Dodany: 06.08.2007 16:57|Autor: Lykos

Jak zostać sławnym pisarzem


Najlepiej urodzić się w rodzinie zamożnej, z tradycjami patriotycznymi i naukowo-literackimi. Dobrze, gdy rodzina jest dwujęzyczna, najlepiej hiszpańsko-angielska. W domu powinna być dobrze wyposażona biblioteka. Powinna panować atmosfera zachęcająca do samodzielnego czytania, szperania po encyklopediach i do prób literackich od najmłodszych lat (najlepiej 6–7), ale bez nadmiernej ingerencji dorosłych. Trzeba wytworzyć w dziecku przekonanie, że na pewno zostanie pisarzem. Nie należy przeszkadzać w rozwijaniu przez dziecko wybujałej wyobraźni. Dodatkowym plusem są dość liczne podróże i zmiana miejsca zamieszkania.

Bardzo dobrze, gdy rodzinę stać na posłanie dzieci do dobrej szkoły w Szwajcarii. Do szkoły powinna uczęszczać młodzież z wielu krajów o różnorodnej kulturze. Najważniejszym przedmiotem w tej szkole powinna być łacina, co jednak nie wyklucza poważnego traktowania innych przedmiotów, takich jak algebra, chemia, fizyka, mineralogia, botanika i zoologia, a także język francuski na poziomie języka ojczystego. Rok szkolny powinien kończyć się egzaminami z tych przedmiotów, a cała nauka - maturą. Dobrze jest też wygospodarować dużo czasu na dodatkową naukę języka niemieckiego i niebłahe lektury prywatne w różnych językach, ze szczególnym naciskiem kładzionym na filozofię.

Praca zarobkowa nie powinna być koniecznością ekonomiczną. Czas nieprzeznaczony na lektury i pisanie należy wykorzystać na rozmowy z ciekawymi ludźmi. Z niektórymi z nich trzeba się zaprzyjaźnić. Jeżeli jeszcze ma się trochę czasu wolnego i niewielkie środki finansowe, dobrze jest próbować wraz z przyjaciółmi wydawać własne pismo literackie. W razie niepowodzenia, należy zacząć wydawać następne. Nie wyklucza to jednak współpracy z innymi pismami literackimi bądź literackimi dodatkami pism popularnych.

Pierwsze próby literackie nie powinny spowodować utrwalenia ich stylu ani typu ideowości, nie powinny zatem zahamować dalszego rozwoju. W końcu, po pewnych poszukiwaniach, trafi się na styl odpowiednio prosty i bezpośredni. Ale próbować trzeba dalej, ciągle należy się rozwijać. Wreszcie trafi się na swój właściwy gatunek literacki.

Jeżeli już koniecznie wypada podjąć jakąś stałą pracę zarobkową, nie powinna być ona absorbująca, natomiast dobrze by było, gdyby dawała możliwość obcowania z książkami. Idealna jest praca w mało uczęszczanej bibliotece publicznej. Należy wykorzystać czas na czytanie wartościowych lektur, a przede wszystkim na pisanie. Po jakimś czasie dobrze jest zmienić pracę na taką, w której trzeba przygotowywać wykłady na tematy istotne i ciekawe.

Na szczęście dla osób, które mają pewne ambicje literackie, opisana wyżej recepta nie jest jedyną prowadzącą do celu. Jest jednak jak najbardziej prawdziwa – tak toczyło się życie jednego z największych pisarzy XX wieku – Jorge Luisa Borgesa (1899–1986). Opisał je sam w „Autobiografii”, jak głosi strona tytułowa – przy współpracy Normana Thomasa di Giovanni[1]. Ów dziennikarz „The New Yorkera” i tłumacz Borgesa zapisał opowieść podyktowaną mu po angielsku przez niewidomego już wtedy (był to rok 1970) mistrza opowiadania. Podstawą polskiego wydania wydaje się właśnie ta wersja („An Autobiography”), aczkolwiek „jednym tchem” wymienione jest też argentyńskie wydanie hiszpańskojęzyczne, a jako tytuł oryginału figuruje hiszpańska „Autobiografía”. Cytowane wiersze przetłumaczono na podstawie ich oryginałów hiszpańskich. Całość wydana jest przez Prószyńskiego i S-kę z dużą starannością i ze smakiem, w ramach cyklu „Utworów wybranych” JLB. W tej niewielkiej książeczce małego formatu Borges zdołał zawrzeć arcyciekawe wspomnienia o swojej argentyńsko-angielskiej rodzinie, dzieciństwie, nauce, lekturach i drodze twórczej. Wiele miejsca poświęcił swoim przyjaciołom, do których zalicza też ojca, również pisarza i wykładowcę akademickiego, a także matkę, która opiekowała się nim i towarzyszyła mu w licznych podróżach, gdy zaczął tracić wzrok, a zwłaszcza gdy był już niewidomy. Szczególnie ciepło wyraża się o swoich przyjaciołach literackich: o Hiszpanie Rafaelu Cansinosie Assenso, Argentyńczykach Macedonio Fernandezie i Adolfo Bioy Casaresie (z którym wspólnie napisał kilka książek), Meksykaninie Alfonso Reyesie. W książce uderza humor, w dużym stopniu wzmacniany przez wszechobecną autoironię i dystans, jaki autor ma do własnej, zwłaszcza wczesnej twórczości. Odnosi się wrażenie, jakby się dziwił, że w końcu spotkało go uznanie. Choć nie u wszystkich – nie mogę sobie odmówić przekazania jednej spośród wielu anegdot zawartych w „Autobiografii”.

„W owych latach [był to okres 1937–1946, autor nie podaje dokładnej daty – przyp. Lykosa] byłem już, co brzmi ironicznie, dość znanym pisarzem – wszędzie, tylko nie w bibliotece. Pewnego razu jeden z kolegów znalazł w encyklopedii nazwisko niejakiego Jorge Luisa Borgesa i zdziwiła go zbieżność nazwisk i daty urodzenia”[2].

Osobnym tematem są poglądy polityczne Borgesa. Uważano go za konserwatystę (niektórzy twierdzą, że dlatego nie dostał nagrody Nobla, chociaż sam Borges wyraził się kiedyś, że jurorzy są na pewno przekonani, że on tę nagrodę już dawno dostał – przytaczam to z mojej starczej pamięci, więc mogłem coś przeinaczyć), toteż pewnym zaskoczeniem dla mnie były jego młodzieńcze utwory, napisane w Hiszpanii ok. roku 1920, gloryfikujące rewolucję bolszewicką. W „Autobiografii” autor podkreśla swoją niechęć do Peróna, choć też w tej jego postawie widać dystans i ironię. Z biblioteki, w której początkowo pełnił funkcję starszego bibliotekarza, a potem młodszego kustosza, po dojściu do władzy „prezydenta, którego nazwiska nie mam ochoty sobie przypomnieć”, jak pisze Borges o dyktatorze, „awansowano mnie na inspektora do spraw drobiu i królików na jednym z miejskich targowisk. Udałem się do magistratu, żeby zapytać, co oznacza ta nominacja. »Proszę pana – zwróciłem się do urzędnika – wydaje mi się dość dziwne, że spośród wszystkich pracowników biblioteki akurat mnie powierzono tę funkcję«. »No cóż – odpowiedział urzędnik – podczas wojny popierał pan aliantów, czegóż zatem pan oczekiwał«. Był to argument nie do odparcia i następnego dnia złożyłem rezygnację”[3]. Po obaleniu Peróna w 1955 roku został Borges dyrektorem Biblioteki Narodowej. Tym razem historia popisała się ironią.

W 1957 roku został (nie rezygnując ze stanowiska w Bibliotece) profesorem literatury angielskiej i amerykańskiej uniwersytetu w Buenos Aires, choć w swej aplikacji ograniczył się do oświadczenia: „Przez całe swe życie bezwiednie przygotowywałem się do tego stanowiska”[4]. Radził sobie tam wspaniale, mimo ślepoty, której nie zapobiegło 8 operacji. Skutkiem utraty wzroku był powrót do poezji z rytmem i rymami – można ją zapamiętać i wygładzać bez ciągłego zapisywania kolejnych wariantów łatwiej niż utwory prozatorskie. Wtedy też odkrył fascynujący świat literatury staroangielskiej i staroskandynawskiej - czytali mu ją jego studenci na czymś w rodzaju ponadplanowych seminariów.

Uznanie i sławę zdobył Borges dzięki przekładom na francuski, które zaowocowały przyznaniem mu nagrody Formentora w roku 1961 (wraz z Samuelem Becketem; w roku 1967 dostał ją Gombrowicz). Następne lata – lata obfitości, jak je nazywa, spędził, obok pracy w Buenos Aires, na licznych podróżach - do Stanów Zjednoczonych, Anglii i Szkocji, Danii i Szwecji, Izraela.

Tomik kończy autor krótkim omówieniem nowszej twórczości (w tym „Raportu Brodiego”), planami na przyszłość, zdając sobie jednak sprawę z tego, że najważniejsze utwory ma już za sobą. Przyszłość ta miała mu jeszcze przynieść nagrodę Cervantesa w roku 1979.

Nie ukrywam, że jestem zafascynowany twórczością i osobowością Borgesa. Jednak czegoś mi w tej biografii brakuje: nie ma tam miłości, poza może miłością do matki. Dopiero z noty wydawcy dowiedziałem się, że na hiszpańską (argentyńską) edycję z roku 1999 zgodziła się wdowa po pisarzu, Maria Kodama. W „Autobiografii” nie ma ani słowa o żonie ani innych kobietach w życiu Borgesa, poza przyjaźniami literackimi. Spekulowano na temat ewentualnego homoseksualizmu Borgesa, jednak znakomita większość jego znajomych w to nie wierzy[5].

Z angielskiej wersji Wikipedii dowiedziałem się, że Borges ożenił się w roku 1967 z Elsą Astete Millán, lecz rozstał się z nią po trzech latach. Opowiadając swoje życie di Giovanniemu był więc zapewne w trakcie separacji i był to chyba temat dla niego dość bolesny. Wrócił do matki, u której mieszkał do jej śmierci w wieku 99 lat w roku 1975. Maria Kodama była jego asystentką i towarzyszką w licznych podróżach, jakie przedsięwziął po powrocie Peróna do władzy w roku 1973 i rezygnacji z funkcji Dyrektora Biblioteki Narodowej. Poślubił Kodamę na kilka miesięcy przed śmiercią. Zmarł na raka wątroby w swej ukochanej Genewie i został tam pochowany.



---
[1] Jorge Luis Borges przy współpracy Normana Thomasa di Giovanni, „Autobiografia”, przełożył Adam Elbanowski, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2002, stron 95.
[2] Tamże, str. 65.
[3] Tamże, str. 68–69.
[4] Tamże, str. 77.
[5] Ta i następne informacje, zawarte w ostatnim akapicie, pochodzą z angielskiej wersji Wikipedii (hasło "Jorge Luis Borges").

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5653
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 11
Użytkownik: miłośniczka 07.08.2007 23:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Najlepiej urodzić się w r... | Lykos
Znakomita recenzja. Uwielbiam Borgesa. Dziękuję.
Użytkownik: Kuba Grom 08.08.2007 19:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Znakomita recenzja. Uwiel... | miłośniczka
aha, świetny autor
Użytkownik: Bozena 07.11.2007 22:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Najlepiej urodzić się w r... | Lykos
"Nie ukrywam, że jestem zafascynowany twórczością i osobowością Borgesa. Jednak czegoś mi w tej biografii brakuje: nie ma tam miłości, poza może miłością do matki".
---

A oto ostatnie - piękne - słowa z "Autobiografii" sędziwego już Borgesa, które zapamiętałam dlatego może właśnie, że całość jej w niewielkim stopniu dotyka prywatności, a zwłaszcza - miłości.

"Młodość w pewien sposób wydaje mi się teraz bliższa niż wówczas, gdy byłem młody. Już nie myślę, jak ongiś, że szczęście jest nieosiągalne. Teraz wiem, że może nas spotkać w każdej chwili, ale nigdy nie należy go szukać. Jeśli chodzi o niepowodzenie i sławę, wydają mi się nieistotne i nie dbam o nie. Teraz pragnę jedynie spokoju, rozkoszy myślenia i przyjaźni, a także, chociaż żądam może zbyt wiele, uczucia miłości i bycia kochanym".




Użytkownik: cordelia 27.11.2008 18:28 napisał(a):
Odpowiedź na: "Nie ukrywam, że jes... | Bozena
Rzeczywiście piękne słowa.
Użytkownik: Bozena 27.11.2008 23:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Rzeczywiście piękne słowa... | cordelia
I mądre. Z perspektywy nie tak samo, jak wtedy, widać.:)
Użytkownik: cordelia 28.11.2008 18:42 napisał(a):
Odpowiedź na: I mądre. Z perspektywy ni... | Bozena
Przypomina mi to "Podwójny płomień" Paza, który z tej samej perspektywy pisał o miłości (erotycznej). Dość uczenie, ale zarazem pięknie. Może w ogóle z tej perspektywy wszystko wygląda lepiej ;-)
Użytkownik: Bozena 01.12.2008 22:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypomina mi to "Po... | cordelia
Uśmiechnęłam się, choć widzę Twój znak mrugnięcia, cordelio. Bo, czy lepiej wyglada? Z pewnością inaczej; myślę też, że ludzie młodzi nie chcą „popędzać” czasu, by móc się przekonać jak się postrzega - z perspektywy.:)

Trudno jest mi przytaknąć czy porównywać rzecz w kwestii Twojego skojarzenia, ponieważ Borges ten krótki, przywołany wcześniej, tekst podyktował (niewidomy był) będąc w sędziwym wieku już; zaś Octavio Paz napisał treściwe i bardzo ważne dzieło, które jest owocem przemyśleń (notował je) połowy jego życia; a więc są tam i młodsze przemyślenia od tych - z rzeczonej perspektywy.

Tak się złożyło, że w ślad za carmaniolą napisałam czytatkę o dziele O. Paza, i choć każda z nas wzięła temat z innego punktu widzenia, to oba te punkty istotne są.

Świeżo po lekturze napisałam tak (oto fragment czytatki mej):

Wydaje mi się, że opis, czy też recenzja nie odda w pełni istoty jego [dzieła „Podwójny płomień: Miłość i erotyzm”, przyp. mój] zawartości; bo każda linijka tekstu opowiada o czymś, co dojrzewało w nim pół życia, aż wreszcie skrystalizowało się w przystępnej, uważam, formie i treści.

Użytkownik: cordelia 02.12.2008 21:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Uśmiechnęłam się, choć wi... | Bozena
Jasne, że nikomu, może z wyjątkiem samobójców, nieśpieszno oglądać życie z drugiego końca (przyjmując, że pierwszym jest początek). Gdyby tak można było widzieć czas skrystalizowany pięknie, tkwiąc w środku!

Przeczytałam, Olgo, czytatkę Twą. Carmanioli też. I bardzo się cieszę. Mimo pewnych nieuniknionych różnic obie, jak widzę, zwróciłyście uwagę na aspekt czasowy: miłość jako przeżycie poza czasem, czyli, w pewnym sensie (a może nawet stricto sensu), doświadczenie wieczności.

Co do zestawienia z "Autobiografią" Borgesa, którą tymczasem przeczytałam, widzę, że oprócz perspektywy te dwie książki niewiele mają ze sobą wspólnego, a pod względem bogactwa treści kontrastują wręcz. Tak jak piszesz, "Podwójny płomień" jest treściwy niezwykle i z powodu wysokiej kondensacji treści czytać go trzeba powolutku (przynajmniej ja odczuwałam taką potrzebę). Tymczasem "Autobiografia" zaskoczyła mnie prostotą i łatwością lektury, których po Borgesie nie spodziewałam się zupełnie, a które za cnoty uważam :-) Do tego jeszcze właściwy temu autorowi dystans i delikatny humor, a wśród tych wszystkich powabów, niczym klejnot w koronie, rozbrajająca figura Macedonio Fernandeza.
Użytkownik: Bozena 05.12.2008 03:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Jasne, że nikomu, może z ... | cordelia
:))
Użytkownik: cordelia 27.11.2008 18:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Najlepiej urodzić się w r... | Lykos
Kapitalna recenzja! Mam nadzieję, że i książka, na którą już zaczynam polować, nie zawiedzie rozbudzonych nadziei.
Użytkownik: cordelia 27.11.2008 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Kapitalna recenzja! Mam n... | cordelia
Nadzieję, nadziei, o nadziejo! Przepraszam za powtórzenie.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: