Dodany: 11.04.2012 12:34|Autor: Rbit

O Polaku w pikelhaubie


W niewielkim wielkopolskim miasteczku pod pruskim zaborem, młody adwokat, Hans von Frankenstein zakochuje się z wzajemnością w zubożałej polskiej szlachciance, Jadwidze z Różanowskich. Miłość do żony jest tak silna, że na jej prośbę w domu rozmawiają ze sobą po polsku, a kiedy rodzi im się syn, nadają mu imię Bolesław i wychowują w polskiej tradycji.

Frankenstein z czasem zmienia się. Miłość do żony staje się przyzwyczajeniem, coraz większy wpływ na adwokata mają koledzy, którzy popijając sok jęczmienny (piwo) pogardliwie nazywają go Polakiem, nawołując do okazania większego entuzjazmu dla działań Bismarckowskich Prus.

Przełomem w życiu rodziny staje się wybuch wojny z Francją. Bolesław zostaje powołany do wojska. Staje przed trudnym zadaniem - jak bić się z Francuzami i reprezentować Niemców, będąc Polakiem tychże Niemców nieznoszącym? W podobnej sytuacji znajdzie się wielu jego rodaków w regimentach poznańskich i śląskich, zwanych przez narratora Bartkami, Wojtkami i Maćkami. Sytuacja rodzinna Frankensteinów jest nie do pozazdroszczenia. Ojciec staje się zapalonym patriotą niemieckim, matka drży o losy syna. Jak sprawy się zakończyły? - odsyłam do "Stłumionych iskier".

Elementy humorystyczne wnosi do powieści drugoplanowa postać chłopa, Wojciecha, który służył jako stróż w domu Frankensteinów, a na wojnę został powołany razem z Bolesławem.

"- Chrancuzy bijom Miemców!
- Co się stało? - pyta pani.
- Bijom, jak Boga kochom, bijom, byndom bili, wykropiom im skóre, wygrzmocom ich, jak się patrzy!
- Kogo biją, gdzie biją?
- Chrancuzy, Chrancuzy Miemców! - krzyczy sługa, jak opętany, a oczy jego błyszczą z radości.
- Nic nie rozumiem, mów porządnie, Wojciechu.
Ale Wojciech macha tylko rękami, naśladując cięcie szablą, i mruczy:
- Dobrze im tak, wontrobnikom!
- Komu?
- Miemcom! Komużby, proszę tyż jaśnie pani. Tak to psiarstwo shardziało, co nie przystępuj bez kija. Ale tero to im Chrancuzy dadzom, oj dadzom nie chleba! Opowiadali mi dziadziuś, co Chrancuzy okrutnie bijom, kiej sie rozsierdzom. Byndzie wojna, wielgo wojna, jak nieprzymierzajonc za czasów dziadziusia"*.

Jak to u Choińskiego, najsilniejszą stronę stanowią barwne dialogi, szczególnie kwestie wypowiadane wielkopolską gwarą przez Wojciecha, a także trafne oddanie realiów epoki z jej nastrojami. Słabsze są nieco patetyczne opisy i publicystyczne wtręty narratora.

Wielu osobom powieść może wydać się starą ramotą nienadającą się do czytania we współczesnych czasach. Jednak dla mnie jest to pozycja zasługująca na uwagę. I to bynajmniej nie dzięki regionalizmom, które tak lubię, lecz z powodu przedstawienia tragicznych losów wielu Polaków wcielanych do wojska pruskiego, a później niemieckiego nie dlatego, że czuli się Niemcami, ale tylko dlatego, że mieszkali pod pruskim zaborem czy pochodzili z rodzin mieszanych. Jak się okazuje, problem ten nie dotyczy tylko "dziadka w Wehrmachcie" w czasie drugiej wojny światowej. Podobnie było i podczas I wojny światowej, a nawet, jak dowiadujemy się ze "Stłumionych iskier" Jeske-Choińskiego, wojny z Francją w 1870 roku.

Tekst książki jest dostępny w PBI (Polskiej Bibliotece Internetowej).


---
* Teodor Jeske-Choiński, Stłumione Iskry (powieść), Drukarnia Artystyczna Saturnina Sikorskiego 1898r., str. 29-30

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1196
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: