Dodany: 15.06.2012 23:49|Autor: duch puszczy

Przemożne pragnienie miłości


Literatura od wieków pełna jest sprytnych niewolników, rozchichotanych pokojówek, pełnych godności kamerdynerów i pomarszczonych jak jabłuszka niań. Sprzątają, podają do stołu, gotują, wyciągają swoich chlebodawców z rozmaitych opałów, a i dobrą radą posłużą, i liścik miłosny przeniosą. Popychają fabułę do przodu, ale nie mają własnego życia, swoich myśli i uczuć – kto chciałby się pochylać nad sercowymi rozterkami dziewczyny z pospólstwa?

W pewnym jednak momencie ktoś zechciał. Edmund i Juliusz de Goncourt postanowili programowo zgłębić „niższe sfery”, uznając ich prawo do wejścia na literackie salony i licząc się z tym, że ich powieść wywoła niesmak i oburzenie zarówno tematem, jak i naturalistycznym sposobem jego ujęcia.

Herminia Lacerteux jest służącą panny Sempronii de Varandeuil. Wiodą obie spokojny żywot w skromnym mieszkanku, Herminia wydaje się bardzo oddana swej chlebodawczyni, troszczy się o nią i dba o jej wygody. Żadna z nich nie miała łatwego życia: chłopska córka Herminia, wychowana w nędzy, wcześnie zaczęła pracować, upokarzana i poniewierana na każdym kroku. Jej chlebodawczyni, chociaż arystokratka, też harowała od dziecka – tyle że u własnego ojca, który sobie z niej zrobił służącą, i dopiero na starość zyskała niezależność. U niej Herminia znalazła pracę i dom, a zaspokoiwszy wreszcie podstawowe potrzeby ciała, zaczęła też myśleć o duszy. Popadła w dewocję, a spowiedź budziła w niej tajemne dreszcze, związane w dużym stopniu z osobą księdza, który zasiadał w konfesjonale.

To jednak wkrótce przestało wystarczać dziewczynie, której bujny temperament domagał się miłości; swe uczucia ulokowała w cynicznym Jupillonie. Temu kochanka wkrótce zobojętniała, wiedział jednak, że Herminia zrobi dla niego wszystko i bezwzględnie ją wykorzystywał. Zaślepiona służąca wstąpiła na drogę upadku.

Wydana w 1865 roku „Herminia Lacerteux” była inspiracją dla Emila Zoli. Zola jednak obserwował upadek swych bohaterów niczym naukowiec oglądający owady pod lupą, zimno i beznamiętnie. Bracia Goncourtowie jeszcze tego nie potrafili, a może nawet nie chcieli – miałem nieustannie wrażenie, że przedstawiając rozpad osobowości swej bohaterki, krzywią usta ze wstrętem. Herminia jako przedstawicielka plebsu jest dla nich uosobieniem jego najgorszych cech: płytkiej dewocji, złośliwości, chuci, skłonności do przestępstw i alkoholu. Służąca zestawiana jest z panną de Varandeuil, by pokazać, że mimo podobieństwa losów i warunków, w jakich się wychowywały, jedna ulega najgorszym instynktom, druga zachowuje przyrodzoną swemu stanowi szlachetność. Ta tendencyjność to najsłabsza strona powieści; wkrada się też do niej pewna melodramatyczność, widoczna szczególnie w zakończeniu. Mimo tego skrzywienia, trzeba przyznać autorom, że mieli wiele odwagi: w powieści jest mowa o gwałcie, poronieniach, porodzie czy szpitalu. Znakomite są opisy wypoczynku robotników na obrzeżach Paryża, podrzędnej tancbudy i lasku Vincennes. Niektóre partie książki mocno się zestarzały, inne wciąż pozostają świeże i interesujące. Na pewno powinni ją poznać wielbiciele Zoli, ale może się też podobać mniej zagorzałym miłośnikom naturalizmu.


[recenzja opublikowana wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 522
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: