Dodany: 15.04.2012 13:51|Autor: Anastazja Kura

Bardzo subiektywnie o niedoszłym zamachowcu


Uprzedzając mylne wrażenie, jakie może wywołać moje narzekanie na przeróżne aspekty powieści, zaznaczam, że „Kawaler d’Harmental” nie jest złą książką. Wielbiciele Dumasa znajdą tam wszystko to, co sprawia, że jego twórczość do dziś jest popularna: wartką akcję, osnutą na kanwie historycznych wydarzeń, iście teatralne zwroty akcji i żywiołowe dialogi. Jednakże proporcje tych składników są nieco inne niż w jego bardziej znanych powieściach, a zakończenie jest oburzające, ale to już zupełnie inna historia. Mimo wszystko nie ukrywam, że umiejętność wywołania irytacji w czytelniku zaliczam w poczet zalet twórczości Dumasa.

Dlaczego, mimo iż „Kawalera d’Harmental” czyta się przyjemnie i ze spokojnym sumieniem mogę go zaklasyfikować do rozrywkowych powieści historycznych, zawiódł on oczekiwania wielbicielki „Trzech muszkieterów”? Chociaż słowo „zawiódł” jest nietrafionym określeniem. Bardziej zakrawa na kpinę z oczekiwań oswojonego z Dumasem czytelnika.

Oczywiście, że Dumas w „Kawalerze d’Harmental” daje to, czego się po nim spodziewać można: fabułę mniej lub bardziej związaną z wydarzeniami historycznymi. Chodzi o nieudany spisek hiszpańskiego ambasadora Cellamarego. Nie jest to jednak fakt o dużym znaczeniu dziejowym: w ogólnych opracowaniach na temat historii Francji fakt ten zazwyczaj kwituje się jednym zdaniem, jeśli w ogóle o nim się wspomina. Samo w sobie nie jest to zarzutem. Wychodząc od mało znaczącego wydarzenia, Dumas konstruuje intrygę. Ale skoro to wydarzenie tak mało istotne, nie wystarczyłoby go na powieść. Czymś jeszcze trzeba było okrasić spiski kawalera Raula. A cóż może być lepszym urozmaiceniem niż miłosne perypetie?

I tu pojawia się pierwszy grzech „Kawalera d’Harmental”: zbyt rozbudowana w stosunku do akcji miłosna intryga. Do tego określenie tego wątku „intrygą” jest sporym pochlebstwem, zważywszy, że chodzi o zwyczajny romans, który pozostaje całkowicie bez związku z polityczno-historycznymi aspektami powieści. Po prostu zblazowany dwudziestoparolatek zakochuje się (choć to znów zbyt mocne słowa na określenie tej relacji) w uroczej i młodej sąsiadce z naprzeciwka. Natomiast komplikacje w związku polegają w większości na tym, czy danego dnia sąsiadka raczy odsłonić okno. Zaiste, fascynujące… Można by tę naiwność zachowania bohatera zrzucić na karb jego młodości i arystokratycznej wrażliwości, jednakże takie usprawiedliwienie upada w świetle bezpośredniego stwierdzenia narratora, że kawaler się zajął obserwacjami panienki z okienka z bardzo prozaicznego powodu – zwyczajnej nudy. Porzucony przez kochankę, o którą tydzień wcześniej się pojedynkował, nie może znieść pustki, więc zajmuje się obserwacjami otoczenia: mieszczańskich sąsiadów, których uważa za mało rozgarniętych, ponieważ chodzą spać przed północą (sic!) i, bezczelni, buntują się, gdy nasz wspaniały Raul postanawia wyrazić swe bogate emocje grając na szpinecie o trzeciej nad ranem. Cóż za nietaktowne stadło, nieprawdaż? Na szczęście wśród tego prymitywnego otoczenia znajduje on obiekt, który przypada mu do gustu: sąsiadkę - którą, o zgrozo, jest typowa bohaterka XIX-wiecznych melodramatów, co oznacza, że jej główną funkcją jest rozchorować się lub zemdleć w obliczu niebezpieczeństwa grożącego ukochanemu. Batylda to idealna partia dla znudzonego kapryśnymi diuszesami Raula: piękne, dziesięć lat młodsze od niego dziewczę, które do tego wszystkiego jest izolowane od środowiska arystokratycznego, więc nie zostało jeszcze zepsute przez świat. Oczywiście jest także wszechstronnie utalentowane w dziedzinach artystycznych.

Tu dochodzimy do drugiego grzechu powieści: ani mdła Batylda, ani znudzony życiem, zarozumiały kawaler nie dają się lubić. Nie wzbudza też sympatii kapitan Roquefinette, opój i karierowicz o wygórowanych ambicjach. Choć być może wzbudzanie sympatii czytelnika absolutnie nie leżało w intencji autora?

Na szczęście, oprócz odpychających protagonistów znajdujemy w książce paradę barwnie przedstawionych postaci drugoplanowych. Wśród bohaterów historycznych mamy kolekcję kuriozalnych postaci: zblazowanych arystokratów (tu wyróżnia się diuk de Richelieu uganiający się za spódniczkami); pijanego regenta wracającego od kochanki po dachu (sic!); amoralnego, acz sympatycznego księdza Brigaud. Z wyrywkowego opisu ich życia wylania się barwny obraz epoki. Bo przecież chodzi tu o rozwiązłe czasy regencji, której atmosfera była reakcją na przesiąknięty dewocją koniec panowania Ludwika XIV. Do mocnych stron powieści zaliczam zarówno to sprawne przemycanie obrazu epoki dzięki wtopieniu go w akcję zamiast serwowania ciężkostrawnych opisów, jak i taki sposób kreowania postaci, który uniemożliwia zaszufladkowanie ich jako pozytywnych bądź negatywnych. Przykładem jest choćby Raul, gdyż mimo że to zarozumialec, należy oddać sprawiedliwość jego oddaniu dla raz podjętej sprawy. Ale pamiętajmy, że chodzi tu o dochowanie wierności spiskowcom szykującym zdradę stanu…

Rozwój akcji, zachowanie Raula i jego współspiskowców powinny prowadzić do łatwo dającego się przewidzieć zakończenia. Niestety, właśnie tu autor postanowił sobie z nas najbardziej zakpić. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu I właśnie przeciw takiego rodzaju nielogicznym zwrotom akcji pod koniec powieści osobiście protestuję. Wstyd, panie Dumas!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1284
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: magduszka 10.10.2016 12:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Uprzedzając mylne wrażeni... | Anastazja Kura
Jaka ulga, że ktoś ma podobne przemyślenia do mnie. Niby Dumas, ale nie Dumas, brnęłam przez książkę zupełnie nieporwana akcją.

Miłość dwójki bohaterów była zbyt mdła, akcja jak już się pojawiała, to pojawiała się zbyt rzadko, jedyne interesujące postacie (mi osobiście miło czytało się o regencie i księdzu Dubois, a ich sprzeczki były jak dla mnie najzabawniejszą częścią całej powieści) to postacie mocno drugoplanowe, a rozwiązanie wszystkiego przypominało bardziej policzek, niż to na co się nastawiałam od iluś set stron. Następnego w kolejce mam Karola Szalonego, miejmy nadzieję, że będzie sympatyczniejszy ;)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: