Dodany: 22.06.2012 11:54|Autor: Nemesis15

Czytatnik: ]=)

Dyskusja na temat "Ślimaka na zboczu"


Młodzik: Pierwsze wrażenie: Kafka z domieszką Bułhakowa. Po przeczytaniu całości skojarzenie z Bułhakowem zupełnie zniknęło. Strugaccy nie krytykują ustroju komunistycznego, a przynajmniej nie tylko. Ich powieść można interpretować na wiele sposobów i równie dobrze może dotyczyć dyktatury, rozbuchanej demokracji, jak i wielkich korporacji. Sporo humorystycznych scen, ogromna wyobraźnia autorów, dobry język, to się chwali. Moje jedyne zastrzeżenie wynika tylko z gustu: powieść pozostawiła mnie cudownie obojętnym.

Nemesis: Założę się, że przede wszystkim dlatego, że czytałeś to właśnie jako realizm magiczny, a nie jako fantasy, ewentualnie science fiction czy New Weird, bo ze “Ślimaka” najlepiej czerpać, to, co z tych gatunków właśnie. Przede wszystkim przeniesienie na czas czytania do miejsca, do którego nie chciałoby się wracać i pozostawienie wrażenia niepokoju, który nie chce opuścić.
Co do “Ślimaka” to była to pierwsza książka, którą ci poleciłam, nie tylko dlatego, że jest moją ulubioną, ale ponieważ sądzę, że to jedna z ważniejszych książek zarówno dla pisarzy science fiction jak i dla twórców głównonurtowych. To prawda, że zazwyczaj Strugaccy stawiają przekaz nad formą, ale światy, jakie teoretycznie mimowolnie tkają wokół idei, tak, by dużo lepiej je przekazać są tym, co ceni się najmocniej w ich twórczości do dzisiejszego dnia. Przekazu czy ich naukowych pomysłów obecnie nie dałoby się doceniać, dlatego, że ich przewidywania są już mocno przedawnione, nawet jeśli część z nic się sprawdziła, a ich rozważania moralne zostały niewiarygodnie wyświechtane przez całe pokolenia inspirujących się nimi pisarzy. Jedynym co pozostało nietknięte w prozie Strugackich to właśnie klimat i sposób pisania, dlatego nie da się ich w pełni docenić podchodząc z dystansem. Być może jako weteranowi ciężko ci było wsiąknąć w trakcie tak krótkiej historii, dlatego pozostawiła cię obojętnym?

Młodzik: Do powieści podszedłem pozytywnie nastawiony. Autorów znałem tylko ze słyszenia, nie przeczytałem nawet opisu “Ślimaka”. Wiedziałem tylko, że ty go polecasz, tak więc nie miałem żadnych oczekiwań: będą pisać tak a tak, o tym a o tym, możliwość popełnienia jednego z klasycznych błędów recenzenckich - przeczytania innej powieści niż sądziłem - była znikoma. Pozostało mi tylko zachować się jak pies myśliwski, czyli podążyć za jednym z wielu tropów pozostawionych przez autorów. Sądzę, że tę powieść odebrałem najbardziej indywidualnie ze wszystkich dotychczasowych, bez bagażu opinii innych.
Przyznam szczerze, że elementy fantastyczne, choć oczywiście robiły wrażenie, były tutaj zbędne, powieść nic by bez nich nie straciła. Znaczy - Brzytwa Lema niespełniona. Oczywiście mogłem przeczytać coś nieuważnie, więc jeśli się mylę, to byłbym wdzięczny, gdybyś mnie wyprowadziła z błędu.
Klimat faktycznie odgrywa tutaj dużą rolę, zresztą właśnie na nim się skupiłem, ale tak jak w przypadku “Procesu” Kafki nie zmiażdżył mnie. Stąd chyba mój brak zachwytu. I od razu mówię, że długość powieści nie ma dla mnie żadnego znaczenia - Gombrowicz pisał jeszcze krótsze rzeczy, co absolutnie nie przeszkadzało mi się nim zachwycać.

