Dodany: 04.05.2012 11:17|Autor: MartaGru
List do Grety
Po przeczytaniu tej książki miałam głowę pełną wrażeń i refleksji, a najważniejsza sprowadzała się do tego, że tytuł absolutnie nie oddaje uroku książki, jest niczym określenie „ciasto” dla mistrzowsko upieczonej szarlotki.
Historia w niej przedstawiona ma prostą, spotykaną już w literaturze młodzieżowej kanwę: kilkunastoletnia Greta zmuszona jest spędzić wakacje z bratem, tatą i dziadkami na włoskiej Elbie, a nie tradycyjnie w letnim domku w Ligurii, w towarzystwie starych znajomych i byłego chłopaka - Marca, do którego myślami wciąż wraca. Początkowo dostrzega same złe strony sytuacji: dzicz, niewygodne dojście na plażę, komunikacja z lądem wyłącznie za pomocą łodzi albo – o zgrozo - konia. Jednakże stopniowo zaczyna zmieniać zdanie na temat swojej niedoli. Pojawiają się nowi znajomi, wśród nich także płci męskiej - ci krążą wokół Grety niczym rekiny. Daniel czy Alberto? A może jednak Marco?
Swoje przeżycia Greta opisuje w dzienniku. Zagłębiamy się w jego lekturę razem z głównym narratorem – więzionym przez smutne wspomnienia pisarzem, który w tym samym domu, kilka miesięcy później, szuka ukojenia i natchnienia. Dowiadujemy się, że znalazł dziennik na poddaszu i, zaintrygowany jego treścią, postanowił na jego podstawie stworzyć powieść, przepisuje więc go, czasami dodając własne uwagi i refleksje, co całej książce nadaje charakter listu do Grety.
Wakacje dobiegają końca, a wraz z nimi – opowieść Grety. Brak jednak ostatniej strony i choć pisarz zdaje sobie sprawę, że w świetle opisanych wydarzeń może ona nie mieć wcale wielkiego znaczenia, postanawia poznać jej treść, odnajdując Gretę, która, dzięki swemu dziennikowi, stała mu się naprawdę bliska – jak bardzo?
Czy pisarz odnajdzie Gretę? Czy dowie się, co było na ostatniej stronie dziennika?
Na wszystkie te pytania jest odpowiedź w powieści, napisanej stylem niezwykle świeżym i lekkim, niemarnującym ani nienadużywającym słów. Choć autorzy nie skupiają się na opisach przyrody, udaje im się oddać niepowtarzalny klimat, Włochy czuć w każdym zdaniu, opisującym zapach makii czy też przyrządzaną ośmiornicę. Jednocześnie opowieść ma też włoski charakter: nigdzie jej nie spieszno, Czytelnik ma sam nadać znaczenie słowom, odnaleźć własne uczucia, przeżyć ją po swojemu. W świetle tego wszystkiego mówienie, że „Dziennik…” jest po prostu książką dla młodzieży i po prostu dziennikiem zakochanej nastolatki – to naprawdę zbyt mało. To urocza, poruszająca lekturka na jeden wieczór, ale za to przepojony swoistą magią.
Polecam!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.