Tym razem P. się udało! Po kilku latach przerwy wydał książkę wartą grzechu (bez gwiazdek i przypisów). Terminu "grzech" używam na własną odpowiedzialność, zdając sobie sprawę iż nie wyczerpuje on złożoności tego pojęcia, ani swej dogłębnej głębi, w pełni zrozumianej jedynie dla wtajemniczonych. Proszę wziąć pod uwagę mą niewiedzę i nie przywiązywać większego znaczenia do grzechu. Jak i samej koncepcji "grzechu".
Nie spodziewałem się po tej książce wiele. Zgadza się, z nowych Ruskich właśnie P. lubię najbardziej. Facet potrafi pisać i trzyma rękę na (pop)kulturowym pulsie. Jego ostatnie książki wykazywały jednak pewną cechę, niebezpiecznie zbliżającą twórczość Rosjanina do ostatnich dokonań Umberto Eco (jeśli znacie to nazwisko, pewnie zrozumiecie); mianowicie pod elegancją i erudycją przeciągała się i mruczała, z rzadka kłami błyskając, najzwyczajniej N U D A.
"T" czyta się znakomicie, choć to te same barany co zwykle. P. w ironiczno-przerażający sposób maluje "rosyjską duszę" oraz "historyczną misję trzeciego Rzymu", a w antraktach snuje przerażająco-ironiczne rozważenia o Bogu, Bycie, Niebycie, Wolnej Woli, Istnieniu i takich tam Sprawach. Od rozmyślań owych można głównie zwariować, zostać mistykiem lub niesamowicie się wzbogacić - wystarczy opakować je w formę Matriksa lub inkszej Incepcji. Nie, Ijon Tichy odkrywający tajemnicę szemrzącej skrzynki w czasie jednej ze swych podróży, jest już trochę niedzisiejszy. Dzieciaki tego nie kupią. P.? Może. Za kilka lat?
Przypuszczam, że w "T" P., niejako nadprogramowo, kpi z roli pisarza w kształtowaniu dusz ludzkich (martwych?), roli w której Wielcy Myśliciele programowo są obsadzani na Zachodzie (i jak widać Wschodzie) od czasów Homera. A trzeba pamiętać, że rosyjska literatura do dziś zbiera achy, ochy i jeszcze achy i ochy. Zwłaszcza jej głębia. Psychologiczna. Tak, ma P. z kogo kpić.
Najserdeczniej przepraszam, ze ani słowa o fabule. Naprawdę ciężko ją odmalować w kilku zdaniach. No więc, strzelają się ludzie, gonią pociągami, barkami rzecznymi i furmankami. Konie gadają, Dostojewski z Tołstojem (a może nie Tołstojem?) koniak z butelki ciągnięty przegryzają czosnkową kiełbasą, każdy łachmyta chce świat zbawiać, na rachunek swój lub ministerstwa. Sami widzicie, to co zwykle o P. Literatury może więcej. O wysiłku twórczym rozważań.
No dobra. Po "Małym palcu Buddy" to od dziś mój ulubiony P. Zwłaszcza, że połowy nie zrozumiałem.
Boję się zrozumieć.
---
T (
Pielewin Wiktor)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.