Nemesis: Gombrowicz w swoich krótkich rzeczach ledwo zdążał się skupić na formie, w jakiej pisał i prócz tych kilku gorzkich spostrzeżeń na temat społeczeństwa, bardzo trafnych zresztą, niewiele wynikało. Ale myślę, że u Gombrowicza nie było tego ani za mało ani za dużo, w sam raz by nie zmęczyć się jego stylem.
Mówiąc o klimacie Strugackich tylko porównujesz go do klimatu “Procesu” wcale nie analizując, ani nawet nie opisując, co może być utrudnieniem dla czytających nas, którzy nawet jeśli znają Kafkę to niewiele sobie mogą z tego wyobrazić. To ty powinieneś opisywać to i rozkładać na części pierwsze, a nie zostawiać całą trudniejszą robotę mnie.
W tym wypadku klimat buduje podporządkowanie całego świata, żywych istot i systemu istnieniu Lasu, który otacza ląd niczym ocean. Nie jest zwykłym zbiorowiskiem drzew, ale zupełnie odrębną formą (niektórzy twierdzą nawet, że postacią), która wikła obu głównych bohaterów, opętuje ich i oplata wokół siebie całą fabułę opowiadania, bo to, co się dzieje w “Ślimaku na zboczu”, to głównie Las. Jest nie tylko tłem, ale też motywacją, pragnieniem, przekleństwem, obiektem strachu, badań i uwielbienia. Co najważniejsze jednak, jest źródłem wszystkiego co nieznane. Dwaj bohaterowie w zupełnie symetrycznych historiach realizują swoje niemal niewykonalne dla nich misje związane z Lasem. Jeden z nich chce się do niego dostać, dlatego, że całe życie mieszkał w mieście i o jego istnieniu słyszał tylko jak o legendzie. Jest kompletnie zafascynowany, dlatego przybywa na brzeg lądu i całymi dniami przesiaduje nad skarpą patrząc na zielony bezkres, który wygląda jak gigantyczna warstwa puchnącej piany. Pierwszy opis Lasu z miejsca trafia do wyobraźni, a pierwszy dialog bohatera Piereca z jednym z urzędników z miejsca powala, dlatego, że Strugaccy mają niewiarygodną umiejętność plecenia dialogów, które wprowadzają w świat przez nich stworzony. Chyba tylko Rosjanie potrafią motać słowa w taki sposób, by ani jedna rzecz nie została powiedziana na pewno. Ich umiejętności dyplomatyczne są szeroko znane i w “Ślimaku” prezentowane w pełni. Ale o dialogach za chwilę.
Otóż Pierec nie zostaje wpuszczony do Lasu właśnie dlatego, że tak bardzo chce się tam dostać. Jest wikłany w całą, straszliwą sieć biurokratycznych działań, czuje się kompletnie wyodrębniony ze społeczeństwa i co gorsze, osaczony. Nie może ani dostać się do lasu, ani wrócić do domu. Jego wyplątywanie się i powolne odkrywanie obłędu świata, w jakim się znalazł stanowi oś tej historii. Drugi bohater, Kandyd jest pilotem z miasta, który w wyniku wypadku znalazł się w Lesie i nie może się z niego wydostać. Wioska w Lesie to jedna z dziwniejszych rzeczy, o których czytałam. Jej mieszkańcy przyjmują wszystko ze spokojem, bo też wszystko jest im dane i o wszystko dba za nich Las. Są karmieni, obsługiwani, atakowani ale i chronieni przed martwiakami. Nie powstrzymują Kandyda, po prostu rozmawiają z nim i ich ospałość i flegmatyczność połączona z jego upośledzeniem sprawiają, że wydostanie się staje się dla niego niemal niemożliwe. Obie historie tak naprawdę przejmują i wikłają, dlatego, że nie można nie uwierzyć w szczegółowo opisywane światy, w których wszystko współgra, włącznie z językiem jakim są opisywane. I tu właśnie dochodzimy do tego co lubię najbardziej w książkach Strugackich, a zwłaszcza w tej.
Wchodzenie w głowy tych postaci jest rzeczą niewiarygodną. Pożerającą Piereca paranoję, obsesję i wyobcowanie czy obejmujące Kandyda upośledzenie czuć we wszystkim co robią, mówią, jak decydują. I jest rzeczą niewiarygodną w jaki sposób Strugaccy podporządkowali dialogi światom, które przedstawiali. Będąc w świecie lasu ma się ochotę zgrzytać zębami widząc jak wolno posuwa się akcja. Upośledzenie Kandyda sprawia, że czytającego ogarnia klaustrofobia i ma się ochotę natychmiast zrezygnować z lektury lub wejść w książkę i popchnąć go do działania, pociągnąć za rękę, pokazać drogę. Z kolei niecierpliwość Piereca naprawdę piecze i swędzi, gdy wszystkie kolejne jego działania skazywane są na niepowodzenie. I faktycznie opanowuje męczące znużenie jak przy patrzeniu na dwa ślimaki na zboczu.
Ale Las smakuje podwójnie lepiej gdy po tym wszystkim Strugaccy wreszcie dają go spróbować. Co prawda im więcej jego sekretów się odkrywa tym mniej jest tajemniczy, ale też nie rozczarowuje. Jest psychodeliczny, w dalszym ciągu mroczny i obcy. Właśnie w takich obrazach ci dwaj są najlepsi. Pamiętam gdy byłam dzieckiem przechorowywałam tę książkę i odczuwałam to tak jakby miała tysiąc, nie sto stron. Że metafora podejścia do ustroju ze strony miasta i komunistycznych wsi? Ależ to był tylko dodatek.

Młodzik: Rozpisujesz się bardziej, bo i bardziej emocjonalnie jesteś związana z tą książką, dzięki temu więcej rzeczy dostrzegasz, jesteś w stanie lepiej rozłożyć książkę na czynniki pierwsze itp. Mnie się to raczej nie uda.
Dobrze, że wspomniałaś o postaciach i dialogach. Ponieważ, tak jak mówiłem (który to już raz) “Ślimak” kojarzy mi się z Kafką, postacie odczytywałem bardziej jako reprezentacje pewnych idei niż ludzi z krwi i kości. I w sumie tacy właśnie są, z wyjątkiem Piereca i Kandyda.
Mamy nadurzędasa, nisko postawionego cwaniaczka, człowieka bezmyślnie wykonującego swoją pracę i jeszcze więcej. Oraz coś co mi przywodzi bohatera zbiorowego, np. scena w poczekalni u dyrektora, wszystko to wykoślawione, przekręcone, a przez to przerażające i nadal nie bardzo odbiegające od rzeczywistości. Sam dyrektor jawi się jako Bóg: wszechmocny, decyduje o losie każdego członka Zarządu, ale też kryje się za zasłoną, nikt go nie widział, choć wielu twierdzi, że tak.
Pierec i Kandyd, tak jak ktoś ładnie napisał, są chorzy na zrozumienie. Jako jedyni w swoich “grajdołkach” wiedzą, że coś jest nie tak, widzą całe to szaleństwo i bezsens, ale nie mogą nic zrobić. Jednostka przeciwko masie.
Siłą powieści jest też podejście autorów do elementów fantastycznych. Inni twórcy je eksponują, wręcz uwypuklają ich niemożliwość (ja przynajmniej odnoszę takie wrażenie podczas czytania). W “Ślimaku” tego nie ma, nadnaturalność jest przedstawiona jako coś najnormalniejszego na świecie, być może dlatego też wizja Lasu nie rzuciła mnie na kolana, choć przecież zdawałem sobie sprawę z jego niezwykłości.
Różnie odebraliśmy tę powieść, dlatego też inną wagę przykładamy do różnych elementów. Mnie się podobała ogromna możliwość interpretacji: krytyka ustrojów wszelakich?, równoległe rzeczywistości z lasem jako granicą?, pierwszy kontakt?

Nemesis: Nawet więcej, bo, jak widzisz ja skupiłam się głównie na psychologii i to nie tylko dwóch głównych postaci.
Chyba to jest największa siła "Ślimaka", że już od pierwszej strony jest tak niewiarygodnie szalony. I człowiek z zaskoczeniem odrywa się od tamtej rzeczywistości i staje naprzeciw tej realnej, która wcale nie jest realniejsza. Ciężko w "Ślimaku" powiedzieć, co jest magiczne a co nie jest. Trudno też stwierdzić co jest szalone, a co normalne. Myślę, że słowo, które najlepiej klasyfikowałoby tą powieść to "dziwna". A najdziwniejsze w niej jest to, że się tą dziwność bierze za normalność. Myślę, że to głównie zasługa specyfiki rosyjskiej literatury. Nie wiem ile czytałeś dzieł rosyjskich i o Rosji, ale to jest właśnie zabawne, że oni zupełnie inaczej podchodzą do fantastyki. W większości sztampowej prozy amerykańskiej czy nawet polskiej, elementy czy całe światy fantastyczne zawsze pokazane są przez pryzmat punktu widzenia człowieka. I ludzkimi oczami oceniało się określając jako "piękne", "brzydkie", "cudowne", "straszne", "dobre", "złe". W powieściach Strugackich przechodzi się z miejsca na porządek dzienny z nawet najbardziej szalonymi ich wizjami i przyjmuje jako pryzmat punkt widzenia mieszkańców, elementów tej wizji. I tu ciężko powiedzieć, że reszta postaci to idee, bo jest ich zbyt niewiele z jednej strony, a z drugiej powieść jest zbyt mało rozbudowana, żeby wszyscy byli tak pokręceni jak Kandyd czy Pierec. Ale jeśli się przyjrzeć każdemu z nich lepiej, to jednak okazuje się, że przewidywalni są tylko dlatego, że sami wyznaczają ramy przewidywalności. To jest tak, że jeśli w tej książce gotów jesteś na niespodziankę na każdym kroku, to nic nie mogłoby cię zaskoczyć mniej niż niespodzianka. A szef biura podobał mi się strasznie. Był na swój sposób zaskakujący. W ogóle podoba mi się scena opisywania obrazu w jego biurze, chociaż na tobie, oswojonym z podobnymi dialogami i wizjami, nie zrobiła pewnie większego wrażenia. Tylko pamiętaj, że Strugaccy naprawdę byli pionierami w swoim gatunku. I nie tylko w swoim. Jak widziałeś szanowały ich masy zaczytanych w obyczajówce i krytycy z wyższych półek. W ich pracach lubię to, że tak naprawdę nawet nie w konstrukcji dzieła, która swoją drogą jest estetyczna i niebywała (mówię to jako synestetyk smakujący całość jak potrawę), ale w subtelnych szczegółach, które porywają i zapadają w pamięć choćby w podświadomości. To jak cichy szept autorów, skromnie zdradzających swoje sekrety. Jak scena w schowku z robotami, jak scena, gdy Pierec zniesmaczony słucha historii gwałciciela, gdy pracownicy wydziału naukowego zjadają niezidentyfikowane obiekty (niby króliczki) zamiast poświęcić im badania (to takie rosyjskie), gdy Las pożera ich maszyny badawcze za pomocą bagna; czy choćby historia wariata który odbiera radio wielkimi uszami. Ach, i fakt, że wszyscy zapijają problemy kefirem, który szkodzi ich wątrobie. Kiedyś Dukaj wypowiedział się, że nie lubi humoru w literaturze, choćby dlatego nigdy nie cenił Pratcheta. Powiedział wtedy, że jedyne poczucie humoru jakie trawi, to właśnie to Strugackich. Co ty sądzisz o ich poczuciu humoru?

Młodzik: Chyba nie jest to reprezentacyjna książka Strugackich, jeśli o humor chodzi. Kefir zamiast alkoholu faktycznie był zabawny, choć ja ani razu się nie zaśmiałem. Natomiast czytałem kilka fragmentów “Poniedziałek zaczyna się w sobotę”, książka zdecydowanie bardziej humorystyczna, przeczytam ją w najbliższej przyszłości.
Nie myśl, że oczytałem się tylu książek z niezwykłymi światami, że nic nie jest w stanie zrobić na mnie wrażenia. Las nadal robi ogromne wrażenie, nawet jeśli zestawić go z książkami Dukaja, czy Valente. Jest po prostu subtelniejszy. Białe szczeniaczki, jadalna ziemia, martwiaki, wtedy robiło to o tyle większe wrażenie, że nikt jeszcze chyba nie mieszał fantasy z SF, nie mówiąc już o tym, że SF była zajęta badaniem nieznanych planet. Na tym tle “Ślimak” wyglądał jak perła. Teraz robi mniejsze wrażenie, ale przetrwał próbę czasu. O niewielu książkach można to powiedzieć.
Pozwolę sobie na moment zmienić temat. Podczas czytania zastanawiałem się jak dokładnie zaklasyfikować “Ślimaka”. Nie można go nazwać ani SF, ani fantasy, można się długo zastanawiać, dyskutować z innymi, ale i tak nie dojdzie się do konsensusu, jeśli rozważa się tylko te dwa gatunki. Pozostaje New Weird i dla mnie jest to bodaj piąta powieść, którą do tego nurtu zaliczam.
Odnośnie różnic między pisarzami zachodnimi i wschodnimi - wynikały one przede wszystkim z różnic ustrojowych. Na Zachodzie nie było cenzury i autorzy mogli pisać o czym tylko chcieli, na Wschodzie komunizm, tak więc pisarze mieli ograniczone możliwości, na dodatek uważali, że powinni z ustrojem walczyć, choćby bardzo subtelnie.
Z całej powieści najbardziej zapadły mi w pamięć te białe szczeniaczki (ten pomysł zrobił na mnie wielkie wrażenie) oraz rozmowa między robotami.

Nemesis: Pamiętam jak kiedyś napisałam do ciebie z pytaniem czym jest New Weird i kiedy wyjaśniłeś mi definicję, stwierdziłam, że chyba pierwszą na świecie książką New Weird był "Ślimak na zboczu". Nie jest to science fiction bo raz, że nie ma elementu "science", a dwa, że nawet nie ma nic wspólnego z estetyką sf a mimo to dokładnie tak jest oznaczona na okładce. Nie jest to też fantasy, bo ani nie ma nic wspólnego ze wszystkimi szablonami i kliszami, ani z estetyką. Trudno mi sobie wyobrazić książkę, której dalej by było do mieczy i smoków niż "Ślimakowi". I teraz trudno stwierdzić, czy obyczajowe elementy były głównym celem tej książki, czy tylko elementem dodanym dla urozmaicenia świata. I tutaj niestety chyba trzeba przyznać, że głównym. Dlaczego? Każda z powieści Strugackich opisuje inną wizję i żadna chyba nie jest aż tak dziwaczna jak "Ślimak" ale wszystkie w podobny sposób dotykają pewnych kwestii społecznych czy psychologicznych. Już sam fakt, że na wszystkich planetach Strugackich mieszkają ludzie, a nie ludziopodobni czy humanoidzi o czymś świadczy. Na początku autorzy mocno jeszcze oszukują, że piszą science fiction (i, że są komunistami) żeby przejść przez cenzurę, a później poczynają sobie coraz bardziej bezczelnie i coraz mniej tuszują swoją niechęć do ustroju.
"Ślimak" nie jest sztandarowy dla ich twórczości i też nie można go nazwać śmiesznym. Ja też nie wybuchłam śmiechem ani razu bo podobnie jak stylistyka, humor u nich jest subtelny. Zmyślnie się też posługują groteską. Nie podobał mi się "Poniedziałek zaczyna się w sobotę", ale dlatego, że w ogóle tej książki nie zrozumiałam a ona, podejrzewam, zabawna była wtedy, gdy jeszcze była aktualna. W tej chwili dla nas, nie zaznajomionym z tamtejszymi realiami może być tylko groteskową wizją, a przecież wszyscy twierdzą, że to satyra. I to o tej ich powieści Dukaj wspominał. Strugaccy stają się zabawniejsi z wiekiem. Z początku ich książki są pompatyczne, później sarkastyczne i pesymistyczne, wreszcie stają się zabawne i groteskowe. Chyba najbardziej rozbawił mnie "Drugi najazd Marsjan". Natomiast przy wielu książkach z serii "Historia przyszłości" płakałam. Ach, i "Ślimak" nie ma naukowych smaczków, które pewnie przypadłyby ci do gustu. To powieść typowo Arkadijowa, starszy z rodzeństwa był Japonistą, żołnierzem (nieszczęśliwym z tego powodu) i specjalistą od socjologii, literatury, satyry; młodszy, Borys, do dzisiaj pisze, a specjalizuje się w Astrofizyce. Polecając ci akurat to liczyłam, że zaczaruję cię tą dziwacznością i przez to wciągnę w świat Strugackich. I jeszcze jeden plus ich książek może z wyjątkiem "Ślimaka". Wciągają. Połyka się je na raz i z ostatnią stroną żałuje, że to już.

Młodzik: Jeśli nie pierwsza książka New Weirdowa to na pewno jedna z pierwszych. W każdym razie jeden cel został osiągnięty: choć “Ślimak” mnie nie zachwycił, to jednak jestem ciekawy innych książek tych autorów, zwłaszcza że wydają się pisać bardzo różne rzeczy. To się chwali. Być może po zapoznaniu się z większością ich twórczości docenię “Ślimaka”. Zobaczy się.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1359
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: mchpro 22.06.2012 12:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Młodzik: Pierwsze wrażeni... | Nemesis15
Dyskusja b. interesująca. Interesująca może być zapewne również następująca dyskusja:
Zagmatwane, ale genialne
zawierająca autorską interpretację "Ślimaka".
Użytkownik: Nemesis15 27.06.2012 02:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Dyskusja b. interesująca.... | mchpro
Prawdziwy rarytas. Wielkie dzięki, że zechciałeś to przetłumaczyć! Jestem pewna, że wszyscy fani Strugackich, którzy trafią na te fragmenty będą bardzo wdzięczni. Z czasem przekaz autorów zaciera się, może dlatego, że zmienia nam się teraźniejszość, a może dlatego, że przeliczali inteligencję czytelnika lub jego zbyt duże by to było możliwe podobieństwo do siebie? Coraz trudniej bez zrozumienia realiów, w jakich żyli jest cieszyć się takimi powieściami jak "Poniedziałek zaczyna się w sobotę". Ale Strugaccy bez względu na to co mają do przekazania po prostu bardzo dobrze piszą. I z wielką przyjemnością się ich czyta.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: