjaciołach. Jedyne, do czego można by się przyczepić, to zakończenie. Moim zdaniem - zbyt patetyczne, niepotrzebnie aż tak rozbudowane. Nie przeszkadza ono jednak w odbiorze całości.

Polecam!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1626
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: