Dodany: 19.05.2012 18:34|Autor: 0liwkab
Co zrobić z nimi wszystkimi? Z tymi książkami, które wciąż stoją...?
Mimo iż przeczytałam "Kronikę umarłych" D. Odiji już 2 lata temu, wciąż pozostała jedną z najbardziej dołujących, a jednocześnie całkowicie pozbawionych ckliwości lektur. Szukam, szukam i jak na razie żadnemu autorowi nie udało się zdeklasować powieści o nadmorskim, fantasmagorycznym miasteczku. Autor wplótł w fabułę wiele sugestywnych fraz. Na tyle sugestywnych, że nawet natłok kolejnych przeczytanych i usłyszanych zdań nie pozwala mi uwolnić się od słów zawartych w "Kronice". Jednym z takich fraz jest proste pytanie: co zrobić z nimi wszystkimi? z tymi duchami, które wciąż żyją?''.
Wolne sobotnie popołudnie okazało się doskonałą okazją do obrócenia tego pytania. Przeciwko komu lub czemu? Przeciwko sobie, oczywiście.
Moja domowa biblioteczka rozrasta się w tempie jednej książki dziennie. Średnio tyle też czytam. Niestety wciąż na regałach zalegają rzędy nieprzeczytanych biografii, powieści i eseistycznych zbiorów. Rzecz jasna nie jest to jakaś wielka tragedia. W końcu mogłabym przyspieszyć nieco szybkość pożerania książek, zapisać się do akcji czytelniczej 'własna półka' albo zwyczajnie kazać czekać tym pozycjom na tzw. lepsze czasy.
Problem wygląda nieco inaczej. W niedalekiej perspektywie szykuje mi się (kolejna już) przeprowadzka, a co za tym idzie, trzeba będzie ograniczyć rozmiary bagażu. I właśnie w tym miejscu powstaje pytanie: co zrobić z nimi wszystkimi? Z tymi książkami, które wciąż stoją w kolejce do czytania?
Jeśli wiem, że nie wezmę wszystkich, to jak mam dokonać selekcji? Bez zastanowienia zabiorę ulubione książki (których, czego chyba nie muszę podkreślać, jest niemało). Co dalej? Jak wybrać między tymi, które już znam i mogą się kiedyś przydać, a tymi nieznanymi? Przecież w drugiej grupie mogą znajdować się takie, które po pierwszym czytaniu odstąpię bez żalu, ale i takie, które pokocham. Nie przeczytam, nie dowiem się, czyli niby prosta sprawa. A jednak jest dylemat. W końcu większość znanych i nieukochanych to prezenty, unikaty, części serii albo egzemplarze z autografem. Słowem: nie do odzyskania. O aspekcie finansowym nie wspomnę.
Odrobinę ratuje mnie możliwość przesłania części zbioru do znajomych na przechowanie. Ale kto przetrzyma ponad 1500 woluminów? Sama ledwo znalazłam dla nich miejsce. Nie bez znaczenia jest cała kolekcja elektronicznych wydań. Wersje drukowane e-booków mogę zostawić i dokupić później, w gruncie rzeczy niewiele tracąc. Co z resztą? Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
Wszystko przez moje szalone zbieractwo. Najprościej byłoby nauczyć się wreszcie czytać książki pożyczone. Poznać i oddać. Nie składować na potęgę. Nie starać się, nie zdobywać, nie wyrywać każdej kolejnej pozycji prawie że z gardła autora/poprzedniego posiadacza/sprzedającego.
Sęk w tym, że zupełnie nie potrafię sobie tego wyobrazić. Bo jak to? Nie planować ułożenia książek, nie patrzeć na nie? Nie dokładać z dumą kolejnych egzemplarzy na już i tak chwiejne i przeciążone regały? N-I-E-M-O-Ż-L-I-W-E.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.