O wierzbach i upiorach
Wspaniały prezent zgotowało mi wydawnictwo C&T, tworząc Bibliotekę grozy! Cóż, prawda, że na początek jedynie wznowili „Zew Cthulhu” Lovecrafta i „Opowieści starego antykwariusza” Jamesa, czym nie zainteresowali mnie zbytnio, ale dalej już było tylko lepiej, bo świeżo – mimo wiekowości wydawanych utworów. Blackwood to autor znany w Polsce do tej pory jedynie z kilku opowiadań, dawno, dawno temu wrzuconych do jakiś antologii. Trochę to mało, jak na jedno z najwybitniejszych piór literatury grozy. Ekspiacja jednak nadeszła dzięki antologii, którą właśnie tu opisuję.
Przemiła przygoda zaczyna się wstępem Marka Nowowiejskiego – bardzo ciekawym, choć za krótkim. A właściwie zbyt krótkim, bo tak ciekawym. Wspaniale przedstawia sylwetkę Algernona Blackwooda – człowieka, który smak życia poznał wszechstronnie i wielowarstwowo. Przyznam, że jego życiorys sam w sobie byłby materiałem na długą i interesującą powieść. Dalej już zaczynają się opowiadania – a wraz z nimi problemy. Generalnie nie można autorowi odmówić świeżych pomysłów, interesującego wykonania i bardzo plastycznego i efektownego stylu; niewiele można mu zarzucić. Błąd tkwi raczej w wyborze opowiadań. Nie myślcie, proszę, że są złe, nieciekawe! Absolutnie! Mam jednak wrażenie, że z ogromnych złóż twórczości Blackwooda można by wyciągnąć więcej – szczególnie opowiadań poruszających kwestię natury, bo one właśnie wypadają wręcz olśniewająco. Przyroda Blackwooda jest dzika, niezbadana, obca i niesamowita – człowiek jest przy niej jeno drobiazgiem, zagubionym w głuszy. W obecnych czasach, gdy buldożery zjadają coraz większe obszary zieleni, taka wizja zdaje się nieco naiwna. Ale zaręczam, że po lekturze opowiadań takich jak „Wierzby” czy „Wendigo” mniej pewnie będziecie się czuć w cieniu drzew. Świat autora był zresztą inny – mniej zbadany i dzikszy.
Natura to jednak tylko część tematów przez Blackwooda poruszonych. Bo niemal tak samo dobrze prezentuje się on w zmaganiach z duchami i siłami nadnaturalnymi. W ciekawy sposób dyskutuje z literaturą grozy dziewiętnastego wieku, nadając nowy wymiar dawnym myślom. A wszystko przedstawia tak sugestywnie, że łatwo dać się porwać jego wizjom. Miał zresztą niezwykły talent do kreowania nastroju w kilku zaledwie słowach; i talent ten nie został zmarnowany, zaręczam!
Komu mogę polecić tę pozycję? Sądzę, że łatwiej trafi ona do ludzi obeznanych z klasyką gatunku, szukających czegoś poza głównym nurtem grozy. Ale nie sądzę, by ktokolwiek mógł czuć się rozczarowany. Warto jeszcze wspomnieć o wielkim szacunku, jakim Lovecraft darzył Blackwooda. Jest on tyleż widoczny w wypowiedziach, co i w twórczości Samotnika z Providence. Podstawowa różnica w ich utworach to ta, że Lovecraft demonizował kosmos i dawne czasy, a Blackowood naturę i dzikość żywiołów. Dajcie i wy porwać się jego demonom.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.