Dodany: 31.07.2007 19:42|Autor: norge

"Focza dama"


"Focza dama" mnie rozczarowała. Wychodzi na to, że proza Kathryn Harrison raczej mi "nie leży". Owszem, podobały mi się fragmenty opisujące piękno surowej przyrody na Alasce. Niezły był także wątek meteorologiczny, dzięki któremu czytelnik może poznać historię tworzenia pierwszych map pogody. I tyle. Cała reszta, czyli opowieść o perypetiach uczuciowych Bigelowa, młodego meteorologa, który 10 czerwca 1915 roku podejmuje pionierską pracę w Anchorage, nie zainteresowała mnie. Nie wzbudził zachwytu język powieści, wyszukany, niby poetycki, lecz miejscami zdecydowanie męczacy.

Początek zapowiadał się nawet ciekawie. Bigelowowi wpada w oko jedna z "tubylczych" kobiet. Podąża za nią do jej domu, a właściwie do szopy zbitej z papy i desek, i tak zaczyna się jego wielka fizyczna i uczuciowa fascynacja Aleutką. Jest ona postacią bardzo tajemniczą. Podczas trwającego kilka miesięcy romansu nie wymawia ani jednego słowa. Nawet nie ujawnia swojego imienia. To Bigelow postanawia sam dla siebie nazwać ją Aleutką. Kobieta staje się dla niego niezwykle ważna. "Nieważne, czy go rozumiała czy nie – jej milczenie w ogóle nie powstrzymywało go od mówienia, przeciwnie, prowokowało go. Opowiadał jej o wszystkim. Przemawiał do niej bardziej elokwentnie niż do kogokolwiek innego, albo z większym polotem niż do osoby, która mogłaby odpowiedzieć"*. Pewnego dnia Aleutka niespodziewanie znika. Żadne próby jej odszukania nie przynoszą rezultatu. Bigelow rzuca się w wir życia towarzyskiego. Oczywiście takiego, jakie dostępne jest w prymitywnej i zagubionej na dalekiej północy osadzie. I w tym momencie książka traci dla mnie urok i jakiekolwiek napięcie. Mało obchodzi mnie, co stało się z Aleutka. Czytam o przeżyciach Bigelowa bez większego zaangażowania. Coraz bardziej denerwują mnie wyszukane metafory i łamańce językowe. A kiedy nasz bohater wdaje się w romanse z kolejnymi kobietami - pierwszej brakuje dwóch przednich zębów, a druga, podobnie jak Aleutka, nie potrafi mówić, ale może śpiewać – zaczynam mieć dość.

Nie zdradzę zakończenia powieści. Podzielę się za to ostatnią sceną, która pewnie w zamierzeniu miała być piękna i wzruszająca, a mnie taka się nie wydała :-).

"Cóż jej ukaże z wysokości czterech albo pięciu tysięcy stóp, z pozycji chmur? Siatkę budynków i pośród nich jej dom. Jego stacje i flagi. Szopę na skarpie. Odnogi Zatoki Cooka. Pełną zawijasów drogę strumienia.
Trzy wytatuowane linie. [Aleutka miała je wytatuowane na twarzy].
Dwa ciała w łóżku.
Trasę wędrówki jakiegoś człowieka.
Deszcz niebiesko-białej porcelany.
Tubę patefonu.
Wilgotne, czarne oko foki.
Rysy światła spomiędzy pokrzywionych desek.
Boga wydychającego chmury gęsi.
Miedziany syfon.
Słupek rtęci.
Każdą godzinę wiszenia niczym skórka u jej rąk.
Zebrane razem, jeden obraz nałożony na drugi, utworzą księgę map. Kontury życia".

Chociaż wiem, że wiele osób lubi tę książkę i znalazło w niej więcej niż ja, nikomu bym jej nie poleciła. Dla mnie cała ta historia jest zupełnie bezsensowna i w żaden sposób nie trafia do mojej wrażliwości. A przecież "Kroniki portowe", których akcja dzieje się w dalekiej, zimnej Nowej Fundlandii, i bohater też jest trochę w życiu pogubiony, tak bardzo mi się podobały! Specyficzny język tej powieści nic a nic nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie. Ot, subiektywne odczucia...


---
Kathryn Harrison, "Focza dama", przełożył Mariusz Ferek, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2003.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1631
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: