Dodany: 31.07.2007 19:05|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Kiedy artysta spotyka muzę


Mój stopień zainteresowania biografią jest zwykle wprost proporcjonalny do stopnia zainteresowania działalnością postaci będącej jej przedmiotem – i dlatego, choć pokaźny foliał „Żywotów muz” pchał mi się od dłuższego czasu w ręce przy prawie każdej wizycie w bibliotece, systematycznie odkładałam jego wypożyczenie.

Wymienione na tylnej stronie okładki nazwiska w większości nie przyciągały mojej uwagi, jedne – jak Salvador Dalí, Zygmunt Freud czy John Lennon - dlatego, że dotychczasowa o nich wiedza wystarczała mi w zupełności, inne – jak Samuel Johnson czy Fryderyk Nietzsche – nie przemawiały do mnie swoją twórczością, toteż i chęć poznania drogi, jaką szło ich natchnienie, nie była szczególnie dojmująca, inne wreszcie – może wstyd przyznać, ale nie sposób przecież równie dobrze się orientować we wszystkich dziedzinach sztuki! – po prostu nic mi nie mówiły. Zaintrygowały mnie w zasadzie dwa: Lewis Carroll, autor jednej z najsłynniejszych, a z pewnością najbardziej „odjechanej” pozycji klasyki literatury dziecięcej, i Dante Gabriel Rossetti, czołowy przedstawiciel równie dziwnego, nieco psychodelicznego (przynajmniej w moim odbiorze) nurtu w malarstwie. Nazwiska ich muz z pewnością kiedyś obiły mi się o uszy, ale to wszystko; nie wiedziałam, kim były i jak wyglądały ich relacje z twórcami. To wystarczyło, bym się w końcu dała skusić i porwać żywym, barwnym opowieściom o tym, co się dzieje, kiedy niezwykły, utalentowany mężczyzna spotyka kobietę – też nie byle jaką, bo tę, która się dlań staje inspiracją, przewodnikiem, oparciem.

Widziane pod tym kątem, interesujące wydały mi się nawet historie o zupełnie nie znanych mi postaciach. Jedyną, która mimo wszystko mnie nie wciągnęła, była ta prezentująca związek Suzanne Farrell i George’a Balanchine’a – ale nie z winy autorki, tylko z racji jednej z licznych moich własnych ułomności, sprawiającej, że od zawsze jestem totalnie ślepa na taniec jako sztukę, zatem sceniczne dokonania i perypetie największych nawet artystów baletowych nie budzą we mnie żadnych emocji. Troszkę słabszy wydał mi się na tle pozostałych tekst o Lennonie i Ono, może dlatego, że w tym związku relacja muza-artysta była raczej próbą sił między dwiema wyjątkowo utalentowanymi indywidualnościami, która ostatecznie wyszła na dobre raczej jej niż jemu.

Ale w pozostałych opowieściach zagrzebałam się z dużą przyjemnością, zwłaszcza że autorka potrafiła zachować dystans wobec opisywanych postaci, nie pozwalając sobie ani na zbytnie ich gloryfikowanie, ani na zbyt natarczywe „odbrązowianie”. Podoba mi się to podejście do tematu, choć oczywiście powstałe w podobny sposób szkice nie są w stanie zastąpić kompletnych biografii ani krytycznych studiów nad twórczością danych artystów.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1766
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: bogna 02.08.2007 00:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Mój stopień zainteresowan... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zawsze czytam Twoje recenzje i czasem kusisz mnie do przeczytania książek, o których piszesz. Nie będę za tą książką biegać, ale jak mi w bibliotece wpadnie w ręce, to chętnie ją wezmę. Dziękuję :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: